czwartek, 4 października 2018

Corner Shop: „Tinker’s Leave” Maurice’a Baringa, czyli wojna, miłość i cierpienie, cz. II


Jest w tych przygodach Milesa parę rzeczy ciekawych. Po pierwsze jest to spojrzenie na Rosję okiem Anglika, Anglika zafascynowanego Rosją, ulegającego jej czarowi. I chodzi nie tylko o główną postać, ale o samego pisarza, który (jak się zdążyłem już dowiedzieć) spędził w tym kraju trochę czasu jako dyplomata, nauczył się jego języka (a sam był poliglotą), uczestniczył też w wojnie japońsko-rosyjskiej lat 1904-1905 jako korespondent, co niewątpliwie było również inspiracją dla powieściowych przygód Milesa.

Pisałem już na tym blogu o Caryll Houselander, również angielskiej autorce katolickiej, i jej wizji Chrystusa ukrzyżowanego jako rosyjskiego cara, wizji, która dla Polaka jest niemal bluźniercza, ale pozwala też wyjść poza utrwalony stereotyp Rosji. Nieco podobnie jest w przypadku Baringa, choć rzecz nie w mistycznych wizjach, ale w powieściowym obrazie tego kraju. Kozacy Baringa to nie brutalni żołdacy, którzy tłumią wolność buntującego się narodu ciemiężonego carskim knutem. To po prostu mniej lub bardziej sympatyczni żołnierze, którzy nie tyle budzą grozę, co pełnią po prostu swą służbę.

Ciekawe są też na przykład dywagacje Aloszy o policji carskiej i policji Wielkiej Brytanii. I ponownie – idą one pod prąd utrwalonych w polskiej świadomości wizji bezwzględnej i brutalnej policji zaborczego imperium. Co nie oznacza, że obraz Rosji w powieści Baringa jest sielankowy. Tinker’s Leave opublikowano w roku 1927, a więc już 10 lat po przewrocie bolszewickim. Powieść pokazuje kraj, w którym wrze i mówi się o rewolucji, choć część postaci jest sceptyczna co do możliwości jej wybuchu w najbliższym czasie. Jednym z głównych tematów jest kwestia agrarna. Sam Miles łapie bakcyla i emocjonalnie angażuje się w pewnym momencie w dyskusje polityczne. Ale nie sposób ulec wrażeniu, że jest też w tym wszystkim jakaś nuta melancholii, co być może potęguje spokojna narracja i świadomość, że obserwujemy świat, który już za parę lat ma ulec kompletnej zagładzie.

Jest w tej powieści również nieco egzotyki, bowiem oprócz Petersburga i Moskwy oraz rosyjskiej prowincji, mamy okazję oglądać oczami bohaterów wydarzenia w Mandżurii. Nie brak także humoru. Zabawne są na przykład dywagacje o tym, jak wyglądałby Hamlet napisany przez Ibsena, a jak w wizji Czechowa, aż chciałoby się przytoczyć obszerne fragmenty powieściowej rozmowy na ten temat. Zresztą o nawiązaniach do Szekspira i problematyce szekspirowskiej w tej powieści można by pewnie napisać sporą rozprawę. Wystarczy wspomnieć, że sam tytuł został zaczerpnięty z Wieczoru Trzech Króli.

Sporo tu dyskusji o teatrze, literaturze, sztuce i muzyce. Ten intelektualny ferment to także część owego wspomnianego wyżej wrzenia, ale zapewne i znak tamtych czasów. Jest oczywiście też dużo wódki, bo jakżeby inaczej w Rosji? A przy tym towarzystwo jest międzynarodowe, więc rosyjski miesza się z angielskim, francuskim i niemieckim, nie mówiąc już o chińskim. Wódka i inne trunki mieszają się z fragmentami literackimi, wśród których pojawiają się fragmenty poezji Belloca.

Ale oprócz fascynacji Rosją i dywagacji literackich, wydaje mi się, że głównymi tematami tej powieści są: wojna, miłość i cierpienie. A w tym wszystkim umiejętnie wpleciona jest kwestia religii katolickiej, choć główny bohater wydaje się być indyferentny na sprawy religijne, to jednak siłą rzeczy uczestniczy w dysputach religii poświęconych.

Wojna jest u Baringa inna od tego, do czego przyzwyczaiła nas literatura zarówno ta tworzona po I wojnie światowej, jak i zwłaszcza ta powstała po II wojnie światowej. Nie jest to żadne Na Zachodzie bez zmian. Nie jest to też Paragraf 22. Choć wojna jest okrutna, niesie ze sobą cierpienie, to jednak nie jest ukazana jako totalny bezsens, jako absurd, w którym uczestniczą wszyscy nie mogąc się z niego wywikłać. Co ciekawe, indywidualne cierpienie nakłada się tutaj z cierpieniem Chrystusa, z samotnością Chrystusa, który zostaje opuszczony przez swoich uczniów. Tym samym to indywidualne cierpienie wydaje się mieć głębszy sens. I co równie interesujące, takim człowiekiem, którego cierpienie zostaje zestawione z cierpieniem Chrystusa, jest carski oficer.

Drugim tematem w tej powieści zdaje się być miłość. I jest to zarówno miłość szczeniacka, taka jak młodzieńcza miłość Aloszy, o której Miles dowiaduje się od niego i miłość samego Milesa, która objawia się gwałtownością decyzji, hojnością serca. Jest tu również miłość zatruta, jeśli w ogóle można nazwać ją miłością, bo bardziej przypomina zaćmienie rozumu, jakieś zaczadzenie duszy. I tutaj ponownie przykładem jest Alosza. Jest wreszcie miłość dojrzała, taka, która „nie szuka swego”. I można powiedzieć, że ta miłość wydaje się ostatecznie zwyciężać w tej powieści (ale nie będę zdradzać za dużo, bo a nuż ktoś się skusi i tę powieść przeczyta).

Z tymi dwoma tematami – z wojną i miłością – wiąże się wreszcie temat cierpienia. Można w zasadzie powiedzieć, że ten motyw przewija się przez całą powieść i że samo cierpienie przybiera tutaj różne formy. Stanowi też cierpienie mocny akord pod koniec Tinker’s Leave, kiedy „wakacje” Milesa się kończą. I wydaje mi się, że być może ten motyw spaja całą powieść. Jak sam autor napisał w innym utworze: cierpienie będzie wówczas miało uzdrawiającą moc, jeśli się je przyjmie, a jest to najtrudniejsza rzecz na świecie.

Maurice Baring, Tinker’s Leave, darmowy e-book do ściągnięcia tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz