„To początek faszyzmu”, „Z Białegostoku niedaleko do
Jedwabnego” – to część komentarzy na temat zajść w Białymstoku, jakie pojawiły
się ostatnio w mediach. Zacznijmy od tego, że takich wydarzeń i takich komentarzy
należało się wcześniej czy później spodziewać. O to przecież chodzi. Stąd
prowokacje homobolszewickie w Gnieźnie, gdzie w tym roku odbył się pierwszy
przemarsz „kochających inaczej”, stąd ponowienie prowokacji homoseksualnych w
Częstochowie, stąd wzmożenie tzw. „parad równości” w wielu miastach Polski.
Dlaczego mówię o „prowokacji”? Bo niezależnie od intencji
tych biednych ludzi, którzy czynnie w nich uczestniczą, są to właśnie działania
mające na celu wywołanie jakiegoś nieszczęścia. Po pierwsze uznano, że w
Irlandii zrobiono już z grubsza porządek (reszta potoczy się jak kula śniegowa)
i że przyszedł czas na Polskę, która jeszcze się broni jako kraj katolicki. Po
drugie homoseksualny „męczennik” w Gnieźnie czy w Częstochowie byłby
podarunkiem dla ruchu „LGBT-coś-tam”. Jeden celny kamień rzucony przez jakiegoś
krewkiego narodowca czy nierozważnego nastolatka i nieszczęście gotowe, a potem
Częstochowa czy Gniezno w światowych mediach łączone byłby już nie z
chrześcijaństwem, ale z homoseksualizmem i czyjąś bezsensowną śmiercią.
Tymczasem w rzeczywistości działacze „LGBT-coś-tam” nie są
żadnymi ofiarami, to oni, mając wsparcie wielkich światowych koncernów, a także
różnych wpływowych polityków i państw, próbują doprowadzić do sytuacji,
stworzyć rzeczywistość, w której normalny człowiek stanie się ich ofiarą. W tym
ich „nowym wspaniałym świecie” nie będzie już wolności słowa ani demonstrowania
swoich poglądów, a takie wpisy, jak ten, będą usuwane z sieci, zaś ich autorzy
będą narażeni nie tylko na spore nieprzyjemności, ale nawet na karę więzienia
za tzw. „mowę nienawiści”. Ideologia „LGBT” to ideologia totalitarna i jako
taka powinna być zakazana. Szerzenie tej ideologii powinno być zakazane, tak
jak szerzenia komunizmu czy nazizmu.
Stąd dziwią niektóre komentarze, jakie pojawiły się po
prawej stronie, w związku z akcją „Gazety Polskiej” z naklejkami „Strefa wolna
od LGBT”. Mogę jeszcze zrozumieć od biedy wpis narodowca Krzysztofa Boska,
który – jeśli dobrze rozumiem jego intencje – zdaje się wskazywać na to, że
akcja ta może być po prostu wykorzystana przez lobby homoseksualne, by jeszcze
zaognić całą sytuację na swoją korzyść.
Totalnie nie zgadzam się natomiast z komentarzem TomaszaTerlikowskiego. Pyta się on retorycznie: „Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby
jakieś liberalne medium wypuściło naklejki dla usługodawców z napisem: Strefa
wolna od katolików/katolicyzmu”. Otóż po pierwsze takie naklejki już są,
nie dosłownie, nie jako przedmiot do wykorzystania, ale jako swego rodzaju bicz
na katolików. Co spotkało panią Klepacką, kiedy ośmieliła się skrytykować
prohomoseksualne działania w Warszawie? Co może spotkać tych, którzy ośmielą
się przeciwstawić homolobby np. w świecie artystycznym? Co spotkało pracownika
IKEI, który przeciwstawił się promocji ruchu LGBT cytując Biblię? Po drugie
naklejka mówi: „Strefa wolna od LGBT”, a nie od osób, które mają skłonności
homoseksualne, czy wyobrażają sobie jednego dnia, że są panią, a drugiego, że istotą
dwupłciową. Po trzecie, ja akurat byłbym wdzięczny za takie naklejki, jakie
sugeruje Tomasz Terlikowski, bo wiedziałbym, gdzie unikać robienia zakupów, tak
jak unikam robienia zakupów w pewnej sieci handlowej, która wymazywała krzyże
ze zdjęć reklamowych swojej firmy. Z pewną ciekawością obserwowałbym też, jak
długo taki biznes utrzyma się na rynku (co swoją drogą wiele powiedziałoby mi
też o katolicyzmie w Polsce).
Terlikowskiego nie przekonuje też „argument, że chodzi o
strefę wolną od ideologii, bo tak się składa, że ona nie przemieszcza się po
mieście, nie chodzi do lokali. Jednym słowem walczmy z ideologią (groźną i
niebezpieczną), szanujmy ludzi i głośmy miłość Jezusa Chrystusa”. Jakoś nie
zauważyłem, by Tomasz Terlikowski protestował przeciwko znakowi „Strefa
zdekomunizowana”, który umieścił niegdyś na swojej posiadłości pewien polityk i
autor jednego z przytoczonych na początku komentarzy. Czy stawał wówczas w
obronie komunistów, których taki znak obrażał? Czy w ogóle ten znak budził
takie kontrowersje wówczas, jakie budzi inicjatywa Sakiewicza? Czy gdyby
„Gazeta Polska” wówczas wypuściła naklejki „Strefa zdekomunizowana”, to
podniosłyby się głosy krytyki także po prawej stronie? Absurd! Terlikowski
chociaż dostrzega, że ideologia LGBT jest „groźna i niebezpieczna”, dziwne
jednak, że nie dostrzega, iż wlepki „Gazety Polskiej” są po prostu elementem walki
z tą totalniacką ideologią, tak jak dawniej było nią malowanie po murach.
Niewykluczone, że jeszcze trochę, a trzeba będzie wrócić do tych metod, skoro
monopolista na rynku prasy i książki blokuje sprzedaż „Gazety Polskiej”. Stąd,
choć straciłem sympatię do działań i propagandy „Gazety Polskiej”, popieram ich
akcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz