Wyobraźmy sobie, że w okresie Wielkiego Postu, jeśli nie
wszystkie, to przynajmniej część mediów albo ich większość nadawałyby stonowaną
muzykę, że nie byłoby puszczanych komedii, że w centrach handlowych panowałaby
cisza zamiast radosnego „umcyk, umcyk”, że ogólnie zapanowałby nastrój powagi i
skupienia. Nie chodzi o pokazywanie smutnych twarzy. Zresztą przecież nie na
pokaz mamy obchodzić post, jak sam Chrystus podkreśla. Ale gdyby jednak w tym
czasie było trochę więcej skupienia, gdyby refleksja, także w prasie,
Internecie, telewizji, nakierowana by była na myśl o Męce naszego Pana
(notabene jestem ciekaw, ile z tzw. „konserwatywnych” czy „prawicowych” mediów
w tym czasie przypomina o Drodze Krzyżowej, o wyrzeczeniach i jałmużnie lub
choćby promuje dobrą literaturę duchową?), o ileż radośniejsza byłaby Niedziela
Wielkanocna przy tej nagłej eksplozji nie tylko dzwonów, ale i muzyki, śpiewu i
śmiechu! A jak przypomina Fulton J. Sheen, bez Wielkiego Piątku nie byłoby
Niedzieli Wielkanocnej.
Ot, właśnie dzisiaj się dowiaduję, że opozycyjna partia
(zamilczę jej nazwę, może przejdzie po prostu do historii) stwierdziła, że
przywróci „normalność” – czyli handelek w niedzielę. Może w ogóle przywrócić
„normalność” i po prostu wprowadzić siedem dni pracy, a katolicy niech świętują
sobie całkowicie prywatnie?
Niestety, współczesny świat nastawiony jest na robienie
mamony. Stąd jęki na wolną niedzielę. Stąd biadolenia na to, że gospodarka nam
podupadnie, sklepy pobankrutują, ceny pójdą w górę i w ogóle nastąpi koniec
świata. Tylko nikt jakoś nie pyta: „Po co nam ten dobrobyt? Co z niego wynika,
jeśli wewnątrz jest pustka?” Takie wyciszenie na Wielki Post dobrze by służyło
refleksji nad tym, co naprawdę istotne. Może też i „prawicowi” publicyści
broniący handlu w niedzielę, przypomnieliby sobie, że są rzeczy istotniejsze?
Współczesny Polak, zaganiany, pracujący po godzinach, często
nie ma czasu, by uczestniczyć w tradycyjnych nabożeństwach okresu Wielkiego
Postu. Może jednak warto wygospodarować trochę czasu i przynajmniej prywatnie
porozmyślać o Męce Chrystusa? Będę pewnie monotonny i jeszcze trochę mój blog
zamieni się w stronę o twórczości Fultona J. Sheena, ale nic na to nie poradzę:
jeśli lubię jakieś pisarstwo, to chcę przeczytać jak najwięcej książek tego
autora. A w tym przypadku jest to pisarz znakomity i pisze przy tym o rzeczach
ważnych, ważnych dla ducha i dla naszego zbawienia.
Moim zdaniem dlatego warto nabyć sobie na własność DrogęKrzyżową arcybiskupa Sheena. Książeczka niewielka, składająca się z cyklu
krótkich refleksji, które pozwolą w ciągu może pół godziny, może najwyżej
godziny przebyć samemu całą Drogę Krzyżową i zastanowić się nad sensem
Odkupienia, Męki i krzyża Pana Jezusa.
Jak czytamy, są to „rozważania (...) wygłoszone 20 marca
1932 roku w programie radiowym Godzina Katolicka”. Mimo upływu
dziesięcioleci te krótkie teksty z pewnością trafiają do wyobraźni i
mentalności współczesnego człowieka. Pewnie byłyby nieco za długie na twittera,
ale w sam raz sprawdziłyby się w Internecie, czy jako krótkie filmiki dostępne
w sieci.
Sheen z właściwą sobie błyskotliwością umiejętnie łączy
rozważania Drogi Krzyżowej z tekstem Ewangelii, pokazując powiązania i sensy, z
których często nie zdajemy sobie sprawy, nie zauważamy przebiegając wzrokiem
znane nam passusy z Pisma Świętego. Czasami wręcz chce się zawołać: „Ach, no
przecież! Dlaczego tego wcześniej nie widziałem?”
Wiemy na przykład, że pod krzyżem stali Maryja, Maria Magdalena
i Jan. Ale czy uświadamiamy sobie też symboliczny wymiar tych trzech postaci?
Że to niewinność, pokuta i kapłaństwo? Albo taki fragment: „Trzy rzeczy
współdziałały w naszym upadku: nieposłuszny mężczyzna – Adam, pyszna kobieta –
Ewa oraz drzewo. Nasz Odkupiciel użył tych samych trzech rzeczy, by podźwignąć
nas na nowo ku Boskiemu życiu: posłusznego człowieka – Chrystusa, pokorną nową
Ewę – Maryję i drzewo, które jest drzewem Krzyża”.
Nie chodzi jednak w tych rozważaniach tylko o błyskotliwość,
popis skojarzeń, genialną interpretację biblijnych sensów. Zarówno same
rozważania, jak i następująca po nich modlitwa odnoszą każdą ze stacji Drogi
Krzyżowej do nas samych, do naszego życia, do konkretnych sytuacji. Odprawianie
więc Drogi Krzyżowej to również, oprócz refleksji nad cierpieniami samego
Chrystusa, które przeszedł dla nas, rozmyślanie nad sobą samym, nad sensem
własnego życia i postępowania. To namysł nad tym, co mogę w swoim życiu
zmienić, by być lepszym, by dostąpić zbawienia, by inni mogli we mnie widzieć
odbicie twarzy Chrystusa, jak na chuście św. Weroniki.
Tę książeczkę warto mieć przy sobie i w wolnej chwili
odprawić we własnym zakresie Drogę Krzyżową. Można to zrobić tak jak w
kościele: czytając po kolei te rozważania i oddając się modlitwie, albo w ciągu
dnia w wolnych chwilach czytać po jednej „stacji”. Można też tę książeczkę dać
w prezencie własnemu księdzu proboszczowi. Z pewnością się z niej ucieszy, może
będzie dla niego inspiracją.
To niewielkie rozmiarami dziełko jest starannie wydane.
Podobnie jak wspomniana już na tym blogu „Kalwaria i Msza Święta” tego samego
autora i również opublikowana przez to samo Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnię
w Sandomierzu. Każdemu rozdziałowi towarzyszą ilustracje – ryciny Martina
Engelbrechta. Całość stanowi zatem piękne dziełko łączące w sobie wartości
duchowe, intelektualne i estetyczne. Podziękowania należą się więc zarówno
wydawnictwu, jak i tłumaczce Izabelli Parowicz, że nam udostępnili tę
niewielką, ale jakże bogatą książeczkę po polsku.
Abp. Fulton J. Sheen, Droga Krzyżowa, tłum. Izabella
Parowicz, Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu, 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz