Kiedy w latach osiemdziesiątych jakoś mniej lub bardziej
świadomie zacząłem patrzeć na politykę, Zachód wydawał się mi, jak i wielu moim
znajomym, oazą wolności. Może nie była to wolność doskonała, może zdarzały się
tam rzeczy, które nam się nie podobały lub których byśmy nie chcieli u siebie,
ale też nikt myślący rozsądnie nie sądził przecież, że jest to świat doskonały.
Kiedy teraz patrzę na wiele zjawisk i trendów, jakie stamtąd
do nas napływają, odkąd staliśmy się częścią tego „wolnego” świata, coraz
częściej przypominają mi się ponure lata osiemdziesiąte. Dziwi mnie, że także u
nas te zniewalające ideologie, pomysły iście totalitarne w swym duchu, mają
zwolenników. Akurat Polska powinna być szczególnie odporna na bzdury typu
„gender studies”, homoseksualny postępujący zamordyzm, przypominające
Orwellowską dystopię pomysły, by tępić „mowę nienawiści” czy tendencje do
regulowania wszystkiego przez państwo. Niestety tak nie jest, co też jest
smutnym zaprzeczeniem prawdziwości powiedzenia „Historia vitae magistra est”.
Choć od już dawna zdaję sobie sprawę z – mówiąc delikatnie –
„niedoskonałości” świata Zachodu, to obserwuję prawdziwie wstrząśnięty tragedię
Alfiego Evansa – drugiego małego chłopca skazanego w Wielkiej Brytanii na śmierć.
W głowie nie chce mi się po prostu pomieścić, że można zabronić rodzicom zabrać
dziecko ze szpitala i to wcale nie dlatego, by chcieli wyrządzić mu w ten
sposób krzywdę! Że można zabronić im przewieźć je do miejsca, gdzie będzie
miało szansę na leczenie! Że można skazać małego, niewinnego chłopca na śmierć,
bo tak zdecydował jakiś szpital, bo tak postanowił sąd! Że można w imieniu
prawa pozbawiać ludzi ich podstawowych praw i wolności, choć nie popełnili oni
żadnego przestępstwa! Co robi królowa? Co robią parlamentarzyści? Co robi rząd
Wielkiej Brytanii? Gdzie głosy protestu instytucji Unii Europejskiej, które tak
chętnie wtrącają się w nasze sprawy? Czy Zjednoczone Królestwo nie powinno
przypadkiem zmienić nazwy na Związek Sowiecki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz