Wspomniany już na tym blogu najnowszy numer dwumiesięcznika
„Polonia Christiana” warto kupić nie tylko dla bloku tekstów „Ofiary Amora i
Leticji”, ale także m.in. dla dołączonej do niego płyty „Czas świadectwa”.
Znajdują się na niej trzy filmy dokumentalne: wywiad z księdzem Tomaszem
Jegierskim, prezesem fundacji SOS Dla Życia, zatytułowany „Z krwi męczenników”,
wywiad z nawróconym na chrześcijaństwo muzułmaninem pt. „Odnalazłem Ojca” oraz
dodatek specjalny, film „Nienawiść”, który mówi o prześladowaniu chrześcijan.
Z pewnością warto obejrzeć wszystkie trzy. Jednak tutaj
chciałbym skupić się na wywiadzie z nawróconym muzułmaninem. Trochę także
dlatego, aby kontynuować poruszony już na blogu wątek muzułmański. Na początku
tego filmu dowiadujemy się, że jest to „świadectwo nawróconego wnuka
ajatollaha”. Były muzułmanin pozostaje anonimowy ze względów bezpieczeństwa, co
też jest charakterystyczne. Wskażcie mi bowiem byłego chrześcijanina, który by
się obawiał o swoje życie po nawróceniu na np. islam. Stawianie znaku równości
pomiędzy radykalnym islamem a radykalnym chrześcijaństwem jest po prostu
wyrazem bezmyślności. Najlepiej chyba zilustrował to jeden z memów krążących po
sieci. Przedstawiał on dwa zdjęcia. Na jednym byli radykalni muzułmanie –
uzbrojeni po zęby bojownicy dżihadu. Na drugim – radykalni chrześcijanie –
ubodzy braciszkowie zakonni w lichych habitach, boso. Czy trzeba coś więcej
dodawać?
Wywiad z nawróconym muzułmaninem jest oczywiście ciekawy
dlatego, że pokazuje bardzo dobrze mentalność wyznawców Allacha z pierwszej
ręki. To przecież były radykalny muzułmanin, który chciał zniszczyć Kościół
Chrystusa – dosłownie! Daje nam więc wgląd w świat tych, których niegdyś
nazywano „pohańcami”, pokazując ich sposób myślenia i działania.
Jednak to, co szczególnie zwróciło moją uwagę, to coś, co
również uświadomiło mi, jaka przepaść dzieli chrześcijan od uczniów Mahometa.
To coś po raz pierwszy tak dobitnie do mnie dotarło, kiedy oglądałem wywiad z
innym nawróconym muzułmaninem – Mario Josephem, byłym imamem, który odkrył
Chrystusa studiując... Koran. Jego wstrząsającą historię można poznać oglądając
film dostępny w sieci. Różnica może jest taka, że Mario Joseph nie wypowiada
się anonimowo, choć grożą mu śmiercią. Nawet jeździ po świecie i głosi słowo
Boże.
Jednak obu byłych muzułmanów łączy jedno – gorliwość. W obu
przypadkach ich poszukiwania i chęć służenia Bogu doprowadziły ich do
Chrystusa. Mimo napotykanych przeszkód, mimo błądzenia – zwyciężyła prawda.
Obaj poddali się Chrystusowi.
Ale łączy ich jeszcze jeden motyw. Motyw, który jest w
pewnym sensie wstrząsający, kiedy się go uświadomi. Wstrząsający, bo my,
chrześcijanie, nie uświadamiamy go sobie z taką mocą, z jaką ci obaj nawróceni
muzułmanie go doświadczyli.
O co dokładnie chodzi? Otóż olbrzymim przeżyciem dla obu
było odkrycie w Bogu... Ojca! Świadomość, że jest się dzieckiem Bożym. Nie
niewolnikiem. Że relacja między człowiekiem a Bogiem, to nie relacja: niewolnik
– Pan, ale relacja: syn – Ojciec. Warto posłuchać, z jakim wzruszeniem opowiada
o tym Mario Joseph, zwłaszcza kiedy jego poszukiwania doprowadziły go do tego,
że sięgnął po Ewangelię. Tak samo odkrycie to wstrząsnęło wnukiem ajatollaha.
Wystarczy chwilę się nad tym zastanowić (a założę się, że
większość katolików nawet specjalnie się nad tym faktem nie rozwodzi, nawet za
bardzo o nim nie myśli), by uświadomić sobie, jak zmienia to nie tylko nasz
stosunek do Pana Boga, ale także perspektywę, spojrzenie na świat, podejście do
bliźniego.
Muzułmanom należy tak naprawdę współczuć, a nie zachwycać
się nad ich rzekomą religią „pokoju”. I myśleć o tym, jak ich nawrócić, a nie
utwierdzać w przekonaniu, że ich religia jest wspaniała, urządzając im przy
okazji „Dni islamu”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz