poniedziałek, 10 września 2018

Jak Jarosław Kaczyński mnie przeraził


Niestety znowu będzie o moim ulubieńcu, czyli Patryku Jakim. A to za sprawą Prezesa, którego słowa przytoczył ostatnio onet. Mianowicie Jarosław Kaczyński tak się wypowiedział o kandydacie na prezydenta Warszawy: to „ktoś, kto może w polskiej historii następnych dziesięcioleci (...) wiele znaczyć, wiele zrobić, wiele zrobić dobrego”. Ponoć Kaczyński uświadomił to sobie jeszcze dawno temu na jakimś „młodzieżowym spotkaniu”.

Cóż ja mogę na to powiedzieć? „Raczej nieszczęście” – by zacytować klasykę polskiego kabaretu.

Z mojego punktu widzenia właśnie te zalety Jakiego, których w żaden sposób nie podważam, bo wydaje się, że jest to młodzieniec pełen energii i dość pracowity, jak najgorzej wróżą polskiej przyszłości. Jeśli mamy do czynienia z takim politykami, jak Biedroń czy Trzaskowski, od razu wiadomo, że są to politycy na bakier z nauką moralną Kościoła i że będą wprowadzać konsekwentnie rozwiązania, które staną się w Polsce kolejnymi przyczółkami cywilizacji śmierci. Natomiast w przypadku Jakiego dla przeciętnego wyborcy oczywiste to takie nie jest.

Pisałem już na tym blogu, że Jaki jest bardziej niebezpieczny od Trzaskowskiego (co – jeszcze raz podkreślę – nie oznacza, bym głosował na kandydata PO, gdybym mieszkał w Warszawie). Dlaczego? Bo w moim przekonaniu Jaki – przy milczeniu hierarchii Kościoła katolickiego w sprawie jego wypowiedzi o in vitro oraz przy bezkrytycznym chwaleniu go przez „nasze” media (z paroma wyjątkami) – będzie przyczyniał się do niezauważalnego demontażu cywilizacji chrześcijańskiej w Polsce. Jeśli wypowiedzi polityków lewicowych czy liberalnych od razu budzą opór w przeciętnym katoliku, bo wprost mówią oni o tym, co dla przeciętnego człowieka jest horrorem, to w przypadku „naszego” polityka to takie oczywiste nie jest.

Jaki wypowiada się przeciwko aborcji eugenicznej (nie wiem, czy generalnie przeciwko aborcji jako takiej), ale jest już na bakier z nauką Kościoła, gdy chodzi o in vitro. Hierarchia milczy i nie prostuje jego wypowiedzi, gdy polityk ów stwierdza, że jego podejście nie różni się od Episkopatu. Jeśli to nie jest tylko gra wyborcza (co samo w sobie jest oburzające, bo nie wyobrażam sobie, by polityk katolicki w taki sposób zdobywał sobie elektorat), to oznacza, że katolicki wyborca głosując na Jakiego jednocześnie głosuje na cywilizację śmierci wprowadzaną do Polski stopniowo. Albo inaczej: głosuje za tym, by ludzi w Polsce stopniowo do tej cywilizacji przyzwyczajać. Po Jakim przyjdą inni politycy „prawicowi” (jeśli jego poglądy za parę lat nie ewoluują), którzy będą przeciw aborcji, a nawet za oraz przeciw „małżeństwom homoseksualnym”, a nawet za – podobnie jak Jaki jest przeciw in vitro, a nawet za.

To wszystko odbywa się przy medialnej nagonce na krytyków takiego postępowania, jakie uosabia sobą Jaki. Tak jak dzieje się to w przypadku sprzeciwu przedłużania kwestii zakazu aborcji eugenicznej. Znani obrońcy życia są określani jako rozbijający prawicę, kiedy w rzeczywistości prawicę rozbijają politycy, którzy są w prawicowym rzekomo PiS-ie, a powinni znaleźć się w PO, SLD czy jakiejś organizacji feministycznej. Przeciętny wyborca prawicy, który nie ma czasu zaprzątać sobie głowy śledzeniem politycznych debat, bo zaabsorbowany jest wiązaniem końca z końcem, pójdzie i zagłosuje na Jakiego czy Lichocką, nieuświadamiając sobie, że w imię jedności prawicy przyczynia się być może do demontażu cywilizacji chrześcijańskiej w Polsce.

Jeśli zatem za kilka lat doczekamy się upadku katolicyzmu w Polsce i podobnej sytuacji, z jaką obecnie mamy do czynienia w Irlandii, to wielkie „zasługi” położą w tej dziedzinie ci politycy, którzy – słowami Jarosława Kaczyńskiego – mogą „wiele zrobić dobrego”. Niestety spory udział będzie w tym miało duchowieństwo, które milczy i takich polityków nie przywołuje do porządku po imieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz