sobota, 6 kwietnia 2019

Corner Shop: „Bridshead Revisited” – odnaleźć prawdziwą Miłość na ruinach złudzeń

Są takie książki, które wcześniej czy później trzeba koniecznie przeczytać. Nie, nie zamierzam tutaj podać jakiejś kolejnej głupiej listy z cyklu: „niezbędnik inteligenta”. Po prostu są takie książki, które trzeba koniecznie przeczytać, bo są dla nas w jakiś sposób ważne. Dla mnie taką książką była powieść Evelyna Waugh Brideshead Revisited.

Wiele lat temu miałem szansę na przeczytanie polskiego tłumaczenia tego jednego z ważniejszych utworów katolickiego odrodzenia w Anglii. W zasadzie to powinienem był z różnych przyczyn to zrobić. Ale jakoś nie miałem do tej lektury wówczas serca. Okoliczności były mało sprzyjające, choć paradoksalnie to właśnie te okoliczności jak najbardziej ku takiej lekturze powinny były skłaniać. Kto wie? Może gdybym wówczas jakoś się zmusił do czytania, zmieniłoby to moje spojrzenie na wiele spraw? Trudno powiedzieć.

Od tamtej pory Brideshead Revisited przypominało mi się na różne sposoby. A to ktoś napisał o tej książce na blogu. A to ktoś wspomniał o niej na jakimś portalu społecznościowym. A to znowuż gdzieś zobaczyłem informację o filmie na jej podstawie i tak dalej, i tak dalej... Nie mogąc się uwolnić od tych natarczywych upomnień, w końcu zdobyłem własny egzemplarz w oryginale, gdy nadarzyła się okazja.

Muszę przyznać, że już w trakcie czytanie pożałowałem, że nie przeczytałem Brideshead Revisited wiele lat temu. Być może jednak powieść, która mnie tak poruszyła, coś zmieniłaby w moim spojrzeniu na świat, na siebie? Może pozwoliłaby się wcześniej otrząsnąć z wielu rzeczy, zbytecznego balastu, który tylko ograniczał moje ruchy, pętał? Kto wie?

Ta arcykatolicka powieść jest interesująca choćby z tego powodu, że właściwie katolicy w niej są mało sympatyczni. Ci katolicy, którzy nie buntują się przeciwko Kościołowi, przeciwko jego nauce. Bridey z jego kolekcją pudełek od zapałek z trudnością może być uznany za bohatera, który budziłby w nas miłe odczucia. Momentami jest wręcz odpychający, choć budzący jakąś tam dozę pobłażliwej sympatii z powodu swojej fajtłapowatości. Ale jego życie wydaje się pozbawione jakiejkolwiek użyteczności, gdyby nie... No właśnie! A jego wpierw narzeczona, a potem żona? A Lady Marchmain? Wprawdzie trudno uznać ją za postać antypatyczną, ale w stosunku do Sebastiana podejmuje nieświadomie katastrofalną decyzję, która pogłębia tylko jego kryzys. Może wyjątkiem są tu zakonnicy, którzy pomagają Sebastianowi, choć też są dalecy od ideału. I stara niania.

A jednak to Bridey okazuje się być głosem rozsądku, choć dla świata – dla Charlesa – jest po prostu głupkiem, który podejmuje wydawałoby się katastrofalną decyzję. Katastrofalną dla Lorda Marchmain. I katastrofalną dla samego Charlesa. Choć w obu przypadkach tylko na pozór. O czym szybko dowiadujemy się w przypadku tego pierwszego, a o czym w przypadku drugiego dowiaduje się sam zainteresowany.

Być może też to właśnie Lady Marchmain przyczyniła się do nawrócenia swojego męża i swojego syna, choć sama już tego faktu nie dożyła i choć wobec tego ostatniego popełniła błąd? Może to jej modlitwy (i Cordelii) doprowadziły do nawrócenia Julii i ostatecznie Charlesa?

Notabene ciekawe, że najmłodsza siostra Sebastiana nosi imię odrzuconej córki króla Leara – bohaterki arcykatolickiej sztuki Szekspira (wbrew idiotyzmom, które powypisywał o niej Jan Kott). Zarówno bowiem Brideshead Revisited, jak i Król Lear nie oferują łatwych pocieszeń. Zaciszny, ciepły „domek” Charlesa rozpada się w drzazgi pod nagłą lawiną. Posiadłość, z którą łączyło go tak wiele wspomnień, podupada – stacjonujący tam żołnierze obchodzą się z nią bezceremonialnie, włażąc dosłownie z buciorami w to „sanktuarium”, z którym Charlesa tyle łączy. Jego ponowna wizyta tam w czasie wojny tylko podkreśla ułudę, jaką żyli z Julią. Można powiedzieć, że z jego planów i marzeń pozostają tylko zgliszcza i ruiny.

To samo w gruncie rzeczy jest w Królu Learze. Tutaj sam władca odrzuca prawdziwą miłość, a wybiera ułudę, pozór miłości. Bardzo szybko przekonuje się, jak potworny popełnił błąd. Jego błąd dotyka nie tylko jego, ale całego królestwa. Nawet natura nie pozostaje obojętna. Cierpienie jest wpisane w ten dramat jako przekleństwo, ale też jako oczyszczenie. To cierpienie doprowadza przecież króla do poznania prawdziwej miłości, którą uobecnia w tym dramacie Cordelia. Zarówno w Bridshead Revisted, jak i w Królu Learze następuje ogołocenie ze złudzeń.

Na bardzo ciekawą paralelę z kolei między Bridshead Revisited a Wyznaniami św. Augustyna wskazuje rozmówczyni Josepha Pearce’a – Elizabeth Klein. Jeśli ktoś zna angielski, może całość rozmowy posłuchać sobie na portalu Faith & Culture.


Evelyn Waugh, Brideshead Revisited. The Sacred and Profane Memories of Captain Charles Ryder.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz