Notka na okładce zestawiała dzieło św. Grzegorza z arcydziełem św. Augustyna – ze słynnymi „Wyznaniami”. Muszę od razu powiedzieć, że jest to rekomendacja na wyrost. A poza tym karkołomnym pomysłem jest zestawianie ze sobą autobiograficznego poematu z dziełem, które tyleż jest autobiografią pisaną prozą, co przede wszystkim również wielkim utworem teologicznym i filozoficznym.
Tłumaczka poszła tropem Jana Parandowskiego, który spolszczył „Odyseję” rezygnując z wiersza. To jakby zbliża oba teksty wielkich mędrców Kościoła do siebie, ale ma też ten mankament, że nie oddaje choćby w przybliżeniu poetyckiej urody (jeśli takową posiada) oryginału. A przecież poezja rządzi się nieco innymi prawami niż proza, zaś na poetycki charakter i walory zwraca autor uwagę na początku swojego dziełka:
Poezja zaś leczy troski,
dostarcza rozrywki, młodych poucza i bawi zarazem, a dla wszystkich stanowi
miłą zachętę.
Ślady tej oryginalnej
poetyckości zresztą można przy uważnej lekturze w utworze odkryć, bo przecież
nie da się ich w przekładzie prozą zupełnie zatrzeć.
Nie chcę przez to
powiedzieć, że książkę czyta się źle czy że przekład jest kiepski. Wprost
przeciwnie – poza jakimiś możliwymi drobiazgami (dla mnie rażące było „za
wyjątkiem” zamiast poprawnego „z wyjątkiem”) – autorce tłumaczenia należy się
wdzięczność za spolszczenie tego utworu. Brak jednak we wstępie choćby
krótkiego uzasadnienia takiej formy przekładu, jedynie w przypisie jest
informacja, że oryginał był „napisany (…) w trymetrze jambicznym”.
Zasadnicza natomiast
różnica między oboma utworami jest już widoczna od pierwszych wersów czy zdań.
Wystarczy porównać.
Oto jak św. Augustyn
zaczyna swoje wspomnienia:
Jakże wielki jesteś,
Panie. Jakże godzien, by Cię sławić. Wspaniała Twoja moc. Mądrości Twojej nikt
nie zmierzy. Pragnie Cię sławić człowiek, cząsteczka tego, co stworzyłeś. On
dźwiga swą śmiertelną dolę, świadectwo grzechu, znak wyraźny, że pysznym się
sprzeciwiasz, Boże. A jednak sławić Ciebie pragnie ta cząstka świata, któryś
stworzył. Ty sprawiasz, sam, że sławić Cię jest błogo. Stworzyłeś nas bowiem
jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie
spocznie.
(tłum. Zygmunt Kubiak)
A teraz św. Grzegorz z
Nazjanzu:
Pragnę opowiedzieć dzieje
mego życia, prześledzić pasmo moich niepowodzeń – jak określają je jedni – albo
sukcesów – jak nazywają je inni, jak kto woli, każdy ze swego punktu widzenia.
Osobiste opinie nie gwarantują jednak bezstronnej oceny. (…)
Kieruję tę opowieść do
was, którzy byliście ze mną, ale teraz do innych się przyznajecie – wyznawcy
prawdziwej lub fałszywej wiary – wszyscy mnie lubicie, odkąd zachowuję
milczenie.
U św. Augustyna mamy
inwokację do Boga. U św. Grzegorza zostajemy od razu wrzuceni w samo centrum
ludzkich konfliktów. U św. Augustyna mamy słynną i zwięzłą sentencję,
streszczającą poniekąd tematykę dzieła, ale też możliwą do wyjęcia jej z
kontekstu jako tzw. „złotą myśl”. U św. Grzegorza z Nazjanzu zwięzłość wynika
zapewne z ograniczeń obranej poetyckiej formy, ale nie przekłada się to na
równie sentencjonalne i trafne ujęcie ludzkiego losu. Bez wątpienia jest jedna
cecha, która ich łączy: u obu autorów w całym ich dziele widać ogromną erudycję
– przede wszystkim znakomitą znajomość Biblii, do której nawiązania i z której
cytaty lub krypto cytaty są wplecione w całość tekstu. A do tego dochodzi
jeszcze oczytanie w literaturze starożytnej Grecji i Rzymu, co również
uwidacznia się w odniesieniach do ówczesnych mistrzów sztuki poetyckiej.
Jeśli jednak losem św.
Augustyna się przejmujemy i dajemy się ponieść jego narracji, to w przypadku
św. Grzegorza z Nazjanzu może nam często towarzyszyć przy lekturze kpiący uśmieszek.
Tym bardziej, że dla współczesnego czytelnika niektóre z dylematów autora mogą
wydawać się obce lub niezrozumiałe. U św. Augustyna mamy rozdarcie ludzkiej
duszy szukającej Prawdy. U św. Grzegorza rozdarcie wynika bardziej z uwikłania
w relacje międzyludzkie stające przeszkodą do realizacji życiowych planów czy
marzeń głównego bohatera. Św. Augustyn rani siebie i bliskich. Św. Grzegorz jest
z powodu swojej naiwności głównie raniony przez otaczające go ludzkie
środowisko. U św. Augustyna pierwszoplanowym tematem jest Bóg i relacja
człowieka z Bogiem, u św. Grzegorza Bóg zdaje się ustępować miejsca swarom i
knowaniom ludzi. Zresztą sam autor ubolewa nad tym, że w sporach wysuwa się na
plan pierwszy nieistotne lub nawet głupie argumenty, zamiast skupić na tym, co
stanowi sedno toczącej się debaty. Św. Augustyn przez długi czas błądził. Św.
Grzegorz raczej jest tym, który od samego początku potępiał błędy innych, nie czując nienawiści – co podkreśla – do nich samych.
Nie bez znaczenia jest
też objętość obu dzieł. „Opowieść o moim życiu” można przeczytać w zasadzie w
trakcie dłuższego leżakowania na plaży. „Wyznania” wymagają skupienia i uważnej
dłuższej lektury.
Czy wobec tego lektura
książeczki św. Grzegorza z Nazjanzu jest stratą czasu? W żadnej mierze!
Chciałem zwrócić tylko uwagę na to, co może spowodować rozczarowanie czytelnika
zwabionego okładkową rekomendacją. Dziełko starożytnego mędrca z Nazjanzu ma po prostu
inny ciężar gatunkowy niż słynne „Wyznania”. Każdy, kto interesuje się
pierwszymi wiekami chrześcijaństwa, z pewnością chętnie sięgnie po tę lekturę. Pozna
dzięki niej przede wszystkim relację z pierwszej ręki o pewnych historycznych wydarzeniach
(II sobór powszechny) istotnych zarówno dla starożytnego Kościoła, jak i
Kościoła dzisiaj, choć nie należy z drugiej strony oczekiwać nazbyt wielu
szczegółów. Pamiętajmy, że dziełko to miało według słów samego autora przede
wszystkim dostarczać rozrywki, pouczać i bawić. A poetycka forma z pewnością stanowiła
tutaj ograniczeniem, które nie pozwalało np. na przytoczenie choćby fragmentów
dokumentów I soboru konstantynopolitańskiego czy wgłębienie się w istotę
toczącej się debaty.
Dla współczesnego
czytelnika ciekawa będzie również lista ówczesnych herezji, choć nie należy
oczekiwać szczegółowej ich analizy ze strony autora. Ważne jest natomiast uświadomienie
sobie stanu, w jakim znajdował się Kościół w IV wieku. Jeśli ktoś uważa, że nawa
piotrowa znajduje się w kryzysie dzisiaj, to niech uważnie przeczyta tę
książeczkę – może uświadomi sobie prawdę powtarzaną przez niektórych, że
Kościół był w rzeczywistości w stanie kryzysu od samego początku. A zatem nihil
novi sub sole. Może tylko zagadnienia, skala i przedmiot sporu się zmieniły. W
gruncie rzeczy i tak sprowadza się to wszystko do wierności depozytowi wiary
powierzonemu nam przez Chrystusa i przekazanego przez kolejne pokolenia Jego
apostołów. Napawa to zarówno nadzieją, jak i trwogą. Nadzieją, bo skoro Kościół
był w takim kryzysie w IV wieku, a trwa do dzisiaj, to czegóż się bać? Trwogą,
bo rodzi się pytanie, jakie jeszcze wyzwania nas czekają?
Zawsze należy jednak pamiętać
Chrystusowe: „Nie lękajcie się!” Jego Duch jest przecież z nami aż do
skończenia świata.
Grzegorz z Nazjanzu,
Opowieść o moim życiu, tłum. Anna M. Komornicka, Poznań 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz