piątek, 10 lipca 2015

Wielka księga palantów III – lewacki konserwatysta

Jadąc dzisiaj rano samochodem słuchałem w radio wiadomości. W pewnym momencie dano głos pewnemu „konserwatyście” z senatu, który powiedział coś takiego, że właśnie jako „konserwatysta” jest za podpisaniem ustawy o in vitro bez poprawek, bo przecież nikt nie zmusza do tej procedury, a żyjemy w państwie świeckim i powinniśmy zaakceptować prawo do innego stanowiska w tej kwestii. 

Mętlik, jaki mają w swoich głowach nasi rodzimi „konserwatyści” jest zaiste niebywały! Taki „konserwatysta” pojedzie np. do Rzymu i będzie klękać przed papieżem, namiętnie całując go w pierścień, a potem wróci do Polski i z całym spokojem zagłosuje za ustawą dopuszczającą mordowanie niewiniątek. 

Nasi rodzimi „konserwatyści” nie potrafią po prostu rozróżnić, gdzie zaczyna się i kończy granica oddzielająca sferę tego, co ktoś sobie w swojej głowie ubzdura a brutalną rzeczywistością, gdzie te bzdury przeradzają się w krew i strzępy ludzkiego ciała. Ot, taki defekt mózgu! 

Jeśli ktoś jeszcze nie rozumie, o co mi chodzi, to postaram się przedstawić to najprościej, jak tylko można: nie mam prawa zabraniać komuś modlenia się do starego dębu w parku, jeśli ma taki kaprys, tak jak on nie ma prawa bronić mi uczestnictwa w coniedzielnej Mszy św. Ktoś może uważać sobie, że ziemia jest płaska i opiera się na czterech żółwiach (pod warunkiem, że nie uczy moich dzieci), ale nie może mi odmawiać jednocześnie prawa do wiary w naukowe osiągnięcia, które mówią, że ziemia jest mniej więcej okrągła i krąży wokół słońca. Jeśli jednak ktoś mówi, że ma prawo uważać Żydów za podludzi i eliminować ich w komorach gazowych, to moją odpowiedzią będzie stanowcze: „NIE!”. I nie będę mówił idiotyzmów, że jestem „konserwatystą”, ale żyjemy w państwie świeckim i przecież nikt nie zmusza do mordowania Żydów, bo przecież można to zrobić tylko wtedy, jeśli akurat ma się taki kaprys lub sumienie komuś na to pozwala i otrzymał państwową dotację na wybudowanie prywatnej komory gazowej. 

Powiedzmy więc sobie raz jeszcze jasno i brutalnie: in vitro to handel żywym towarem i mrożenie, a potem spuszczanie do kibla tych istnień ludzkich, które nie załapały się na przydział w czyjejś macicy. I nie jest to tylko wyobraźnia albo pogląd, to rzeźnicka rzeczywistość!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz