sobota, 17 lutego 2018

„Luter i rewolucja protestancka” – ten film z pewnością nie dostanie „Feniksa”


Nowy rok nie jest już taki nowy, ale pociągnijmy jeszcze wątek podsumowań i ubiegłorocznych wydarzeń kulturalnych. Otóż sądzę, że jednym z najważniejszych była listopadowa premiera filmu dokumentalnego Grzegorza Brauna „Luter i rewolucja protestancka”. Jest to film zrobiony z okazji okrągłej 500-letniej rocznicy rewolucji protestanckiej, która doprowadziła do katastrofy – zniszczenia jedności Europy i podziału, którego ani czas ani podejmowane przez różnych ludzi próby nie zaleczyły. Raczej możemy oglądać kolejne etapy zaczętej wówczas destrukcyjnej rewolty przeciwko Kościołowi i cywilizacji przezeń stworzonej.


Film Brauna jest ważny z kilku powodów. Niewątpliwie jest to kolejne dzieło reżysera, które jest przykładem jego mistrzostwa w opowiadaniu językiem filmu dokumentalnego o historii. Widzowie, którzy śledzą dokonania reżysera, wiedzą już mniej więcej, czego można się spodziewać: że na przykład film będzie umiejętnie łączył zdjęcia archiwalne, wywiady ze specjalistami z dynamicznym sposobem opowiadania, znakomitą muzyką i przede wszystkich kreskówkami, które są szczególnym rysem tych filmów. Jeden z amerykańskich dziennikarzy katolickich zwrócił uwagę, że sam początek filmu Brauna (użyty jako „trailer”), gdzie wykorzystano właśnie animację w „komiksowej stylistyce”, mówi już wystarczająco jasno, o czym jest film. Nie trzeba słów i wyjaśnień. Jednak widz przyzwyczajony do języka filmowego Brauna odnajdzie w „Lutrze...” również nowe elementy. Takim jest zastosowanie drona do zdjęć w plenerze. Tę nową technikę twórcy (bo sam reżyser zwraca uwagę na ogromny wkład zespołu, który z nim współpracował) wykorzystali znakomicie. W pierwszym momencie nawet dziwiłem się, jak zrobiono te ujęcia z helikoptera i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że zastosowano nową technikę.


Po raz kolejny też autor „Marszu wyzwolicieli” odkłamuje dzieje Europy i pokazuje je tak, jak nie przedstawiają ich podręczniki w szkołach czy na uniwersytetach. Wcześniejszym przykładem był np. „Marsz wyzwolicieli” i „Defilada zwycięzców”, w których to filmach reżyser wyszedł poza stereotypowe spojrzenie na przyczyny wybuchu II wojny światowej, pokazując prawdziwego sprawcę, o którym się nie mówi – Związek Sowiecki i tow. Stalina. A to wszystko zostało przy tym logicznie udokumentowane i poparte dowodami.


Z tego też powodu „Luter i rewolucja protestancka” należy do filmów, które koniecznie trzeba zobaczyć. Powiedziałbym, że jest to pierwszy i podstawowy powód, jeśli pominąć wartości artystyczne najnowszego dzieła Grzegorza Brauna. Jesteśmy oto bowiem świadkami dziwnych scen, które jeszcze sto lat temu dziwiłyby i gorszyły publicystów i intelektualistów katolickich, a także zwykłych wiernych. Dostojnicy kościelni, nie pomijając papieża, próbowali przekonywać w zeszłym roku wiernych, że należy w jakiś sposób uczcić reformację, że intencje samego Lutra były dobre, że przecież w Kościele działy się wówczas rzeczy złe itp., itd. W Polsce na przykład arcybiskup Ryś napisał całkiem niedawno list do ewangelików przepraszając ich za „nieszczęsną debatę i decyzję Sejmu”, który dzięki odwadze posłanki Anny Siarkowskiej nie uchwalił rezolucji upamiętniającej 500-lecie reformacji (notabene dziwny jest już sam fakt stosowania wielkiej litery w słowie „reformacja” przez katolicki portal, który o tym informował). Ten list jest naprawdę czymś kuriozalnym, jeśli chcecie, znajdźcie go i przeczytajcie, a potem obejrzyjcie film „Luter i rewolucja protestancka”.


Grzegorz Braun sięga w swoim filmie do dokumentów, przytacza autentyczne wypowiedzi Lutra, rozmawia z duchownymi, profesorami, publicystami, także nawróconymi na katolicyzm byłymi protestantami. Docieka, bada, pyta, szuka. W swoich poszukiwaniach objechał spory kawałek Europy. Sięgnął też do źródeł, które podważają oficjalną i przyjętą, także przez katolików, narrację. Obraz ojca reformacji, a także samego przebiegu rewolty protestanckiej i jej opłakanych skutków, jaki się wyłania z tego znakomitego dokumentu, jest po prostu wstrząsający. Podważający także to, co arcybiskup Ryś napisał w swoim liście. Może więc arcybiskup zdobyłby się na poważną debatę z reżyserem i tymi, którzy negatywnie oceniają zarówno Lutra, jak i samą reformację? Nie sądzę, by tak się stało.


I to jest właściwie drugi powód, dla którego warto ten film zobaczyć i zakupić na własność płytę DVD. Otóż jestem przekonany, że najnowsze dzieło Brauna, choć w pełni na to zasługuje, nie dostanie np. nagrody „Feniks”, choć dostał ją film „Eugenika” w roku 2012. Jednak nawet wówczas widz był świadkiem tak gorszących scen, jak tłumaczenie się Stowarzyszenia Wydawców Katolickich z faktu przyznania tej nagrody i wyjaśnień, że nie dostał jej reżyser, tylko Dom Wydawniczy Rafael”. Jak możemy w tamtym haniebnym oświadczeniu przeczytać: „nagrodzone zostało przesłanie filmu broniącego ludzkiego życia, a nie jego reżyser, a tym bardziej jego prywatne poglądy”. Ładnie oddzielono tutaj autora od jego dzieła!


„Luter i rewolucja protestancka” to ogromny sukces całego zespołu pracującego nad tym dokumentem i samego reżysera, jego determinacji i niezłomności. Mimo milczenia przez prasę katolicką o tym filmie („prawda was wyzwoli”) oraz cenzury (przykład można znaleźć na moim blogu, gdzie tzw. „trailer” filmu jest niedostępny, bo usunął go portal YouTube), cieszy się on ogromną popularnością. I co ciekawe jest wyświetlany do tej pory na bezpłatnych seansach. Samo dzieło zostało zrobione bez żadnych dotacji państwowych, na które Braun (obraziwszy sobie „wszystkie sklepy”) nie mógł nawet liczyć. A mimo to udało mu się ten film ukończyć i zebrać zakładaną sumę pieniędzy z nawiązką. A wszystko dzięki setkom darczyńców, którzy sponsorowali ten film z własnej kieszeni i z własnej woli. Grzegorz Braun udowodnił, że można zrobić znakomity, dopracowany film dokumentalny bez wiszenia u klamki państwowego mecenasa. Dodajmy tutaj np., że autor dotarł do wybitnych postaci świata nauki, Kościoła i publicystyki katolickiej (rozmawiał m.in. z kard. Gerhardem L. Mullerem, prof. Massimo Viglione, prof. Roberto de Mattei, ks. prof. Tadeuszem Guzem, dziennikarzem Michaelem Vorisem, prof. Grzegorzem Kucharczykiem itd.).


Zachęcam do nabycia tego filmu z dołączoną, bogato ilustrowaną książką, która zawiera teksty reżysera i jednocześnie stanowi okładkę. Naprawdę warto. Dobrze by było, gdyby trafił się jakiś bogaty katolicki sponsor, który wykupiłby cały nakład filmu i rozdał dziatwie szkół średnich i istniejących jeszcze gimnazjów. Warto też kupić dodatkową kopię, by wręczyć ją np. księdzu proboszczowi lub swojemu przyjacielowi czy bliskiemu krewnemu.


„Luter i rewolucja protestancka”, reż. Grzegorz Braun, Fundacja Osuchowa, Warszawa 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz