O chuście z zagadkowym wizerunkiem Chrystusa znajdującej się w Manoppello już zamieściłem tutaj wpis. Ponieważ relikwię tę oglądaliśmy po drodze z Loreto, więc z obowiązku niejako i by być w zgodzie z planem naszej pielgrzymki piszę o położonej w Apeninach Środkowych miejscowości Manoppello raz jeszcze. Jedzie się tam krętymi drogami, a sama miejscowość nie przedstawia się wcale okazale. Nikt postronny, kto by tam przypadkiem zawędrował, nawet by nie przypuszczał, że znajduje się w pobliżu sanktuarium skrywającego jedną z największych zagadek chrześcijaństwa.
Mieliśmy niewątpliwy
przywilej uczestniczyć w Mszy św., odprawionej przez towarzyszącego nam
księdza, w kościele, w którym znajduje się cudowna chusta. Umieszczony nad
ołtarzem wizerunek intrygował i nie mogłem przestać na niego spoglądać. Potem
mogliśmy wreszcie zobaczyć go z bliska. Usytuowane z tyłu ołtarza schody pozwoliły nam
na stanięcie, jak już pisałem, dosłownie twarzą w twarz z Chrystusem z
tajemniczej chusty. Swoje wrażenia i przemyślenia już opisywałem, więc
zamieszczam tylko jeszcze inne ujęcie tego niesamowitego obrazu.
Następny punkt naszej
pielgrzymki okazał się być dla nas miłą niespodzianką. Nie był ujęty w planie
naszej podróży. A organizatorzy poinformowali nas o nim w czasie jazdy
autokarem. Na chwilę zatrzymaliśmy się mianowicie w Lanciano, gdzie jeden z
kościołów skrywa pierwszy cud eucharystyczny (gdzieś czytałem, że jeden z
pierwszych cudów eucharystycznych, więc rzecz jest do weryfikacji). Wydarzył
się on w VIII wieku, gdy pewien mnich odprawiający Mszę św. zwątpił w prawdziwą
obecność Ciała i Krwi Chrystusa w Eucharystii. I tak od dwunastu wieków można
oglądać coś, co naukowcy zidentyfikowali jako strzęp ludzkiego serca oraz pięć
grudek krwi. Wygląda więc na to, że na wyciągnięcie ręki mieliśmy przed sobą
w widzialnej postaci cud przemienienia Ciała i Krwi Chrystusa. Sama myśl o tym wywołuje trwożne zadziwienie i w gruncie rzeczy zdumiewa, że możemy wobec tego faktu przechodzić tak
spokojnie. Chyba, że ktoś uważa to za fałszerstwo...
Podobnie jak chustę z
Manoppello, mogliśmy cud eucharystyczny z Lanciano oglądać z bardzo bliska i ponownie
z obu stron, a zadbano przy tym o udogodnienia dla osób poruszających się na
wózkach inwalidzkich.
Samo miasteczko
widzieliśmy praktycznie w przelocie, ale miasteczka włoskie oglądane nawet
pobieżnie zawsze ujmowały mnie swoim urokiem i wiekami
nawarstwiającej się historii. We wszystkich z nich uwagę zwracały nieustannie balkony przystrojone kwiatami. Odurzający zapach kwiatów towarzyszył nam w tej podróży praktycznie niemal na każdym kroku, a w trakcie jazdy autokarem zachwycały ciągnące się wzdłuż drogi kwietne ściany. Zdawały się biec tak kilometrami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz