niedziela, 4 stycznia 2009

In vitro veritas?

Swego czasu miałem okazję słyszeć, może też czytać (dokładnie nie pomnę), że LPR traktuje religię instrumentalnie. LPR nigdy nie było partią z mojej bajki, ale obserwując obecną debatę na temat tzw. „zapłodnienia in vitro” zaczynam podejrzewać, że akurat to stronnictwo traktowało swoją religijność poważnie. Mniejsza o sposób, w jaki to robiono.

W czym rzecz? Otóż w obecnym Sejmie i Senacie większość mają dwie partie, które mniej lub bardziej otwarcie przyznają się do respektowania wartości chrześcijańskich, bywają wręcz określane formacjami chadeckimi, premier zaś rządzącej koalicji mówił o swoim nawróceniu i nawet wziął ślub kościelny, a chyba jeszcze wielu pamięta, jak Jan Rokita posłużył się terminem „katolicyzm toruński i katolicyzm łagiewnicki” odróżniając w ten sposób PO od PiS-u.

Kiedy więc czytam, że ustawa całkowicie zakazująca in vitro nie przejdzie, pytam się: „Jak to możliwe?”. Przecież nawet współrządząca PSL, zakorzeniona na katolickiej wszak wsi, przyznaje się do wartości chrześcijańskich! Teoretycznie jest więc zdecydowana większość, by taką ustawię przeforsować. A stanowisko Kościoła w sprawie sztucznego zapłodnienia jest jednoznaczne i stanowcze, co potwierdził niedawny list biskupów odczytywany w każdej parafii.


Być może jestem naiwny, ale chciałbym się zapytać: Czyżby więc nasi chrześcijańscy politycy byli na bakier z nauką Kościoła? Czyżby traktowali nas niepoważnie, gdy przed wyborami obnosili się ze swoją religijnością? A może wszyscy przeszli na protestantyzm?


Przy okazji polecam dobry felieton Tomasza Terlikowskiego na ten temat: http://www.fronda.pl/tomasz-terlikowski/blog/krotkie_info_dla_lidera_partii_chadeckiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz