Jeśli ktoś chce zrozumieć istotę problemu, jaki ponownie się
pojawił czy też uwidocznił ze zwielokrotnioną siłą, gdy prezydent Duda odmówił
podpisania ustawy umożliwiającej degradację PRL-owskich oficerów, to powinien
koniecznie przeczytać tekst Jana Polkowskiego „Druga niemiecka wina” i
polscy naśladowcy. I nie chodzi mi nawet o dywagacje, czy z punktu widzenia
prawnego Duda miał rację, czy nie. Sęk w tym, że cały ten system, w którym
wciąż się babramy i z którego próbujemy się wywikłać (nie mówię oczywiście o
„totalnej opozycji”) jest od samego początku zainfekowany. I o to właśnie
chodziło.
Ten napisany przed paru laty szkic, opublikowany w zbiorze Polska moja miłość, jest tak „gęsty”, że w zasadzie można by cytować go linijka po
linijce. Nic też nie stracił na swej aktualności. Zadaje przy tym kłam
poglądowi, że poeci to dusze bujające w obłokach, oderwane od ziemi.
Przynajmniej autor Drzew zdaje się twardo po ziemi stąpać. Na tyle
twardo, że z przeraźliwą jasnością widzi to, co być może zbliża się do nas z
nieubłaganą konsekwencją, a czego nie dostrzegają ci, którzy zajmują się
bardziej przyziemnymi i „konkretnymi” pracami niż pisanie poezji.
Jak autor pisze już na samym początku: „Każdego dnia ciąży
mi żrący osad obłudy pierwszych lat wychodzenia z komunizmu. Truje mnie zarówno
pokraczna spuścizna niedawnej przeszłości, jak i świadomość, że to mętne
krętactwo trwa. Trwa i zatruwa pamięć obleśna czułość, z jaką liderzy strony
solidarnościowej obłapiali owinięte w odległy cień Moskwy sflaczałe odwłoki
zbankrutowanych władców PRL”.
W swoim szkicu Polkowski zadaje kłam wielu mitom związanym z
tak zwaną „transformacją ustrojową”. Na przykład, że była ona bezkrwawa. Jakże
łatwo się zapomina o tym, że „bezkrwawy charakter miało wyłącznie zlizywanie z
ust Jaruzelskiego okrągłych kłamstw, bo niepokornych księży mordowano niemal
równolegle z kumoterskimi pijatykami w Magdalence”.
Oczywiście poeta, tak wyczulony na manipulacje językowe,
dostrzega ten nieszczęsny zwrot „transformacja ustrojowa” i przy okazji
zauważa, że „zamazuje [on] marionetkowy charakter PRL”.
To, co mnie uderzyło w tym tekście, to analogie do
„transformacji” w Niemczech po II wojnie światowej, gdzie tzw. „denazyfikacja”
okazała się fikcją. Na poparcie tego stwierdzenia autor przytacza liczby i
dane. Mogą one szokować co bardziej naiwnych. Zasadnicze pytanie jednak, które
się nasuwa, to: jakie będą konsekwencje budowania potęgi niemieckiej na braku
prawdziwego rozliczenia z przeszłością. I drugie: Dlaczego to Niemcy stały się
wzorem dla Polski?
A że stały się, autor nie ma co do tego żadnych wątpliwości,
bo „podobieństw jest długi szereg”. Przyznam się, że osobiście nie wiedziałem
na przykład, że „filozofia rządów Tadeusza Mazowieckiego i ilustrujące ją
sztandarowe hasło o odkreśleniu grubą kreską przeszłości – to cytat z
niemieckiego kanclerza” – Adenauera. Jak zauważa Polkowski z ironią: „To
niemiecki kanclerz pioniersko potępił i wyrzucił do czyśćca ideę narodowego socjalizmu
i jednocześnie przychylił nieba demokracji ludziom przez lata realizującym w
przekonaniem plany Hitlera”. I to on stwierdził: „uważam, że powinniśmy
skończyć z węszeniem za nazistami”.
W tym konkretnym przypadku, o którym mowa na samym początku
mojego tekstu, analogia oczywiście dotyczy nierozliczonych ze swej
hitlerowskiej przeszłości oficerów niemieckich, którzy tworzyli podstawy nowej
armii. A przecież „w III RP żołnierzy, którzy w PRL strzelali do
współobywateli, nikt nawet nie próbował rozliczać. Honor oddany Jaruzelskiemu i
pozostałym dowódcom, wyprał z krwi wszystkie mundury, do szeregowca włącznie”.
Jak już napisałem na samym wstępie – tekst jest gęsty i
mógłbym go cytować obficie, ale lepiej jeśli czytelnik sam go po prostu
przeczyta. Książka Polska moja miłość, w której można ten szkic znaleźć, jest
wciąż dostępna, choć powinna już dawno być wyprzedana – tak jest znakomita. Być
może zresztą napiszę o niej jeszcze parę słów.
Zwróćmy może tylko uwagę na konkluzję autora, gdyż jak
stwierdza: „nie chodzi (...) o przywołanie historycznych analogii. Ani o
bezrefleksyjną krytykę wykorzystywania przez III RP doświadczeń zdobytych
podczas posthitlerowskiej odbudowy Niemiec. (...) Istotne jest jednak, jaką
interpretację i sens niemieckiej lekcji postanowiono w Polsce spożytkować”.
Zauważając, że oparcie odbudowy Niemiec na zwolennikach III
Rzeszy i uczestnikach jej zbrodniczych praktyk „zaowocowało potęgą dzisiejszych
Niemiec”, autor konkluduje m.in.: „ Polsce ochrona interesów zdrajców
przyniosła demobilizację narodu, konflikty i zniechęcenie. Kraj zainfekowany
strategiczną słabością w tym miejscu Europy nie przetrwa. I nie wypada pytać,
dlaczego ten stan tak bardzo podoba się naszym sąsiadom”.
Przechodzą ciarki po plecach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz