środa, 4 kwietnia 2018

Diabelska parodia słów Chrystusa: „To jest Ciało moje!”


Pisałem wczoraj o tej zadziwiającej analogii między aborcją a Męką Pana Jezusa i zauważyłem, że czarne marsze nasuwają skojarzenie z satanistyczną „czarną mszą”. Dzisiaj na portalu PCh24.pl pojawił się krótki tekst o procesji eucharystycznej i drodze krzyżowej odprawionej przed kliniką aborcyjną w Stanach. Przy tej okazji przytoczono wypowiedź prof. Petera Kreefta, który zwrócił uwagę na dość zaskakującą zbieżność.


Otóż kobiety domagające się prawa do aborcji, czyli mówiąc bez ogródek: prawa do mordowania swojego nienarodzonego dziecka, podkreślają, że chodzi o ich ciało: „To jest moje ciało” (This is my body). Amerykański profesor, wykładowca i autor tłumaczonych również na polski książek z dziedziny apologetyki katolickiej, widzi w tym diabelską parodię Chrystusowego: „To jest Ciało moje” (This is my Body).


Mamy więc ponownie de facto czarną mszę. Czy tego chcemy, czy też nie, nie możemy uciec przed diabelskimi skojarzeniami.


Co więcej w artykule zacytowane są słowa ks. Franka Pavone, który rozwija ten wątek i mówi m.in.: „Oddając swoje Ciało Chrystus uczy sensu miłości: ofiaruję siebie dla dobra innych osób. Aborcja uczy przeciwieństwa miłości: ofiaruję drugą osobę dla własnego dobra!”.


Innymi słowy: zwolennicy aborcji chcą złożyć w ofierze niewinne dziecko, tak jak starożytni Żydzi postanowili złożyć w ofierze niewinnego Chrystusa. Intencją i jednych, i drugich (przynajmniej na pozór) jest ocalenie własnego życia, a nawet lepsza jakość tego życia.


Wiemy, jaki los spotkał Jerozolimę. Chrystus zapowiedział jej fatum w Niedzielę Palmową, ale także idąc na swoją śmierć na Kalwarii. Jaki los spotka współczesną „Jerozolimę”, która wydaje na śmierć niewinne ludzkie życie?


Może dorzućmy do tego jeszcze jedno skojarzenie. Tym razem dotyczy ono spostrzeżenia arcybiskupa Fultona J. Sheena. Otóż w jednej ze swoich książek amerykański duchowny zwrócił uwagę na intrygujący fakt: różne negatywne role odgrywają w Męce i śmierci Pana Jezusa mężczyźni. Nie ma natomiast ani jednej wzmianki choćby o jednej kobiecie, która by w jakiś sposób przyczyniła się do cierpień i śmierci naszego Pana. Kobiety odgrywają role raczej pozytywne. Kiedy wszyscy uczniowie, z wyjątkiem Jana, opuszczają Chrystusa, to one stoją pod krzyżem. To kobiety płaczą, kiedy podąża na swoją śmierć. To kobieta ostrzega swojego męża, Piłata, by nie miał nic wspólnego ze śmiercią Pana Jezusa. To kobiety wreszcie spieszą skoro świt, by namaścić wonnościami Ciało zmarłego Chrystusa.


Dzisiaj to kobiety zdają się krzyczeć najgłośniej: „Ukrzyżuj!”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz