wtorek, 30 czerwca 2009

Zgadzam się z Robertem Biedroniem

Zgadzam się z Robertem Biedroniem, który zgadza się z Tomaszem Terlikowskim, że „to jak mówimy, wpływa na to, jak myślimy”. Używając słowa „homofob” podkreślamy więc nienawiść do mężczyzny heteroseksualnego i kobiety heteroseksualnej o zdrowych popędach erotycznych, a dzięki „fundamentaliście” sugerujemy skłonności do braku elastyczności. Redaktor Biedroń dobrze o tym wie, dlatego tak bardzo się boi neutralnego słowa „człowiek”. Bo „człowiek” jest dla większości polskiego społeczeństwa przeciętny, nie można go znienawidzić, obrazić. Człowiek ma swoją godność, jest po prostu... człowiekiem. Hmm... no, może znienawidzić go można, obrazić też... ale nie wdawajmy się w szczegóły. Jeszcze zaczniemy myśleć logicznie i co będzie?

To przeciwko człowiekowi, temu „prawicowemu fundamentaliście”, trwa więc wojna homoseksualnych ekstremistów. Omamione publicystyką „białych, heteroseksualnych, katolickich mężczyzn z «Rzeczpospolitej»,” społeczeństwo nie przestaje się z nimi (tymi mężczyznami) zgadzać i tolerować ich wraz z ich poglądami. Młodych mężczyzn poniżej osiemnastego roku, jak to z młodzieżą bywa, na wojnę się nie zabiera, więc nawet o nich nie warto wspominać. Młody chłopiec (a najlepiej dwóch lub trzech) jest w filmie porno i fantazji homoseksualnego mężczyzny, a ci którzy twierdzą, że z facetem to „fu”, nie wiedzą jeszcze, co to prawdziwa męska „miłość”.

Zagrożeniem dla homoseksualnego „wesołka” „jest jednorodna, heteroseksualna, seksistowska, katolicka” (pierwszy cytat za Terlikowskim, drugi za Biedroniem) wspólnota, która ma czelność domagać się poszanowania tradycyjnych wartości, wolności słowa i przeciwstawić homofaszyzmowi. Nie chce ona, jak większość heteroseksualistów, siedzieć w domu i karmić się niestrawną papką podsuwaną przez współczesne media. Chce mieć prawo otwarcie głosić swoje poglądy, bronić chrześcijańskiej moralności i przeciwstawić się homofilii.

Mógłbym tak jeszcze pociągnąć parę akapitów, odpowiednio preparując słowa pewnego homobolszewika, ale po co? Oryginał jest tutaj. A tekst Tomasza Terlikowskiego tutaj. To, że Biedroń nie ma argumentów i nie jest w stanie polemizować merytorycznie z artykułem zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” jest aż nadto widoczne. Pozostaje mu próbować wpływać tym, jak mówi (czy też pisze) na to, jak myślimy. Chciałbym powiedzieć: „mam nadzieję, że bez skutku”. Niestety, homofaszyści odnieśli już parę sukcesów zmieniając nasz sposób mówienia o nich. Zawsze możemy jednak sięgnąć po tę samą broń. Bo, jak pisałem już gdzie indziej, we współczesnym świecie, nie liczy się siła logicznego argumentu, racjonalnego rozumowania. Liczą się emocje, krzyk, wygodne etykietki zastępujące myślenie, zaklinanie rzeczywistości zamiast opisywania jej albo oskarżanie przeciwnika o „puszczania bąków” (licentia poetica: Biedroń), gdy samemu zatruwa się atmosferę. W tym świecie nie liczy się prawda, liczy się myślenie życzeniowe, ignorowanie faktów, jeśli są one dla nas niewygodna. W końcu ważna jest tylko przyjemność, pardon – chciałem powiedzieć tzw. „miłość”.

Nie, nie rezygnujmy z rozumu, logicznego dowodzenia swoich racji. Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z tymi, z którymi da się rozmawiać. W przypadku homofaszystów (a może lepiej byłoby ich jednak nazywać „homobolszewikami”?), stanowiących realne zagrożenie dla podstawowych swobód obywatelskich, można co najwyżej posługiwać się tą samą bronią, co oni – odpowiednio naginać język. Czyż można zresztą poważnie rozmawiać z facetem, który ze swoich upodobań seksualnych czyni podstawę własnej tożsamości? Wolne żarty! Nic dziwnego, że w swojej polemice używa metaforyki związanej z odbytem. Przecież jemu najwidoczniej wszystko tylko z jednym się kojarzy.

2 komentarze:

  1. wyrazy uznania - bardzo zgrabna (i trafna) "transpozycja"
    (choć rzecz raczej nie o muzyce; powiem więcej - coś tu nie gra) ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...ach, zresztą obawiam się, że Twoje słowa odbijają się echem w pustych głowach, jak głos wołającego na puszczy,
    że już niedługo tacy jak ja, czy Ty - będą traktowani jak jakieś dziwadła, bo ta ogromna kampania - warta lepszej sprawy - zrobi swoje, i strach będzie cokolwiek powiedziec przeciw.
    Więc wszyscy normalni ludzie najpierw zamilkną, a później ...się przyzwyczają.
    Kiedy ze wszystkich stron powtarzają ci, że cos jest z Toba nie tak, to w końcu uwierzysz.
    Nie zmienia to jednak faktu, że moim zdaniem to z nimi "coś nie gra".

    OdpowiedzUsuń