Przeczytałem sobie ostatnio fragment z Księgi Daniela, w
którym mowa o wrzuceniu Daniela i jego towarzyszy do pieca ognistego za odmowę
oddania czci złotemu posągowi. Daniel mówi tam tak:
„Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z
rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz,
królu, że nie będziemy czcić twego boga ani oddawać pokłonu złotemu posągowi,
który wzniosłeś”.
Daniel więc liczy się z tym, że plany Boże mogą być inne i
że mówiąc po ludzku może przegrać. Jednak przykazania Boże i Boża prawda są
ważniejsze, nawet jeśli po ludzku dla Daniela miałoby to oznaczać klęskę. Jak
wiemy, mimo wrzucenia do pieca ognistego, którego żar pochłonął tych, którzy
ich tam wrzucali lub się doń zbliżyli, Daniel i jego towarzysze ocaleli. Wciąż
jednak należy pamiętać, że Daniel chciał być wierny zasadom Bożym nawet, gdyby
miało to oznaczać, że poniesie śmierć, że po ludzku przegra starcie z satrapą.
Współcześni politycy, którzy określają się mianem
„chrześcijańskich” czy „katolickich”, idą na kompromisy z prawem Bożym dla
słupków popularności. Wystarczyło, że parę ubranych na czarno bab (jeśli to w
ogóle były baby) wyszło na ulice, a PiS przestraszył się, że może mieć to
konsekwencje wyborcze i przestał stanowczo bronić dzieci nienarodzonych (jeśli
w ogóle kiedykolwiek stanowczo je bronił). Sondaże, popularność ludu, naciski
jakiejś komisji zlokalizowanej w Brukseli i tym podobne nakazują politykom
korygowanie tego, co jest niezmiennym prawem Bożym, albo granie tym, co nie
powinno być przedmiotem żadnej gry politycznej.
Demokratyczni politycy boją się, że obrona praw Bożych może
kosztować ich kilka krzyżyków mniej na karcie wyborczej. Daniel nie bał się
śmierci w piecu ognistym, wolał umrzeć, niż pokłonić się przed złotym posągiem.
Miał nadzieję w Bogu, ale liczył się z tym, że z jakiegoś powodu Pan Bóg może
dopuścić do jego śmierci. Nie tłumaczył sobie: „Co mi szkodzi, pokłonię się,
przecież i tak wiem, że to jedynie kupa złota, a nie żaden bóg! Dzięki temu
będę miał władzę i pomogę swojemu ludowi”. Nie, był gotów ponieść śmierć w
płomieniach. Nie poniósł.
Współczesnym politykom „chrześcijańskim” i „katolickim”
wydaje się, że nie poniosą śmierci w płomieniach, jeśli pokłonią się złotemu
posągowi wyborów i władzy. Zapominają, że ten płomień fizyczny czy nawet
metaforyczny, to nie jedyny płomień, który ich może czekać. A różnica jest
taka, że ten, który ich czeka, płonie wiecznie, obojętnie czy w to wierzą, czy
nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz