W Wielki Post nie śledzę tego, co się dzieje w radio, jeśli
już, to przypadkowo, ani za bardzo nie przeglądam Internetu, zatem dopiero
teraz się dowiedziałem, że od lutego nadawana jest w Polskim Radio w odcinkach
powieść „Nadberezyńcy” Floriana Czarnyszewicza. Czyta Adam Ferency, a więc
aktor, który gwarantuje dobre wykonanie.
Moim zdaniem to wielkie święto. Florian Czarnyszewicz
wreszcie doczekał się (szkoda że pośmiertnie) oficjalnego uznania swojego
znakomitego dzieła i udostępnienia go szerszej publiczności. Miejmy nadzieję,
że na tym się nie skończy. Dużym zaskoczeniem swego czasu było dla mnie, że ten
sam program zaczął nadawać „Drogę donikąd” Józefa Mackiewicza, autora, który
przez długi czas funkcjonował (i chyba do dziś trochę tak jest) jako autor
ekskluzywny, bo wydawany zagranicą i cholernie drogi. To był jakiś przełom.
Obecne wydarzenie uważam za kolejne, które jest jakimś zwrotem.
Szkoda jednak, że tak pasjonująca powieść, która powinna się
stać lekturą obowiązkową każdego Polaka, który chce zrozumieć, czym jest
polskość i Polska, czym naprawdę są Kresy, musiała tyle czasu czekać. Jak już
pisałem przy okazji wzmianki o bloku tekstów w „Arcanach”, zdaje się to
pokazywać całkowitą niewydolność instytucji opłacanych z budżetu państwa, które
powinny dbać o polską kulturę, a więc także wydobywać i ocalać skarby tej
kultury tworzone na emigracji.
O tym, że tzw. „transformacja ustrojowa” nie była do końca
prawdziwym odzyskaniem wolności, świadczą według mnie takie właśnie – pozytywne
skądinąd – wydarzenia. Bo jak to zrozumieć? Chyba każdy, kto czytał
drugoobiegowe wydawnictwa, miał głód literatury emigracyjnej, zwłaszcza, jeśli
do niej nie dotarł w tym podziemnym obiegu. Jak to się stało, że nie ruszyła
wówczas jednym lub drugim wydawnictwie seria literatury emigracyjnej? Niechby
nawet była drukowana na papierze gazetowym! Jak to się stało, że potrzeba było
niemal ćwierć wieku, by pewne książki przebiły się do świadomości czytelniczej
choćby wąskiego grona koneserów, nie mówiąc już o szerokiej publiczności?
Pamiętam, jak całkiem jeszcze niedawno spotykałem osoby
czytające, interesujące się literaturą, także po polonistyce, które nie
wiedziały, kim jest np. Andrzej Bobkowski. O Czarnyszewiczu nawet nie ma co
mówić. Bobkowskiego chociaż wydawano i to już od dłuższego czasu. Dzieła
Czarnyszewicza czekały na to, by w końcu temat podjęły dwa wydawnictwa prywatne:
Arcana i LTW.
Gdyby Czarnyszewicz pojawił się wówczas, w latach
dziewięćdziesiątych, kto wie? – może inaczej wyglądałoby to wszystko? Może
jakiś reżyser, zamiast myśleć o nowej wersji „Czterech pancernych” albo
„Kapitana Klossa”, pomyślałby już wówczas o adaptacji tej arcypolskiej prozy (i
nie mam tu na myśli jakichś nacjonalistycznych ciągot!).
Książki można posłuchać tutaj. Zachęcam każdego, kto jeszcze
nie miał jej ręce. Może posłucha i kupi.
Notabene ciekawe, czy doczekamy się w Polskim Radio, że
będzie nadawana w odcinkach proza Michała Kryspina Pawlikowskiego albo ks.
Waleriana Meysztowicza?
Druga moja rekomendacja, to filmik wideo, w którym Coryllus
poleca najnowszy dokument Grzegorza Brauna. Warto obejrzeć i posłuchać, bo tu
jest również mowa o tym, dlaczego dzieje się tak, jak dzieje, również z
Czarnyszewiczem, że o pewnych ważnych dziełach szersza publiczność nic nie wie.
Coryllus dokłada tutaj również garść informacji historycznych. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz