poniedziałek, 22 stycznia 2018

A Toyah dalej galopuje hen, hen! – w bezdroża i oczerety


Toyah niestety kolejnymi wpisami tylko dowodzi mojej oceny, że na temat Kościoła nie ma nic sensownego do powiedzenia. Broni ojca świętego. No cóż... mógłbym powiedzieć, wzorując się na jego wpisach, że Kościół powinien bać się takiego obrońcy bardziej niż swoich krytyków. Ale może od biedy lepszy taki obrońca papieża niż ci, którzy wyzywają go od antychrysta i rzucają pod jego adresem wulgarne określenia? Chociaż z drugiej strony akurat w tym ostatnim przypadku widać z miejsca wyraźnie, że to, co wypisują, od złego pochodzi.


Nawet nie mam ochoty podawać linku do jednego z ostatnich wpisów Toyaha, aczkolwiek każe mi on nieco zmodyfikować swoją opinię o tym blogerze. Ten wpis, w którym Toyah wypowiada się pogardliwie o czterech kardynałach, wybitnych i zasłużonych dla Kościoła, porównując ich do faryzeuszy, po prostu nie zasługuje na upowszechnianie. Kto zechce, ten sobie go znajdzie. Wyraźnie widać, że o zamieszaniu w Kościele, jakie trwa za tego pontyfikatu, Toyah albo ma umiarkowaną wiedzę, albo nie chce o pewnych faktach najzwyczajniej w świecie wiedzieć (a można ich przytoczyć zatrważającą ilość). Być może niezbyt uważnie korzysta z Internetu. Potrafi rzucać tylko epitetami i to tak kuriozalnymi, jak „katoprawica” czy „staruszkowie” (ten ostatni jest chyba jego ulubionym, być może powinien dodać jeszcze, że są to staruszkowie niewykształceni i z małych miejscowości) i podawać swoją dość uproszczoną wersję wydarzeń. Nawet nie dostrzega, że faktycznie słowa Chrystusa – ale nie te, które przytacza, lecz te o nierozerwalności małżeństwa i o Mojżeszu – mogłyby być skierowane właśnie do obrońców zachowań i działań tego papieża, a zwłaszcza feralnego punktu 301 Amoris laetitia. No cóż...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz