środa, 19 września 2018

Znany reżyser donosił, ale się nie zaciągał


Podana dzisiaj informacja o współpracy znanego reżysera z SB w zasadzie nie dziwi. Nie osądzam tego konkretnego przypadku, bo nie znam dokładnie szczegółów. Ale nie jest to też pierwszy przypadek. Znana jest przecież np. sprawa innego reżysera pewnego kultowego filmu z czasów PRL-u, która zdaje się doskonale wyjaśniać jego późniejszy udział w nagonce na nieżyjącego już senatora Porozumienia Centrum. Niektórzy do tej pory cytują kawałki z jego komedii, która była elementem tego ataku.

Tacy ludzie robili nam kulturę. Tacy ludzie robią nam kulturę w dalszym ciągu. Tacy ludzie uchodzą za autorytety intelektualne czy nawet (horribile dictu!) moralne. Czy dziwi więc, że dotacje z kieszeni podatnika dostają filmy obrzydzające naszą polską rzeczywistość, pokazujące nierzeczywistość udającą zwierciadło przystawione naszym codziennym realiom? Czy dziwi, że prawie 30 lat po tzw. „transformacji ustrojowej” nie doczekaliśmy się pełnokrwistej filmowej wersji dziejów rotmistrza Pileckiego, że nie nakręcono serialu o Brygadzie Świętokrzyskiej czy o czołgistach gen. St. Maczka, a myślano o nowej wersji komunistycznych „Czterech pancernych” (nie wspominając psa)? Czy dziwi, że nie ma filmu, który pokazywałby światu, jak gnojono polskich księży w obozach koncentracyjnych, a posyła się na międzynarodowe festiwale obrazy o polskim antysemityzmie i robi się takie filmy również za ruskie pieniądze; że robi się wulgarny film o polskim duchowieństwie? Czy kogoś to jeszcze dziwi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz