poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Między informacją a dezinformacją


Pisałem tu w sobotę o Patryku Jakim i jego jakże „prawicowej” deklaracji finansowania in vitro z kieszeni warszawskiego podatnika. Przejrzałem sobie kilka stron tzw. „prawicowych”, by sprawdzić, ile z nich poinformowało o tej wypowiedzi PiS-owskiego kandydata. Zastrzegam się, że mogłem coś przeoczyć, bo po prostu szukałem artykułów i informacji z pomocą wyszukiwarek na stronach tych portali.


Okazało się, że tę – przecież bardzo ważną dla wyborcy – informację podały portale: „Do Rzeczy”, PCh24.pl, „Magna Polonia” i „Fronda”. Pozostałe postanowiły, jak widać, pominąć „niusa” milczeniem. Nawet katolicki „Gość Niedzielny” nie wspomniał o nim ani słowem. To dość interesujące. Zwłaszcza w przypadku kandydata ubiegającego się o stanowisko prezydenta stolicy. Ciekawe, czy takie portale, jak np. „Niezależna”, „wPolityce” czy „Telewizja Republika” będą konsekwentnie ignorować tę istotną deklarację, czy też w jakiś sposób spróbują ją wytłumaczyć i usprawiedliwić? Trudno sobie przecież wyobrazić, że nie wspomną o tym pomyśle ani słowem do końca kampanii wyborczej.


I chciałbym być dobrze zrozumiany, nie chodzi o to, że się uwziąłem na Jakiego. Swoją opinię już wygłosiłem – głosowanie na tego polityka byłoby dla mnie poważnym problemem moralnym i cieszę się, że nie mieszkam w Warszawie.


Cały szkopuł tkwi w czym innym. Wydaje mi się, że deklarowanie ze strony danej redakcji, że jest prawicowa czy konserwatywna albo katolicka, stawia przed nią wysokie wymagania. Dlaczego? A to dlatego, że z miejsca odwołuje się w ten sposób do pewnego systemu wartości, w którym „Tak-tak, nie-nie” oraz „Prawda was wyzwoli” to jedne z ważniejszych pryncypiów. Chyba najoczywistsze jest to w przypadku medium katolickiego. Mniej oczywiste może być, jeśli chodzi o portale czy czasopisma prawicowe, bo można się zastanawiać, czy na pewno odwołują się do tego systemu wartości, który kojarzymy z katolicyzmem. Jeśli są to np. narodowcy, to chrześcijaństwo, a zwłaszcza katolicyzm nie musi wcale być tym podstawowym punktem odniesienia.


Pisałem już na tym blogu o przypadkach swoistej cenzury. Na przykład w przypadku filmu Grzegorza Brauna o Lutrze, gdzie ten dokument pomija się konsekwentnym milczeniem na portalach katolickich. Albo o inicjatywie „Polonia Semper Fidelis”, gdzie np. oficjalny portal Episkopatu Polski ani żaden z oficjalnych portali katolickich nie zamieściły nawet wzmianki o dostarczeniu tysięcy podpisów wiernych pod listem do biskupów z prośbą o potwierdzenie niezmiennej nauki Kościoła o rodzinie i małżeństwie (i to w sytuacji, gdy informowały o tej akcji publiczne media świeckie!). Teraz mamy przykład z Patrykiem Jakim i jego wypowiedzią o in vitro, która z miejsca powinna wywołać ferment w prawicowych mediach, a nawet doprowadzić do wyraźnego opowiedzenia się kandydata po stronie określonego światopoglądu. Nic takiego się nie stało (przynajmniej jak dotąd). Są to przypadki zadziwiające. Ale to tylko drobna próbka. Pytanie, o ilu takich sprawach się milczy?

Przeciętny wyborca z reguły nie ma czasu na śledzenie wszystkich możliwych źródeł informacji. Polega na paru wybranych tytułach, mając do nich zaufanie. Niestety nie informują go one o wszystkim, a nawet pomijają milczeniem informacje istotne dla dokonywanych przez niego wyborów. Będą zamieszczać „niusa” o foczce na polskim wybrzeżu albo jakąś przestarzałą już wiadomość o „rewelacyjnym” filmiku wideo o Polsce nakręconym gdzieś w Ameryce Południowej, ale nie o tym, co może mieć wpływ na kształt państwa lub sposób, w jaki zostaną spożytkowane pieniądze czerpane z kieszeni podatnika.


Smutne, że dotyczy to „naszych” mediów. I to mediów, które będą się oburzać (i słusznie) na wszelkie formy cenzury ze strony takich portali społecznościowych, jak Facebook, czy Twitter.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz