Niedawno w cyklu „Corner Shop” pisałem trochę o pisarzach
katolickich języka angielskiego. Otóż jednym z niedocenionych i nieco
zapomnianych wydaje się być Robert Hugh Benson, aczkolwiek jest to zarówno dość
ciekawy autor, jak i nietuzinkowa postać. Jeśli na przykład ktoś chciałby
poznać problemy i dylematy, na jakie musi się natknąć myślący i dążący do
prawdy anglikanin, to powinien koniecznie przeczytać jego autobiograficzne
Confessions of a Convert. Swoją drogą nie potrafię zrozumieć, jak C.S. Lewis, w
końcu jeden z błyskotliwszych umysłów literatury angielskiej, mógł pozostawać
anglikaninem po przeczytaniu tej książki, a nie chce mi się wierzyć, że nie
miał jej w ręku. Wprawdzie stawianie jej na równi z Wyznaniami św. Augustyna
jest nieco przesadne, ale bez wątpienia jest to dziełko warte uwagi. Także ze
względu na odwagę autora, który potrafił nie tylko wyciągnąć wnioski ze swoich
przemyśleń, ale również podjąć działanie i nawrócić się na katolicyzm.
Sprawa Bensona jest nieco zdumiewająca. Bo jeśli Jego Confessions
trudno stawiać na tym samym poziomie, co dzieło św. Augustyna, choć podkreślam
– książka to ważna, to inny jego utwór powinien zdecydowanie być wymieniany
jednym tchem ze słynnymi dystopiami, takimi jak Nineteen Eighty-Four G.
Orwella, New Brave World A. Huxleya czy nieco może już zapomniana powieść Raya
Bradbury’ego Fahrenheit 451. Mam tu na myśli powieść Lord of the World.
Jeśli nawet dystopia Orwella się nieco zestarzała, choć
zagrożenia tam opisywane nie znikły wraz z upadkiem, czy też transformacją
komunizmu w Europie Środkowej i Związku Sowieckim, to Lord of the World wydaje
się być powieścią niepokojąco aktualną. Tak samo zresztą jak New Brave World
Huxleya.
Trochę o tej powieści zrobiło się głośniej, kiedy najpierw
nawiązał do niej kardynał Ratzinger, a potem polecił ją wiernym sam papież
Franciszek. Także w Polsce doczekała się przynajmniej jednego przekładu, choć
nie miałem go w ręku, więc trudno mi ocenić jego zalety lub wady. Co ciekawe,
to niektórzy krytycy obecnego ojca świętego zdają się sugerować, że właśnie
wiedzie swymi działaniami Kościół w kierunku, który został opisany w tej
powieści. A dziełko Bensona wyszło przecież w roku 1907!
Dystopia angielskiego konwertyty jest interesująca zarówno
dla katolików, jak i dla miłośników fantastyki. Miłośnicy fantastyki potraktują
ją jako uroczą ramotkę, w której pojawiają się różne ciekawe wizje przyszłości,
nieco już... hm... przestarzałe, choć można sobie je wyobrazić jako możliwy
scenariusz rzeczywistości alternatywnej. Notabene chętnie zobaczyłbym film,
który zachowałby te elementy powieści Bensona. Wyobrażam to sobie jako film,
który oddałby ten klimat przy pomocy nowoczesnych środków technicznych, jakim
dysponuje współczesne kino. Trochę może jak słynna, choć nie do końca udana
Diuna Davida Lyncha, a więc bez wad tamtego filmu.
Katolicy, ale także czytelnicy dobrej literatury, odkryją w
Lord of the World ciekawe zbieżności z Krótką opowieścią o Antychryście
Włodzimierza Sołowjowa. Nie badałem sprawy, więc nie wiem, czy Benson się
inspirował tym dziełkiem rosyjskiego pisarza. Jeśli dobrze się orientuję, to
Sołowjow napisał swój tekst wcześniej. Pytanie, czy Benson mógł mieć do niego
dostęp? A może to po prostu ogólna atmosfera wówczas panująca i stąd wyczuleni
twórcy, myślący podobnie, nadawali na podobnej częstotliwości? Nie wiem. Z
pewnością jest to rzecz warta zbadania.
W każdym razie Benson przedstawia w powieści napisanej ponad
sto lat temu coś, czego zdajemy się być świadkami. Jego dystopia prezentuje
bowiem wizję świata, w której katolicyzm kurczy się, spychany do getta, gdy
świat jednoczy się pod wodzą charyzmatycznego Felsenburgha. Oczywiście w imię
humanitaryzmu, tolerancji i pokoju. W imię tych ideałów katolicy stają się
ofiarami prześladowań, a księża apostaci włączają się aktywnie w budowanie
nowego świata, stając się celebransami nowych obrzędów i nowych świąt
świeckiego państwa.
Nie chciałbym zdradzać zbyt wiele, ale z takich ciekawostek
wymieniłbym na przykład, że w tym upiornym hiperpaństwie przyszłości, które
okazuje się być zatrważająco współczesne, eutanazja jest jednym z „dóbr”
oferowanych „oświeconej” ludzkości, która porzuciła stare „zabobony”.
Rzecz jasna Felsenburgh to nie żaden zbawca, ale fałszywy
prorok, Antychryst. Siłą rzeczy musi więc dojść do starcia z namiestnikiem
Chrystusa. Zresztą... po prostu poczytajcie, reszty dowiecie się z książki...
PS
Jeśli ktoś ma czytnik typu Kindle, to może książkę Bensona ściągnąć sobie za śmieszne pieniądze z księgarni Amazon. To jest zresztą niebywała zaleta czytników elektronicznych - czytelnik ma nagle do dyspozycji coraz większą bibliotekę klasyki, która jest często dostępna albo za grosze, albo całkowicie za darmo.
PS
Jeśli ktoś ma czytnik typu Kindle, to może książkę Bensona ściągnąć sobie za śmieszne pieniądze z księgarni Amazon. To jest zresztą niebywała zaleta czytników elektronicznych - czytelnik ma nagle do dyspozycji coraz większą bibliotekę klasyki, która jest często dostępna albo za grosze, albo całkowicie za darmo.
Robert Hugh
Benson, Lord of the World, różne wydania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz