środa, 15 lipca 2015

Manoppello i Lanciano


O chuście z zagadkowym wizerunkiem Chrystusa znajdującej się w Manoppello już zamieściłem tutaj wpis. Ponieważ relikwię tę oglądaliśmy po drodze z Loreto, więc z obowiązku niejako i by być w zgodzie z planem naszej pielgrzymki piszę o położonej w Apeninach Środkowych miejscowości Manoppello raz jeszcze. Jedzie się tam krętymi drogami, a sama miejscowość nie przedstawia się wcale okazale. Nikt postronny, kto by tam przypadkiem zawędrował, nawet by nie przypuszczał, że znajduje się w pobliżu sanktuarium skrywającego jedną z największych zagadek chrześcijaństwa. 

Mieliśmy niewątpliwy przywilej uczestniczyć w Mszy św., odprawionej przez towarzyszącego nam księdza, w kościele, w którym znajduje się cudowna chusta. Umieszczony nad ołtarzem wizerunek intrygował i nie mogłem przestać na niego spoglądać. Potem mogliśmy wreszcie zobaczyć go z bliska. Usytuowane z tyłu ołtarza schody pozwoliły nam na stanięcie, jak już pisałem, dosłownie twarzą w twarz z Chrystusem z tajemniczej chusty. Swoje wrażenia i przemyślenia już opisywałem, więc zamieszczam tylko jeszcze inne ujęcie tego niesamowitego obrazu. 

Następny punkt naszej pielgrzymki okazał się być dla nas miłą niespodzianką. Nie był ujęty w planie naszej podróży. A organizatorzy poinformowali nas o nim w czasie jazdy autokarem. Na chwilę zatrzymaliśmy się mianowicie w Lanciano, gdzie jeden z kościołów skrywa pierwszy cud eucharystyczny (gdzieś czytałem, że jeden z pierwszych cudów eucharystycznych, więc rzecz jest do weryfikacji). Wydarzył się on w VIII wieku, gdy pewien mnich odprawiający Mszę św. zwątpił w prawdziwą obecność Ciała i Krwi Chrystusa w Eucharystii. I tak od dwunastu wieków można oglądać coś, co naukowcy zidentyfikowali jako strzęp ludzkiego serca oraz pięć grudek krwi. Wygląda więc na to, że na wyciągnięcie ręki mieliśmy przed sobą w widzialnej postaci cud przemienienia Ciała i Krwi Chrystusa. Sama myśl o tym wywołuje trwożne zadziwienie i w gruncie rzeczy zdumiewa, że możemy wobec tego faktu przechodzić tak spokojnie. Chyba, że ktoś uważa to za fałszerstwo...

Podobnie jak chustę z Manoppello, mogliśmy cud eucharystyczny z Lanciano oglądać z bardzo bliska i ponownie z obu stron, a zadbano przy tym o udogodnienia dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. 

Samo miasteczko widzieliśmy praktycznie w przelocie, ale miasteczka włoskie oglądane nawet pobieżnie zawsze ujmowały mnie swoim urokiem i wiekami nawarstwiającej się historii. We wszystkich z nich uwagę zwracały nieustannie balkony przystrojone kwiatami. Odurzający zapach kwiatów towarzyszył nam w tej podróży praktycznie niemal na każdym kroku, a w trakcie jazdy autokarem zachwycały ciągnące się wzdłuż drogi kwietne ściany. Zdawały się biec tak kilometrami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz