Przypadek Alfiego Evansa, podobnie jak poprzedni – Charliego
Garda, pokazuje jak w soczewce, w jakiej cywilizacji tak naprawdę żyjemy.
Postęp technologiczny, perspektywy ekspansji w kosmosie, o których znowu jakby
głośniej, nie idą w parze z postępem moralnym. Wprost przeciwnie – mamy tutaj
często do czynienia z niemal totalnym regresem, a nowoczesna technologia
okazuje się wręcz pomocna w maskowaniu tego regresu.
Jeśli chodzi o ten ostatni aspekt, to przykładem są takie
kraje, jak Islandia, gdzie już prawie nie rodzą się dzieci z zespołem Downa,
gdyż badanie prenatalne pozwalają wykrywać wady nienarodzonych dzieci i wysyłać
je na tamten świat jeszcze, nim ujrzą na własne oczy ten, w którym żyjemy.
Oczywiście odbywa się to w zaciszu ludzkich rzeźni, które dla niepoznaki nazywa
się gabinetami ginekologicznymi. Współczesny doktor Mengele jest szanowanym
obywatelem, który może bez przeszkód uprawiać swój ogródek.
Żyjemy w cywilizacji, której przedstawiciele mają usta pełne
frazesów o pomocy najsłabszym, a w rzeczywistości właśnie dla tych najsłabszych
i bezbronnych cywilizacja ta nie ma żadnego miłosierdzia, choć ma większe
możliwości niż kiedykolwiek dotąd, by właśnie im pomóc. Ta „oświecona”
cywilizacja, odrzucająca prawa Boże i kierująca się rzekomo „rozumem”, jest tak
naprawdę pozbawiona serca. Szpital, który powinien ratować ludzkie życie,
odłącza od maszyny to życie podtrzymującej małego chłopca, a co gorsza robi to
w majestacie prawa, mając na swoje usprawiedliwienie wyroki sądowe. Dawniej pewnie
zrzucono by to dziecko ze skały, dzisiaj pozwala się mu umrzeć w szpitalu
pełnym ludzi w białych kitlach, którzy teoretycznie mają życie człowieka
ratować, a w rzeczywistości coraz częściej stają się przedstawicielami Tanatosa
i krwawego Molocha. Równie dobrze mogliby nosić czarne mundury „SS”.
Dlatego nie może być mowy o żadnych kompromisach w kwestii
życia. Także żadnych zgniłych „aborcyjnych kompromisów”, które popierają nawet
duchowni, czego niestety przykłady mamy również w Polsce. Stanowczy głos w tej
sprawie zabrał ostatnio niemiecki kardynał Rainer Maria Woelki, który wprost
powiedział: „W ochronie życia ludzkiego nie ma dla mnie żadnych kompromisów.
(...) Nie możemy się wtrącać do dzieła naszego Stwórcy. (...) Nie chcę żyć w
świecie, którym ludzie są ciągle ulepszani. W świecie, w którym rozróżnia się
między wartościowym i bezwartościowym życiem ludzkim”. Życie małego Alfiego
zostało uznane za bezwartościowe. Jutro za takie może zostać uznane Twoje
życie, bo będziesz już stary/stara i nasz cudowny świat nie będzie chciał się
już dłużej z Tobą męczyć.
Niestety tego wszystkiego zdają się nie rozumieć również
tzw. „nasi” politycy. Czego popis ostatnimi czasy dała posłanka Joanna Lichocka. Nie dość, że upowszechnia dezinformację na temat projektu „Zatrzymaj
Aborcję”, to jeszcze wypowiada takie zdanie: „Wprowadzenie tej ustawy jest być
może zgodne z nauczaniem Kościoła, ale sprzeczne z realiami polityki
społecznej. Osobiście uważam, że mierzony ludzką miarą ten projekt jest
nieludzki”. Dodajmy, żeby nie było niejasności, że ta „nieludzkość” ma się
odnosić – jak wynika z kontekstu – do rzekomego zmuszania matek, by rodziły
dziecko w chwili zagrożenia ich własnego życia. Piszę to dlatego, że wiadomość
ta podana na innym portalu sugerowała, iż Lichocka uważa za nieludzki sam
pomysł zakazu aborcji eugenicznej. Tak daleko chyba na szczęście posłanka się
jeszcze nie zapędziła.
Jednak już samo stwierdzenie, że realia polityki społecznej
są ważniejsze niż nauczanie moralne Kościoła, jest wystarczająco niepokojące i
bulwersujące. Pani posłanka zdaje się iść tutaj tropem byłej pani „premiery”,
która uważała, że urzędnik państwowy po wejściu do urzędu może sobie katolicyzm
zawiesić jak płaszcz na wieszaku i włożyć go z powrotem wychodząc. Jeśli dobrze
panią Lichocką rozumiem, to Bóg daje nam przykazania, ale są one „nieludzkie”,
nie da się ich zrealizować w „normalnym” życiu, „realia” są inne, zwłaszcza
„realia polityki społecznej” (cokolwiek by to miało oznaczać). Ideał jest może
szczytny i szlachetny, ale cóż... Pan Bóg za dużo od nas oczekuje.
I tak oto wcześniej czy później jakiś polski Alfie zostanie
odłączony od maszyny podtrzymującej życie i być może stanie się to nawet w
majestacie prawa zgodnego z „realiami polityki społecznej”, którą prowadzili
„nasi”. Dopóki takie poglądy, jak poglądy pani Lichockiej, nie będą spotykać
się z powszechnym społecznym ostracyzmem, faktycznie będzie nad wszystkim
unosić się groza „wahadła”. Wahadła, które zmiecie nie tylko ten rząd, ale przy
okazji wiele istnień ludzkich – zarówno nienarodzonych, jak i narodzonych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz