wtorek, 27 lutego 2018

Wrocław europejskim miastem rowerowej bzdury


Pociągnijmy jeszcze temat Wrocławia, skoro o to miasto zahaczyliśmy w poprzednim wpisie.
Na wstępie od razu mówię, że jestem jak najbardziej zwolennikiem tworzenia ścieżek rowerowych. Ale ścieżek bezpiecznych, po których mogłyby jeździć całe rodziny z dziećmi, nie obawiając się, że ich pociechy wpadną pod koła przejeżdżającego obok auta.

Otóż we Wrocławiu panuje swego rodzaju ścieżkomania rowerowa, tzn. władze miasta chyba od jakiegoś czasu bardzo pragną wpisać Wrocław do czołówki miast w Europie z największą ilością ścieżek rowerowych, pokonując przy tym w konkurencji zarówno Holandię, jak i Chiny Ludowe.
Popierałbym ten pomysł całym sercem, gdyby jego realizacja była sensowna. Niestety! To, co się dzieje we Wrocławiu, to jakiś absurd. Te ścieżki powstają w miejscach, w których teoretycznie nie powinny powstawać albo gdzie można by je spokojnie utworzyć bez zabierania dodatkowego miejsca dla ruchu kołowego.

Przykładów jest już sporo. Na przykład na ul. Zwycięskiej, w miejscu które z rana akurat jest najbardziej zakorkowane, są aż dwie (sic!) ścieżki rowerowe na krótkim odcinku ulicy, tak jakby tamtędy przejeżdżały całe tłumy rowerzystów, spiesząc do pracy. Wprawdzie można spotkać tu dosyć często Azjatów, ale raczej nie Chińczyków, tylko Koreańczyków lub Japończyków. I nie na rowerach, tylko w samochodach i to tych droższych.

Aby sprawdzić, jak durnowate są te pomysły władz miejskich, wystarczy zobaczyć, co się dzieje w centrum miasta. Weźmy znowu krótki fragment. Ulica Stawowa na odcinku od ul. Kościuszki do ul. Piłsudskiego. Ruch tutaj zawsze był nieco utrudniony ze względu na parkujące z jednej strony samochody. Teraz dodano kolejne utrudnienie: na wcale nie tak szerokiej ulicy wydzielono dodatkowo pas dla rowerzystów. Jak się tutaj teraz jedzie, najlepiej widać, gdy jedzie autobus lub ciężarówka. Te pasy ruchu dla aut są po prostu zbyt wąskie! Tworzy to sytuacje niebezpieczne, co szczególnie można zauważyć przy skrzyżowaniu z ul. Piłsudskiego. Kiedy większy wóz staje po lewej stronie, by skręcić w kierunku dworca, po prawej brakuje miejsca dla dwóch aut, by przejechać bezkolizyjnie skrzyżowanie na wprost. Dodatkowo jest tu jakby uskok. Jeden nieprzemyślany ruch i albo rowerzysta na samym krańcu po prawej wpada pod koła auta, albo dochodzi do stłuczki.

Inny przykład: ul. Świdnicka na odcinku od ul. Piłsudskiego do Opery. Tutaj to już jest prawdziwy galimatias. Oprócz ruchu aut, są jeszcze tramwaje i autobusy komunikacji miejskiej, a teraz dodano do tego wszystkiego ścieżki rowerowe, które można było spokojnie wytyczyć na szerokich chodnikach (są tam jeszcze Arkady, gdzie z reguły podążają wszyscy piesi). Zatrzymujące się tu autobusy nie mają zatoczki, co oznacza, że oczywiście zatrzymują się na tych ścieżkach rowerowych zarówno z lewej, jak i z prawej strony. Pomijam już to, że bardzo często blokują przy tym ruch i kierowca, który sobie tego nie uświadomi w porę, zostaje na środku skrzyżowania z ul. Piłsudskiego. Obok budynku Renomy zaś miejsca jest już naprawdę mało. Nie dość, że zatrzymują się tu tramwaje, to jeszcze trzeba uważać na jadących z boku rowerzystów. Zresztą, żeby opisać ten cały mętlik tu wytworzony, trzeba by było lepszego pióra niż moje. Naprawdę, dużo odwagi muszą mieć cykliści, by tędy jechać na rowerze.

I dodajmy jeszcze jeden przypadek. Na ulicy Kamiennej, w miejscu, w którym ulica ta nie była remontowana chyba od czasów PRL-u, wytyczono ścieżki rowerowe. To jest naprawdę kuriozalne, gdyż wydaje się, że najpierw trzeba byłoby tu poprawić stan bezpieczeństwa ruchu kołowego i po prostu wyremontować samą ulicę, może tworząc przy okazji ścieżki rowerowe tam, gdzie jest ona wystarczająco szeroka. Wydaje się pieniądze nie na to, co trzeba.

Gdyby to była tylko moja opinia, to uznałbym, że jestem po prostu uprzedzony do obecnych władz miasta, ale z reguły każdy, z kim rozmawiam, przyznaje mi rację. Obojętnie, czy są to zapaleni rowerzyści, czy zwykli kierowcy, którzy co rano podążają do pracy autem. W wielu miejscach ścieżki rowerowe utrudniają ruch, stwarzają sytuacje niebezpieczne, nie mówiąc już o tym, że są i takie miejsca, gdzie ścieżka nagle się urywa i tak naprawdę rowerzysta, by przestrzegać przepisów, musi albo zsiąść z roweru, albo zjechać na ulicę, albo łamiąc przepisy jechać po chodniku.

Notabene nie rozumiem, dlaczego nie ułatwić by ludziom życia i nie zezwolić na ruch rowerowy po prostu po chodnikach. Jedynym warunkiem byłby szacunek ze strony rowerzystów do pieszych i w razie jakiejś kolizji to na rowerzystę spadałaby główna odpowiedzialność. A przy tym kierowcy spieszący do pracy rano nie klęliby na zawalidrogę, który blokuje jeden pas ruchu.

Mam jakąś wątłą nadzieję, że może przy kolejnych wyborach lokalnych się coś zmieni i ster rządów w tym mieście obejmie ktoś rozsądniejszy. Tymczasem, gdyby komuś strzeliło do głowy jechać po tych ścieżkach rowerowych z dziećmi, to ostrzegam – może się to skończyć fatalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz