wtorek, 10 kwietnia 2018

Komu i dlaczego wadzi degradacja Jaruzelskiego i Kiszczaka, czyli „poeta pamięta”


Jeśli ktoś chce zrozumieć istotę problemu, jaki ponownie się pojawił czy też uwidocznił ze zwielokrotnioną siłą, gdy prezydent Duda odmówił podpisania ustawy umożliwiającej degradację PRL-owskich oficerów, to powinien koniecznie przeczytać tekst Jana Polkowskiego „Druga niemiecka wina” i polscy naśladowcy. I nie chodzi mi nawet o dywagacje, czy z punktu widzenia prawnego Duda miał rację, czy nie. Sęk w tym, że cały ten system, w którym wciąż się babramy i z którego próbujemy się wywikłać (nie mówię oczywiście o „totalnej opozycji”) jest od samego początku zainfekowany. I o to właśnie chodziło.


Ten napisany przed paru laty szkic, opublikowany w zbiorze Polska moja miłość, jest tak „gęsty”, że w zasadzie można by cytować go linijka po linijce. Nic też nie stracił na swej aktualności. Zadaje przy tym kłam poglądowi, że poeci to dusze bujające w obłokach, oderwane od ziemi. Przynajmniej autor Drzew zdaje się twardo po ziemi stąpać. Na tyle twardo, że z przeraźliwą jasnością widzi to, co być może zbliża się do nas z nieubłaganą konsekwencją, a czego nie dostrzegają ci, którzy zajmują się bardziej przyziemnymi i „konkretnymi” pracami niż pisanie poezji.


Jak autor pisze już na samym początku: „Każdego dnia ciąży mi żrący osad obłudy pierwszych lat wychodzenia z komunizmu. Truje mnie zarówno pokraczna spuścizna niedawnej przeszłości, jak i świadomość, że to mętne krętactwo trwa. Trwa i zatruwa pamięć obleśna czułość, z jaką liderzy strony solidarnościowej obłapiali owinięte w odległy cień Moskwy sflaczałe odwłoki zbankrutowanych władców PRL”.


W swoim szkicu Polkowski zadaje kłam wielu mitom związanym z tak zwaną „transformacją ustrojową”. Na przykład, że była ona bezkrwawa. Jakże łatwo się zapomina o tym, że „bezkrwawy charakter miało wyłącznie zlizywanie z ust Jaruzelskiego okrągłych kłamstw, bo niepokornych księży mordowano niemal równolegle z kumoterskimi pijatykami w Magdalence”.


Oczywiście poeta, tak wyczulony na manipulacje językowe, dostrzega ten nieszczęsny zwrot „transformacja ustrojowa” i przy okazji zauważa, że „zamazuje [on] marionetkowy charakter PRL”.


To, co mnie uderzyło w tym tekście, to analogie do „transformacji” w Niemczech po II wojnie światowej, gdzie tzw. „denazyfikacja” okazała się fikcją. Na poparcie tego stwierdzenia autor przytacza liczby i dane. Mogą one szokować co bardziej naiwnych. Zasadnicze pytanie jednak, które się nasuwa, to: jakie będą konsekwencje budowania potęgi niemieckiej na braku prawdziwego rozliczenia z przeszłością. I drugie: Dlaczego to Niemcy stały się wzorem dla Polski?


A że stały się, autor nie ma co do tego żadnych wątpliwości, bo „podobieństw jest długi szereg”. Przyznam się, że osobiście nie wiedziałem na przykład, że „filozofia rządów Tadeusza Mazowieckiego i ilustrujące ją sztandarowe hasło o odkreśleniu grubą kreską przeszłości – to cytat z niemieckiego kanclerza” – Adenauera. Jak zauważa Polkowski z ironią: „To niemiecki kanclerz pioniersko potępił i wyrzucił do czyśćca ideę narodowego socjalizmu i jednocześnie przychylił nieba demokracji ludziom przez lata realizującym w przekonaniem plany Hitlera”. I to on stwierdził: „uważam, że powinniśmy skończyć z węszeniem za nazistami”.


W tym konkretnym przypadku, o którym mowa na samym początku mojego tekstu, analogia oczywiście dotyczy nierozliczonych ze swej hitlerowskiej przeszłości oficerów niemieckich, którzy tworzyli podstawy nowej armii. A przecież „w III RP żołnierzy, którzy w PRL strzelali do współobywateli, nikt nawet nie próbował rozliczać. Honor oddany Jaruzelskiemu i pozostałym dowódcom, wyprał z krwi wszystkie mundury, do szeregowca włącznie”.


Jak już napisałem na samym wstępie – tekst jest gęsty i mógłbym go cytować obficie, ale lepiej jeśli czytelnik sam go po prostu przeczyta. Książka Polska moja miłość, w której można ten szkic znaleźć, jest wciąż dostępna, choć powinna już dawno być wyprzedana – tak jest znakomita. Być może zresztą napiszę o niej jeszcze parę słów.


Zwróćmy może tylko uwagę na konkluzję autora, gdyż jak stwierdza: „nie chodzi (...) o przywołanie historycznych analogii. Ani o bezrefleksyjną krytykę wykorzystywania przez III RP doświadczeń zdobytych podczas posthitlerowskiej odbudowy Niemiec. (...) Istotne jest jednak, jaką interpretację i sens niemieckiej lekcji postanowiono w Polsce spożytkować”.


Zauważając, że oparcie odbudowy Niemiec na zwolennikach III Rzeszy i uczestnikach jej zbrodniczych praktyk „zaowocowało potęgą dzisiejszych Niemiec”, autor konkluduje m.in.: „ Polsce ochrona interesów zdrajców przyniosła demobilizację narodu, konflikty i zniechęcenie. Kraj zainfekowany strategiczną słabością w tym miejscu Europy nie przetrwa. I nie wypada pytać, dlaczego ten stan tak bardzo podoba się naszym sąsiadom”.


Przechodzą ciarki po plecach?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz