Muszę przyznać, że z prezydentem Dudą wiązałem duże
nadzieje. W końcu to drugi, po Lechu Kaczyńskim, prezydent nieuwikłany w jakieś
dziwne powiązania z ludźmi PRL-owskiego wywiadu (a przynajmniej tak się
wydawało). Po drugie miałem nadzieję, że wybranie go pozwoli PiS-owi po
wygraniu wyborów przeprowadzić szereg reform, które zapowiadano w kampanii
wyborczej.
Daleki jestem od tego, by iść śladem histerycznych zachowań
redakcji „Gazety Polskiej” i ogłaszać wszem i wobec, że na prezydenta Dudę już
nigdy nie zagłosuję. A przynajmniej uważam, że takie deklaracje ze strony
poważnego (?) tygodnika i poważnych panów redaktorów nie powinny padać. Ich
celem powinno być nie tylko informowanie i komentowanie, ale i też dobro
wspólne. Skoro wspierają obóz rządzący, to każda taka deklaracja powinna być
przemyślana, a nie rzucana w eter tak, jakby wykrzykiwała je rozhisteryzowana
baba. Jeśli nie stać ich na męską powściągliwość, to niech lepiej najpierw
wezmą zimny prysznic, a potem odbędą długą naradę redakcyjną. Na histeryczne
reakcje mogę sobie pozwolić ja, zwykły bloger, bo z moim głosem nie będzie się
liczyć nikt. Dziennikarze, jeśli nie radzą sobie z emocjami, lepiej niech zajmą
się uprawianiem ogródka. Zwłaszcza dziennikarze tygodnika, który ma jakiś wpływ
na opinie i emocje pewnej grupy czytelników.
Nie zamierzam dywagować tutaj nad tym, czy weto prezydenta
dla ustaw reformujących sądownictwo było słuszne, czy też nie, bo po prostu się
na tym nie znam. Jeśli faktycznie był to knot legislacyjny, to Duda zrobił
słusznie wetując. Nie wnikam w to.
Mam natomiast pretensje do Dudy za to, że zawiódł
oczekiwania frankowiczów. Wiadomo, że politycy czasem robią obietnice na
wyrost. Jakoś się do tego przyzwyczailiśmy, choć lepiej by było, gdyby politycy
nie traktowali swoich wyborców jak durniów (szczególnie ordynarnie robiła to
Platforma).
W przypadku frankowiczów obietnice na wyrost to igranie z
kwestią życia i śmierci. I to dosłownie. Wbrew szerzonej tu i ówdzie opinii, że
frankowicze wyszli najlepiej na kredytach frankowych, mamy w tym przypadku do
czynienia z prawdziwymi dramatami, które kończyły się też samobójstwami.
Prezydent Duda rozbudził nadzieje tej grupy społecznej. Dał poszkodowanym przez
banksterów jakąś nadzieję. Sam przekonywałem, że jeśli ktoś coś dla frankowiczów
zrobi, to będzie to tylko Duda i PiS. Z przykrością muszę powiedzieć, że się
zawiodłem. Rejterada Dudy była żałosna. Z szumnych obietnic nie pozostało nic.
Być może obecny prezydent przypomni sobie o tej grupie przed upływem kadencji,
kiedy zaczną się zbliżać wybory. Kto wie? Ale wówczas i tak nikt mu już nie
uwierzy.
Sprawa frankowiczów to była pierwsza wielka krecha, jaką
dostał u mnie Duda. Drugą było ostatnio zawetowanie ustawy degradacyjnej. Kiedy
wydawało się, że pozostał jedynie podpis prezydenta, a ofiary stanu wojennego i
w ogóle ciemnych lat PRL-u będą mogły choć w ten sposób otrzymać jakąś
satysfakcję, okazało się, że niespodzianie całą sprawę zablokował „nasz”
prezydent. Tego nie jestem w stanie usprawiedliwić w żaden sposób. Pisałem już
na tym blogu na ten temat i cytując tekst Jana Polkowskiego sugerowałem, że po
prostu „pacta sunt servanda”, że realizowany jest w dalszym ciągu pomysł
wdrażany w życie jeszcze przez premiera Mazowieckiego.
Są jeszcze inne kwestie, które każą mi zweryfikować swój
pozytywny wizerunek obecnego prezydenta. Trudno byłoby wszystkie je wymienić w
krótkim tekście. Ot, dzisiaj pojawiła się kolejna dziwna informacja, która
przedstawia obecnego prezydenta w nieco dziwnym świetle.
W chwili obecnej mogę powiedzieć tylko tyle: prezydent Duda
przestał być moim prezydentem. Nie będę ogłaszał wszem i wobec, że na niego nie
zagłosuję. Jeśli będę miał bowiem do wyboru: Duda a Tusk, z ciężkim sercem
zagłosuję na Dudę. Koszmar pięcioletniej prezydentury szczękościsku
jest najzwyczajniej w świecie zbyt przerażający. I pewnie na to obecny prezydent niestety liczy. Jeśli jednak
pojawi się sensowna alternatywa i będzie szansa na wygraną, to przynajmniej w
pierwszej turze oddam głos na kogo innego.
Ostatnio dowiedziałem się, że w środowisku frankowiczów
prezydent RP otrzymał nowe przezwisko: Dudasz. Chyba nietrudno zgadnąć do czego
ono nawiązuje. Niestety, jest trafne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz