San Giovanni Rotondo to
kolejne silne przeżycie duchowe na szlaku naszej pielgrzymki. O ojcu Pio co nieco
wiedziałem już wcześniej, bo akurat pracę duszpasterską w moim kościele parafialnym, do którego
przez długi czas chodziłem, prowadzili franciszkanie. Swoją wiedzę o św. o. Pio
odświeżyłem dzięki filmowi puszczanemu nam w autokarze. Pamiętałem też historię
Aleksandra Wata, który opisał swoje spotkanie z włoskim świętym w „Moim wieku”.
Wat, dręczony chorobą psychosomatyczną, wyjeżdżał z San Giovanni Rotondo
zawiedziony, wręcz załamany – „cudu nie będzie!”
Miałem więc w głowie
obraz o. Pio dwojaki: pokornego świętego, obdarzonego stygmatami, dokonującego
cudów, posiadającego dar bilokacji i czytania w myślach oraz włoskiego
wieśniaka, szorstkiego w obyciu, odtrącającego polskiego pisarza od
konfesjonału.
Kiedy się ogląda już
nawet z daleka potężny gmach szpitala – Dom Ulgi w Cierpieniu – nie sposób
zadziwić się nad potęgą ducha ludzkiego współdziałającego z łaską Bożą.
Ukorzywszy się przed Bogiem, dzięki swojej pokorze i zaufaniu Panu potrafi
dokonać czynów wręcz tytanicznych. I to często tam, gdzie wydaje się, iż jest
to po ludzku niemożliwe. Jakiż bowiem szaleniec podjąłby się dzieła budowy tak potężnego szpitala na tym kamienistym wzgórzu nie mając uprzednio żadnych środków finansowych?
Samo miasteczko nie
przedstawia się imponująco, choć okoliczne wzgórza mogą urzekać swym surowym
pięknem. Brak tutaj przede wszystkim zachwycających zabytków, a cała społeczność
zdaje się żyć z pielgrzymów i dzięki sławie świętego franciszkanina.
Podobnie jak w
Manoppello, także i tutaj nasz ksiądz mógł odprawić Mszę św. w miejscu
niezwykłym, bo w pierwotnym kościółku, w którym spowiadał i Mszę św. celebrował
święty z Pietrelciny. I podobnie jak w Manoppello nie mogłem przestać zerkać w
czasie Mszy na wizerunek Chrystusa, tak i tutaj nie mogłem się powstrzymać, by
od czasu do czasu nie rzucić okiem w lewą stronę, gdzie stał słynny konfesjonał
o. Pio.
Konfesjonał usytuowany był za zabezpieczającą szybą, a z kolei za nią, pod samym konfesjonałem, a nawet częściowo i w nim leżały karteczki i zdjęcia wrzucane przez wiernych. Wśród leżących tam przedmiotów zdziwił mnie widok papierosa, który wrzucił ktoś albo dla głupiego żartu, albo może, by podziękować za wyjście z nałogu.
Konfesjonał usytuowany był za zabezpieczającą szybą, a z kolei za nią, pod samym konfesjonałem, a nawet częściowo i w nim leżały karteczki i zdjęcia wrzucane przez wiernych. Wśród leżących tam przedmiotów zdziwił mnie widok papierosa, który wrzucił ktoś albo dla głupiego żartu, albo może, by podziękować za wyjście z nałogu.
Zadzierając głowę można zobaczyć
ustawiony na balkonie krzyż, przed którym o. Pio się modlił i otrzymał
stygmaty.
Po Mszy św. mieliśmy
czas, by zwiedzić cały kompleks kościelny i odwiedzić grób o. Pio. Do
pierwotnego prostego w formie kościółka dobudowano większy, który święty określił jako „pudełko
zapałek”, wiedział bowiem już za swego życia, czego należy się spodziewać. I
faktycznie prace budowlane na tym się nie zakończyły…
Odwiedziliśmy więc
zarówno pierwotny grób ojca Pio, jak i pomieszczenia bądź mu poświęcone, bądź takie,
w których przebywał za swojego życia. Imponujące wrażenie robiły regały z
tysiącami listów – ciasno ułożonych jeden obok drugiego – jakie wysyłali do
świętego ludzie z całego świata. A według przewodniczki był to tylko drobny ich
fragment! Oczywiście nie mogło zabraknąć wspomnienia historii dwóch listów arcybiskupa
Karola Wojtyły, z których jeden wysłał z prośbą o modlitwę wstawienniczą o
uleczenie Wandy Półtawskiej z choroby nowotworowej, a drugi z podziękowaniem za
cud uzdrowienia swojej przyjaciółki.
Idąc tymi samymi
korytarzami, którymi chodził swego czasu o. Pio, zaglądając przez szklaną
ścianę do jego celki, mogliśmy również przejść bezpośrednio przed krzyżem, o
którym już wspominałem wcześniej, a przed którym o. Pio otrzymał stygmaty.
Jak się wkrótce okazało
to, co widzieliśmy, było tylko częścią całego kompleksu budowli sakralnych. Po
wyjściu ze starszej części klasztornej udaliśmy się bowiem do nowoczesnego
sanktuarium – zawierającego także różne udogodnienia dla pielgrzymów – gdzie
znajdował się grób o. Pio. Cała konstrukcja sanktuarium niejako opierała się na
tym grobie czy też wyrastała z niego. To trzeba po prostu zobaczyć.
W podziemnej części – gdzie spoczywają doczesne szczątki słynnego zakonnika – zachwycały ściany ozdobione mozaikami współczesnego artysty – jezuity Marko Iwana Rupnika. Dech w piersi zapierały pokryte złotą mozaiką sufity. Za materiał posłużyły wota składane przez wdzięcznych pielgrzymów. Pewnie skromny zakonnik o. Pio nie chciałby tych wszystkich splendorów, ale ta złota mozaika wywoływała niesamowite wrażenie i była artystycznym oddaniem czci przede wszystkim Bogu, ale jednocześnie i Jego świętemu.Niestety moje zdjęcia – choć robione przyzwoitym sprzętem – nie oddają nawet w przybliżeniu ich piękna. Trochę informacji o przyświęcającej artyście myśli oraz parę dodatkowych zdjęć można znaleźć m.in. tutaj.
W podziemnej części – gdzie spoczywają doczesne szczątki słynnego zakonnika – zachwycały ściany ozdobione mozaikami współczesnego artysty – jezuity Marko Iwana Rupnika. Dech w piersi zapierały pokryte złotą mozaiką sufity. Za materiał posłużyły wota składane przez wdzięcznych pielgrzymów. Pewnie skromny zakonnik o. Pio nie chciałby tych wszystkich splendorów, ale ta złota mozaika wywoływała niesamowite wrażenie i była artystycznym oddaniem czci przede wszystkim Bogu, ale jednocześnie i Jego świętemu.Niestety moje zdjęcia – choć robione przyzwoitym sprzętem – nie oddają nawet w przybliżeniu ich piękna. Trochę informacji o przyświęcającej artyście myśli oraz parę dodatkowych zdjęć można znaleźć m.in. tutaj.
Święty spoczywa za
szklaną ścianą, ubrany w zakonny habit, jak za swojego życia. Jak nam
wyjaśniono, twarz stygmatyka przykrywa silikonowa maska. Można natomiast
zobaczyć zachowane sczerniałe palce dłoni o. Pio. Pielgrzymi przechodzą obok,
zatrzymując się na chwilę modlitwy, zanosząc prośby o wstawiennictwo i by
przyłożyć do szkła obrazki lub inne relikwie świętego.
Po modlitwie mieliśmy czas na chwilę samodzielnego zwiedzania sanktuarium, relaksu w restauracji lub na krótkim spacerze po okolicy. Nad wszystkim górował Dom Ulgi w Cierpieniu, z którego fasady spoglądał z portretu o. Pio...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz