wtorek, 11 września 2018

Corner Shop: „Tinker’s Leave” Maurice’a Baringa, czyli wojna, miłość i cierpienie, cz. I


Są takie powieści, z których bohaterami ciężko jest się rozstać. Kiedy zbliżamy się do ostatnich stron, chciałoby się, aby w jakiś magiczny sposób nagle zwiększyła się objętość książki i by to nie był jeszcze koniec. Najczęściej takie książki spotyka się chyba w dzieciństwie. Przyzwyczajamy się do bohaterów, lubimy ich, chcemy towarzyszyć im w ich przygodach. Jedną z takich książek był dla mnie w dzieciństwie Robinson Crusoe. A ostatnio takim utworem okazała się powieść Tinker’s Leave
Maurice’a Baringa.

Na twórczość Baringa wpadłem przypadkiem, czytając autobiografię Belloca autorstwa Josepha Pearce’a. W zasadzie to można powiedzieć, że współcześni Chestertona i Belloca kojarzyli tych dwóch słynnych katolickich twórców nieodłącznie z Baringiem i pewnie trudno byłoby im wyobrazić sobie ich inaczej. Tak przynajmniej zostali oni uwieńczeni na obrazie „Conversation Piece” Herberta Jamesa Gunna, a więc nie jako słynny stwór Chesterbelloc (jak określił ich Bernard Shaw), ale jako trójka katolickich twórców i przyjaciół: Chesterton-Belloc-Baring. Sam Pearce porównuje ich do trzech muszkieterów, którzy razem toczyli boje i walczyli jeden za drugiego.

W dużej mierze to Belloc i Chesterton przyczynili się do nawrócenia Baringa, który wywodził się z rodziny anglikańskiej, lecz stopniowo utracił wiarę wyniesioną z dzieciństwa. Sam Baring wcześniej odwodził jednego ze swoich przyjaciół od zamiaru przejścia na katolicyzm, jednak jakiś czas potem poszedł w jego ślady i jak to określił: „było to jedyne działanie w moim życiu, którego z całą pewnością nigdy nie żałowałem”. Pearce sugeruje, że ogromny wpływ na konwersję Baringa mogła wywrzeć Ortodoksja Chestertona.

Maurice Baring raczej nie należy do pisarzy w Polsce znanych. W polskiej Wikipedii brak o nim hasła. A na język polski – jak wykazały moje pobieżne poszukiwania – przełożono i wydano w sumie tylko dwie powieści i to jeszcze przed wojną – Daphne Adeane oraz Tunikę bez szwów. Tunika bez szwów doczekała się drugiego wydania w innym tłumaczeniu po wojnie w roku 1995. I to wszystko, chyba że w jakiejś antologii umieszczono też przekłady jego wierszy, o czym nie wiem. Nic w tym w sumie dziwnego, gdyż w samym świecie anglojęzycznym o Baringu w zasadzie zapomniano, a jeśli książki Belloca i Chestertona można zdobyć z reguły bez wielkiego trudu także w wersjach elektronicznych, to z Baringiem jest znacznie trudniej albo są to wydania papierowe w cenach na polską kieszeń zbyt wysokich.

Z tego też powodu Tinker’s Leave to dla mnie wybór nieco przypadkowy – po prostu powieść ta była wyjątkowo dostępna w wersji elektronicznej i to za darmo. Ale nawet gdybym musiał za nią zapłacić, to nie byłby to pieniądze zmarnowane – czego czytelnik może się domyślić po moim wstępie.

W zasadzie powieść Baringa zaczyna się tak, jak wiele takich powieści z przełomu wieku XIX i XX. Czytelnik, który weźmie ją do ręki przypadkowo, może więc czytać ją nieco nieuważnie. Jednak po paru stronach, a już z pewnością od chwili, kiedy Miles Consterdine – główny bohater znajdzie się w Paryżu, opowieść Baringa wciąga i uwodzi z taką siłą, że z trudem można się od niej oderwać. Tak było w moim przypadku – groziło mi zaniedbanie moich obowiązków, bo mimo zmęczenia mógłbym kontynuować lekturę do białego rana.

Miles Consterdine jest z jednej strony typowym „produktem” epoki, dzieckiem bogatych rodziców, pozbawionym przy tym wielkich trosk i kłopotów, a z drugiej wydaje mi się przypominać te setki lub tysiące dzisiejszych młodych ludzi jeżdżących po współczesnej Europie, nie mających jakichś wybitnych zdolności czy wyjątkowego wykształcenia, nie orientujących się za bardzo w literaturze, sztuce czy muzyce, wiodących życie pozbawione jakichś niezwykłych wrażeń czy doznań. Stąd może przemówić do współczesnej umysłowości. Chociaż różni Milesa od współczesnych młodych ludzi jedna rzecz: w przeciwieństwie do nich jest po dziecięcemu wręcz niewinny.


Ponieważ nie lubię zdradzać fabuły, by nie psuć czytelnikowi przyjemności odkrywania jej na własną rękę (jedna z najgorszych recenzji według mnie to streszczanie własnymi słowami przeczytanego dzieła czy obejrzanego filmu), stwierdzę jedynie, że w wyniku nieprzewidzianych okoliczności życie Milesa ulega zmianie i nagle doświadcza on przygód i wrażeń, które dawniej były mu obce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz