czwartek, 18 stycznia 2018

„Seksmisja” po kanadyjsku


Jak się okazuje jedna z najzabawniejszych komedii w historii polskiego kina była nie tylko kpiną z totalitaryzmu, ale też przepowiednią czasów przyszłych, w których już żyjemy. Zapewne też wbrew intencjom samego reżysera. Jesteśmy też świadkami rzeczy, o których się wówczas ani reżyserowi, ani przeciętnym Polakom w siermiężnej komunie nie śniło. Na przykład: jednego z największych obłędów nowego stulecia (aż strach pomyśleć, co będzie dalej) – ideologii „gender”.


Wspomniałem już poprzednio na tym blogu, że Kanada, to kraj, któremu coraz dalej do sielankowego stereotypu o niej, a coraz bliżej do krainy przypominającej najczarniejszą dystopijną wizję.


Cóż jednak począć z tą wiadomością z Quebeku, którą podał portal LifeSiteNews? Śmiać się czy płakać? W latach osiemdziesiątych uznalibyśmy to za tak absurdalne, że nikt nie uwierzyłby, że takie rzeczy będą się dziać na serio. A jednak.


Otóż niejaki/niejaka (niepotrzebne skreślić) „Gabrielle” Bourchard została/został (niepotrzebne skreślić) szefową „największej grupy walczącej o prawa kobiet”. Ten ktoś urodził się jako mężczyzna, a teraz określa się jako „kobieta”. Nie wiem, czy po powrocie ściąga z ulgą perukę i zrzuca damskie ciuszki. W każdym razie taki absurd zaczyna niestety być dla nas powszechnością. Po Wrocławiu też biega coś/ktoś (niepotrzebne skreślić) w damskich szpilkach, co/kto (niepotrzebne skreślić) nieodmiennie kojarzy mi się z koziołkiem, a może satyrem.


Ale to nie koniec całej historii! Żeby było jeszcze zabawniej, część feministek zbuntowała się przeciwko nowej „szefowej”, twierdząc, że „nie może przemawiać w imieniu kobiet, gdyż urodziła się mężczyzną”.


„Szefowa” broni się natomiast twierdząc, że przedtem była/był (niepotrzebne skreślić) ponad „szklanym sufitem”, a teraz jest pod nim, stawszy się częścią „uciskanej grupy”, więc w rzeczywistości lepiej rozumie sytuację kobiet.


Cyrk trwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz