wtorek, 24 kwietnia 2018

Alfie Evans, bezbożna cywilizacja śmierci i „ludzka” Lichocka


Przypadek Alfiego Evansa, podobnie jak poprzedni – Charliego Garda, pokazuje jak w soczewce, w jakiej cywilizacji tak naprawdę żyjemy. Postęp technologiczny, perspektywy ekspansji w kosmosie, o których znowu jakby głośniej, nie idą w parze z postępem moralnym. Wprost przeciwnie – mamy tutaj często do czynienia z niemal totalnym regresem, a nowoczesna technologia okazuje się wręcz pomocna w maskowaniu tego regresu.

Jeśli chodzi o ten ostatni aspekt, to przykładem są takie kraje, jak Islandia, gdzie już prawie nie rodzą się dzieci z zespołem Downa, gdyż badanie prenatalne pozwalają wykrywać wady nienarodzonych dzieci i wysyłać je na tamten świat jeszcze, nim ujrzą na własne oczy ten, w którym żyjemy. Oczywiście odbywa się to w zaciszu ludzkich rzeźni, które dla niepoznaki nazywa się gabinetami ginekologicznymi. Współczesny doktor Mengele jest szanowanym obywatelem, który może bez przeszkód uprawiać swój ogródek.

Żyjemy w cywilizacji, której przedstawiciele mają usta pełne frazesów o pomocy najsłabszym, a w rzeczywistości właśnie dla tych najsłabszych i bezbronnych cywilizacja ta nie ma żadnego miłosierdzia, choć ma większe możliwości niż kiedykolwiek dotąd, by właśnie im pomóc. Ta „oświecona” cywilizacja, odrzucająca prawa Boże i kierująca się rzekomo „rozumem”, jest tak naprawdę pozbawiona serca. Szpital, który powinien ratować ludzkie życie, odłącza od maszyny to życie podtrzymującej małego chłopca, a co gorsza robi to w majestacie prawa, mając na swoje usprawiedliwienie wyroki sądowe. Dawniej pewnie zrzucono by to dziecko ze skały, dzisiaj pozwala się mu umrzeć w szpitalu pełnym ludzi w białych kitlach, którzy teoretycznie mają życie człowieka ratować, a w rzeczywistości coraz częściej stają się przedstawicielami Tanatosa i krwawego Molocha. Równie dobrze mogliby nosić czarne mundury „SS”.

Dlatego nie może być mowy o żadnych kompromisach w kwestii życia. Także żadnych zgniłych „aborcyjnych kompromisów”, które popierają nawet duchowni, czego niestety przykłady mamy również w Polsce. Stanowczy głos w tej sprawie zabrał ostatnio niemiecki kardynał Rainer Maria Woelki, który wprost powiedział: „W ochronie życia ludzkiego nie ma dla mnie żadnych kompromisów. (...) Nie możemy się wtrącać do dzieła naszego Stwórcy. (...) Nie chcę żyć w świecie, którym ludzie są ciągle ulepszani. W świecie, w którym rozróżnia się między wartościowym i bezwartościowym życiem ludzkim”. Życie małego Alfiego zostało uznane za bezwartościowe. Jutro za takie może zostać uznane Twoje życie, bo będziesz już stary/stara i nasz cudowny świat nie będzie chciał się już dłużej z Tobą męczyć.

Niestety tego wszystkiego zdają się nie rozumieć również tzw. „nasi” politycy. Czego popis ostatnimi czasy dała posłanka Joanna Lichocka. Nie dość, że upowszechnia dezinformację na temat projektu „Zatrzymaj Aborcję”, to jeszcze wypowiada takie zdanie: „Wprowadzenie tej ustawy jest być może zgodne z nauczaniem Kościoła, ale sprzeczne z realiami polityki społecznej. Osobiście uważam, że mierzony ludzką miarą ten projekt jest nieludzki”. Dodajmy, żeby nie było niejasności, że ta „nieludzkość” ma się odnosić – jak wynika z kontekstu – do rzekomego zmuszania matek, by rodziły dziecko w chwili zagrożenia ich własnego życia. Piszę to dlatego, że wiadomość ta podana na innym portalu sugerowała, iż Lichocka uważa za nieludzki sam pomysł zakazu aborcji eugenicznej. Tak daleko chyba na szczęście posłanka się jeszcze nie zapędziła.

Jednak już samo stwierdzenie, że realia polityki społecznej są ważniejsze niż nauczanie moralne Kościoła, jest wystarczająco niepokojące i bulwersujące. Pani posłanka zdaje się iść tutaj tropem byłej pani „premiery”, która uważała, że urzędnik państwowy po wejściu do urzędu może sobie katolicyzm zawiesić jak płaszcz na wieszaku i włożyć go z powrotem wychodząc. Jeśli dobrze panią Lichocką rozumiem, to Bóg daje nam przykazania, ale są one „nieludzkie”, nie da się ich zrealizować w „normalnym” życiu, „realia” są inne, zwłaszcza „realia polityki społecznej” (cokolwiek by to miało oznaczać). Ideał jest może szczytny i szlachetny, ale cóż... Pan Bóg za dużo od nas oczekuje.

I tak oto wcześniej czy później jakiś polski Alfie zostanie odłączony od maszyny podtrzymującej życie i być może stanie się to nawet w majestacie prawa zgodnego z „realiami polityki społecznej”, którą prowadzili „nasi”. Dopóki takie poglądy, jak poglądy pani Lichockiej, nie będą spotykać się z powszechnym społecznym ostracyzmem, faktycznie będzie nad wszystkim unosić się groza „wahadła”. Wahadła, które zmiecie nie tylko ten rząd, ale przy okazji wiele istnień ludzkich – zarówno nienarodzonych, jak i narodzonych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz