Nowy rok nie jest już taki nowy, ale pociągnijmy jeszcze
wątek podsumowań i ubiegłorocznych wydarzeń kulturalnych. Otóż sądzę, że jednym
z najważniejszych była listopadowa premiera filmu dokumentalnego Grzegorza
Brauna „Luter i rewolucja protestancka”. Jest to film zrobiony z okazji
okrągłej 500-letniej rocznicy rewolucji protestanckiej, która doprowadziła do
katastrofy – zniszczenia jedności Europy i podziału, którego ani czas ani
podejmowane przez różnych ludzi próby nie zaleczyły. Raczej możemy oglądać
kolejne etapy zaczętej wówczas destrukcyjnej rewolty przeciwko Kościołowi i
cywilizacji przezeń stworzonej.
Film Brauna jest ważny z kilku powodów. Niewątpliwie jest to
kolejne dzieło reżysera, które jest przykładem jego mistrzostwa w opowiadaniu
językiem filmu dokumentalnego o historii. Widzowie, którzy śledzą dokonania
reżysera, wiedzą już mniej więcej, czego można się spodziewać: że na przykład
film będzie umiejętnie łączył zdjęcia archiwalne, wywiady ze specjalistami z
dynamicznym sposobem opowiadania, znakomitą muzyką i przede wszystkich
kreskówkami, które są szczególnym rysem tych filmów. Jeden z amerykańskich
dziennikarzy katolickich zwrócił uwagę, że sam początek filmu Brauna (użyty
jako „trailer”), gdzie wykorzystano właśnie animację w „komiksowej stylistyce”,
mówi już wystarczająco jasno, o czym jest film. Nie trzeba słów i wyjaśnień.
Jednak widz przyzwyczajony do języka filmowego Brauna odnajdzie w „Lutrze...”
również nowe elementy. Takim jest zastosowanie drona do zdjęć w plenerze. Tę
nową technikę twórcy (bo sam reżyser zwraca uwagę na ogromny wkład zespołu,
który z nim współpracował) wykorzystali znakomicie. W pierwszym momencie nawet
dziwiłem się, jak zrobiono te ujęcia z helikoptera i dopiero po chwili
uświadomiłem sobie, że zastosowano nową technikę.
Po raz kolejny też autor „Marszu wyzwolicieli” odkłamuje
dzieje Europy i pokazuje je tak, jak nie przedstawiają ich podręczniki w
szkołach czy na uniwersytetach. Wcześniejszym przykładem był np. „Marsz
wyzwolicieli” i „Defilada zwycięzców”, w których to filmach reżyser wyszedł
poza stereotypowe spojrzenie na przyczyny wybuchu II wojny światowej, pokazując
prawdziwego sprawcę, o którym się nie mówi – Związek Sowiecki i tow. Stalina. A
to wszystko zostało przy tym logicznie udokumentowane i poparte dowodami.
Z tego też powodu „Luter i rewolucja protestancka” należy do
filmów, które koniecznie trzeba zobaczyć. Powiedziałbym, że jest to pierwszy i
podstawowy powód, jeśli pominąć wartości artystyczne najnowszego dzieła
Grzegorza Brauna. Jesteśmy oto bowiem świadkami dziwnych scen, które jeszcze
sto lat temu dziwiłyby i gorszyły publicystów i intelektualistów katolickich, a
także zwykłych wiernych. Dostojnicy kościelni, nie pomijając papieża, próbowali
przekonywać w zeszłym roku wiernych, że należy w jakiś sposób uczcić
reformację, że intencje samego Lutra były dobre, że przecież w Kościele działy
się wówczas rzeczy złe itp., itd. W Polsce na przykład arcybiskup Ryś napisał
całkiem niedawno list do ewangelików przepraszając ich za „nieszczęsną debatę i
decyzję Sejmu”, który dzięki odwadze posłanki Anny Siarkowskiej nie uchwalił
rezolucji upamiętniającej 500-lecie reformacji (notabene dziwny jest już sam
fakt stosowania wielkiej litery w słowie „reformacja” przez katolicki portal,
który o tym informował). Ten list jest naprawdę czymś kuriozalnym, jeśli
chcecie, znajdźcie go i przeczytajcie, a potem obejrzyjcie film „Luter i
rewolucja protestancka”.
Grzegorz Braun sięga w swoim filmie do dokumentów, przytacza
autentyczne wypowiedzi Lutra, rozmawia z duchownymi, profesorami, publicystami,
także nawróconymi na katolicyzm byłymi protestantami. Docieka, bada, pyta,
szuka. W swoich poszukiwaniach objechał spory kawałek Europy. Sięgnął też do
źródeł, które podważają oficjalną i przyjętą, także przez katolików, narrację.
Obraz ojca reformacji, a także samego przebiegu rewolty protestanckiej i jej
opłakanych skutków, jaki się wyłania z tego znakomitego dokumentu, jest po
prostu wstrząsający. Podważający także to, co arcybiskup Ryś napisał w swoim
liście. Może więc arcybiskup zdobyłby się na poważną debatę z reżyserem i tymi,
którzy negatywnie oceniają zarówno Lutra, jak i samą reformację? Nie sądzę, by
tak się stało.
I to jest właściwie drugi powód, dla którego warto ten film
zobaczyć i zakupić na własność płytę DVD. Otóż jestem przekonany, że najnowsze
dzieło Brauna, choć w pełni na to zasługuje, nie dostanie np. nagrody „Feniks”,
choć dostał ją film „Eugenika” w roku 2012. Jednak nawet wówczas widz był
świadkiem tak gorszących scen, jak tłumaczenie się Stowarzyszenia Wydawców
Katolickich z faktu przyznania tej nagrody i wyjaśnień, że nie dostał jej
reżyser, tylko Dom Wydawniczy „Rafael”. Jak możemy w tamtym haniebnym
oświadczeniu przeczytać: „nagrodzone zostało przesłanie filmu broniącego
ludzkiego życia, a nie jego reżyser, a tym bardziej jego prywatne poglądy”.
Ładnie oddzielono tutaj autora od jego dzieła!
„Luter i rewolucja protestancka” to ogromny sukces całego
zespołu pracującego nad tym dokumentem i samego reżysera, jego determinacji i
niezłomności. Mimo milczenia przez prasę katolicką o tym filmie („prawda was
wyzwoli”) oraz cenzury (przykład można znaleźć na moim blogu, gdzie tzw.
„trailer” filmu jest niedostępny, bo usunął go portal YouTube), cieszy się on
ogromną popularnością. I co ciekawe jest wyświetlany do tej pory na bezpłatnych
seansach. Samo dzieło zostało zrobione bez żadnych dotacji państwowych, na
które Braun (obraziwszy sobie „wszystkie sklepy”) nie mógł nawet liczyć. A mimo
to udało mu się ten film ukończyć i zebrać zakładaną sumę pieniędzy z nawiązką.
A wszystko dzięki setkom darczyńców, którzy sponsorowali ten film z własnej
kieszeni i z własnej woli. Grzegorz Braun udowodnił, że można zrobić znakomity,
dopracowany film dokumentalny bez wiszenia u klamki państwowego mecenasa.
Dodajmy tutaj np., że autor dotarł do wybitnych postaci świata nauki, Kościoła
i publicystyki katolickiej (rozmawiał m.in. z kard. Gerhardem L. Mullerem,
prof. Massimo Viglione, prof. Roberto de Mattei, ks. prof. Tadeuszem Guzem,
dziennikarzem Michaelem Vorisem, prof. Grzegorzem Kucharczykiem itd.).
Zachęcam do nabycia tego filmu z dołączoną, bogato
ilustrowaną książką, która zawiera teksty reżysera i jednocześnie stanowi
okładkę. Naprawdę warto. Dobrze by było, gdyby trafił się jakiś bogaty
katolicki sponsor, który wykupiłby cały nakład filmu i rozdał dziatwie szkół
średnich i istniejących jeszcze gimnazjów. Warto też kupić dodatkową kopię, by
wręczyć ją np. księdzu proboszczowi lub swojemu przyjacielowi czy bliskiemu
krewnemu.
„Luter i rewolucja protestancka”, reż. Grzegorz Braun,
Fundacja Osuchowa, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz