Zaginiony byk
Ta historia ma w gruncie
rzeczy akcenty humorystyczne. Był rok 490. Pewien człowiek imieniem Gargano
udał się ze służącymi na poszukiwanie byka, który mu uciekł. Znużony pościgiem po
górach wreszcie dostrzegł bydlę u wejścia do groty. Wściekły i strudzony – a że
był gwałtownego charakteru, więc niewiele mu trzeba było – sięgnął po strzałę,
nałożył na cięciwę łuku, wycelował i strzelił. Puszczona wprawną ręką strzała
chwilę potem ugodziła… Gargano w nogę. Rozległ się przy tym – choć niebo było
czyste – potężny grzmot, aż ziemia się zatrzęsła. Wyjąc z bólu właściciel byka padł
na ziemię. Zdezorientowani słudzy nie mogli najpierw zrozumieć, co się dzieje,
a ujrzawszy charakterystyczną strzałę swojego pana w jego własnej nodze,
rzucili mu się na pomoc. Niewiele się namyślając chwycili swojego dobroczyńcę i
wzięli nogi za pas.
Ad calendas Graecas…

Biskup ogłosił strwożonym
mieszkańcom wolę księcia aniołów, po czym… odłożył sprawę ad calendas Graecas.
Z biegiem dni zaczął bowiem nabierać wątpliwości, czy aby nie łudziły go
zmysły. Wzgórze, na którym Gargano został ugodzony strzałą było poza tym
miejscem pogańskich kultów, więc mógł to być jakiś demoniczny podstęp.
Niespodziewane zwycięstwo
Anioł czynu
Była noc roku 493.
Wawrzyniec klęczał pogrążony w modlitwie. Podnosił się z klęczek, by udać się
na spoczynek, gdy usłyszał chrząknięcie. Pomyślał sobie, że pewnie służący
wszedł po cichu z jakąś niecierpiącą zwłoki sprawą. Odwrócił się i momentalnie
padł ponownie na kolana. Przed nim stał młodzieniec w lśniącej zbroi. W dłoni
trzymał włócznię, na której się wspierał. Bił od niego nieziemski blask.
Biskup znał już tę postać
– widział ją bowiem poprzednio już dwa razy. Skłonił głowę ku ziemi.
– Bądź pozdrowiony – kapłan nawet nie myślał się podnosić. – Wybacz swemu słudze ten nieład i
niestosowny strój. Właśnie kładłem się na spoczynek.
– Przybywam, by oznajmić Waszej Ekscelencji, że nie ma potrzeby konsekrowania nowej bazyliki.
– Taaak? – biskup Wawrzyniec
się wyraźnie stropił. Nazajutrz miała się odbyć uroczysta procesja, mieszkańcy
Sipontu szykowali się już od paru dni na święto. Siedmiu biskupów z Apulii było
na miejscu. Mimo późnej godziny na ulicach wciąż było słychać radosną wrzawę, a
nawet śpiewy… Poczuł, jak coś boleśnie uwiera go w kolano…
– Niech się Wasza Ekscelencja nie
martwi. Nie ma potrzeby odwoływania procesji. Ale konsekracji nie będzie. Sam o
to zadbałem. Wystarczy, jeśli Wasza Ekscelencja odprawi uroczystą Mszę św.
– Jak to? – biskup dalej
wyglądał na zatroskanego.
– Jakby to powiedzieć… – archanioł odchrząknął ponownie. – Jestem wojskowym. U nas wszystko jest proste: rozkaz – wykonanie rozkazu. Nie ma miejsca na zwlekanie, na namysł. Bitwa jest okrutna. Nawet teraz wre zaciekła walka. Reakcja musi być szybka. A biskup odrobinę zwlekał z przystąpieniem do działania. Nie żebym miał pretensję. Co nagle to po diable – jak mówi wasze przysłowie. Ale ja jestem aniołem czynu, żeby się tak wyrazić. Wprawdzie młyny Boże mielą powoli i to się chwali, jednak gdybym czekał na ostateczną decyzję Waszej Ekscelencji… – archanioł urwał widząc zakłopotaną minę biskupa. – Mniejsza o to! W każdym razie w grocie Wasze Ekscelencja znajdzie wszystko, co potrzeba do oprawienia Mszy św. Ołtarz już stoi, nowa bazylika jest poświęcona.
– Ale…
– Wasza Ekscelencja wybaczy,
jednak obowiązki wzywają. Niech pokój będzie z tobą!
Nim biskup zdołał
cokolwiek powiedzieć, Michał Archanioł znikł.
Następnego dnia odbyła
się uroczysta procesja. Mozolnie, w coraz bardziej palącym słońcu podążała w
górę w stronę groty. W pewnym momencie nad głowami biskupów pojawiły się cztery
potężne orły. Dwa z nich osłaniały swoimi skrzydłami starszych biskupów przed skwarem.
Dwa pozostałe trzepotem piór zapewniały ożywczy powiew. Ludzie pokazywali je sobie
z trwożnym podziwem. Takich ptaków jeszcze nie widzieli. Wydawało się, że gdyby
tylko zechciały, mogłyby porwać całą siódemkę hierarchów w górę i cisnąć o
skały. Nic takiego się jednak nie stało. A gdy uroczysty pochód doszedł do
groty, wszyscy usłyszeli nieziemskie śpiewy aniołów dochodzące z wnętrza.
Biskupi wkroczyli pierwsi. Ujrzeli ołtarz przykryty szkarłatnym obrusem,
kryształowy krzyż…
Kamyk z imieniem archanioła
Może niedokładnie tak to wszystko wyglądało…, ale tak to sobie wyobraziłem. Tę historię można znaleźć w kilku miejscach w Internecie, m.in. tutaj i tutaj. Notabene Michał Archanioł ukazał się po raz czwarty wiele wieków później – 25 września 1656 roku (ciekawym szczegółem są w tej historii dokładne daty). Był to czas zarazy i ponownie ludzi ogarnęła trwoga. Książę aniołów ukazując się arcybiskupowi Pucciarellemu obiecał, że kto weźmie z jego groty kamyk z wyrytym krzyżem i inicjałami M.A., ten wyzdrowieje. Tak się też stało, a w samym sanktuarium można do dziś oglądać tablicę upamiętniającą tamto wydarzenie.
Warstwy historii
Do Monte Sant’ Angelo warto przyjechać zarówno dla doznań duchowych, jak i estetycznych. Do
miasteczka wiodą dwie drogi, myśmy przyjechali tą z San Giovanni Rotondo. Ponoć
druga jest bardziej widowiskowa, ale i na tej nie brakowało zachwycających
krajobrazów.
Sanktuarium
św. Michała Archanioła jest przepięknie położone na górze Gargano, a otaczające
je miasteczko urzekło mnie swym specyficznym pięknem, jak wiele innych miast i
miasteczek widzianych we Włoszech. Nie ukrywam, że takie starożytne
miejscowości wywierają na mnie zawsze ogromne wrażenie, gdyż mam poczucie
stąpania po wiekach historii i jakiejś więzi z tymi pokoleniami, które tu żyły przez
nieprzerwane wieki. Nie lubię Wrocławia, bo czuję tutaj wyrwę w tej
nawarstwiającej się historii – jakby ktoś wyciął z drzewa kilka słoi i zostawił
pomiędzy starymi a nowymi warstwami ziejącą nicością pustkę. Równie przykre
wrażenie sprawiały na mnie odwiedziny Wilna i Lwowa, choć tam czułem z jednej
strony radość znalezienia się w miejscu, gdzie stąpałem po wiekach historii
Rzeczypospolitej. Z drugiej strony jednak miałem poczucie, że jestem w miastach–wydmuszkach,
z których brutalnie usunięto ich treść.
86 stopni w dół i porta coeli
Suszące się pranie i wielka bitwa
Niestety
samej groty nie mogliśmy obejrzeć zbyt dokładnie, gdyż odprawiano właśnie Mszę
św, a zdjęć nie wolno było robić, jak w większości takich miejsc – co zresztą zrozumiałe.
Mimo to wrażenie było niesamowite. A modlitwa w tym miejscu to doświadczenie
szczególne.
W
sklepiku z dewocjonaliami także i dzisiaj można kupić kamyki z groty. Czy w
dalszym ciągu chronią nabywców przed chorobą – tego nie wiem, ale z pewnością
mały datek może wspomóc kościół.
I
w takich to „okolicznościach przyrody” myśl mimo woli biegła do toczącej się
wokół nas bitwy, której nie widzimy swymi ziemskimi oczami, a której widok mógłby
niejednemu zjeżyć włos na głowie.
„Gdy rozgorzała zażarta walka, przeciwnikom ukazało się z nieba pięciu wspaniałych mężów, na koniach ze złotymi uzdami, którzy stanęli na czele Żydów. Oni to wzięli Machabeusza pomiędzy siebie, osłonili własną bronią i tak strzegli go od ran, na przeciwników zaś rzucali pociski i pioruny, a ci porażeni ślepotą rozbiegli się w największym zamieszaniu” (2 Mch 10,29-30).
„Gdy rozgorzała zażarta walka, przeciwnikom ukazało się z nieba pięciu wspaniałych mężów, na koniach ze złotymi uzdami, którzy stanęli na czele Żydów. Oni to wzięli Machabeusza pomiędzy siebie, osłonili własną bronią i tak strzegli go od ran, na przeciwników zaś rzucali pociski i pioruny, a ci porażeni ślepotą rozbiegli się w największym zamieszaniu” (2 Mch 10,29-30).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz