wtorek, 6 marca 2018

„Nadberezyńcy” i Luter – dwie rekomendacje


W Wielki Post nie śledzę tego, co się dzieje w radio, jeśli już, to przypadkowo, ani za bardzo nie przeglądam Internetu, zatem dopiero teraz się dowiedziałem, że od lutego nadawana jest w Polskim Radio w odcinkach powieść „Nadberezyńcy” Floriana Czarnyszewicza. Czyta Adam Ferency, a więc aktor, który gwarantuje dobre wykonanie.


Moim zdaniem to wielkie święto. Florian Czarnyszewicz wreszcie doczekał się (szkoda że pośmiertnie) oficjalnego uznania swojego znakomitego dzieła i udostępnienia go szerszej publiczności. Miejmy nadzieję, że na tym się nie skończy. Dużym zaskoczeniem swego czasu było dla mnie, że ten sam program zaczął nadawać „Drogę donikąd” Józefa Mackiewicza, autora, który przez długi czas funkcjonował (i chyba do dziś trochę tak jest) jako autor ekskluzywny, bo wydawany zagranicą i cholernie drogi. To był jakiś przełom. Obecne wydarzenie uważam za kolejne, które jest jakimś zwrotem.


Szkoda jednak, że tak pasjonująca powieść, która powinna się stać lekturą obowiązkową każdego Polaka, który chce zrozumieć, czym jest polskość i Polska, czym naprawdę są Kresy, musiała tyle czasu czekać. Jak już pisałem przy okazji wzmianki o bloku tekstów w „Arcanach”, zdaje się to pokazywać całkowitą niewydolność instytucji opłacanych z budżetu państwa, które powinny dbać o polską kulturę, a więc także wydobywać i ocalać skarby tej kultury tworzone na emigracji.


O tym, że tzw. „transformacja ustrojowa” nie była do końca prawdziwym odzyskaniem wolności, świadczą według mnie takie właśnie – pozytywne skądinąd – wydarzenia. Bo jak to zrozumieć? Chyba każdy, kto czytał drugoobiegowe wydawnictwa, miał głód literatury emigracyjnej, zwłaszcza, jeśli do niej nie dotarł w tym podziemnym obiegu. Jak to się stało, że nie ruszyła wówczas jednym lub drugim wydawnictwie seria literatury emigracyjnej? Niechby nawet była drukowana na papierze gazetowym! Jak to się stało, że potrzeba było niemal ćwierć wieku, by pewne książki przebiły się do świadomości czytelniczej choćby wąskiego grona koneserów, nie mówiąc już o szerokiej publiczności?


Pamiętam, jak całkiem jeszcze niedawno spotykałem osoby czytające, interesujące się literaturą, także po polonistyce, które nie wiedziały, kim jest np. Andrzej Bobkowski. O Czarnyszewiczu nawet nie ma co mówić. Bobkowskiego chociaż wydawano i to już od dłuższego czasu. Dzieła Czarnyszewicza czekały na to, by w końcu temat podjęły dwa wydawnictwa prywatne: Arcana i LTW.


Gdyby Czarnyszewicz pojawił się wówczas, w latach dziewięćdziesiątych, kto wie? – może inaczej wyglądałoby to wszystko? Może jakiś reżyser, zamiast myśleć o nowej wersji „Czterech pancernych” albo „Kapitana Klossa”, pomyślałby już wówczas o adaptacji tej arcypolskiej prozy (i nie mam tu na myśli jakichś nacjonalistycznych ciągot!).


Książki można posłuchać tutaj. Zachęcam każdego, kto jeszcze nie miał jej ręce. Może posłucha i kupi.


Notabene ciekawe, czy doczekamy się w Polskim Radio, że będzie nadawana w odcinkach proza Michała Kryspina Pawlikowskiego albo ks. Waleriana Meysztowicza?


Druga moja rekomendacja, to filmik wideo, w którym Coryllus poleca najnowszy dokument Grzegorza Brauna. Warto obejrzeć i posłuchać, bo tu jest również mowa o tym, dlaczego dzieje się tak, jak dzieje, również z Czarnyszewiczem, że o pewnych ważnych dziełach szersza publiczność nic nie wie. Coryllus dokłada tutaj również garść informacji historycznych. Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz