Zwiedzanie Wiecznego
Miasta zaczęliśmy od Bazyliki św. Pawła za Murami. Sama bazylika to właściwie
rekonstrukcja, tyle że wcześniejsza niż ta na Monte Cassino – w tym przypadku
XIX-wieczna. Oryginalną budowlę strawił przypadkowo zaprószony ogień przy
pracach dekarskich, a więc zniszczenia nie były efektem działań wojennych.
Dreszcz emocji – oprócz zachwytu tą niezwykłą budowlą – natomiast wywoływał we
mnie fakt, że w kościele tym spoczywają doczesne szczątki Apostoła Narodów,
człowieka, który z gorliwego prześladowcy chrześcijan stał się jednym z nich –
równie żarliwym wyznawcą Chrystusa, ale tym razem gotowym raczej samemu ponieść
śmierć niż ją zadawać. Człowiek ten miał bezpośrednią styczność z ludźmi,
którzy osobiście znali Jezusa, którzy siadali z Nim do stołu, byli świadkami
Jego męki i Jego zmartwychwstania. Już samo uświadomienie sobie tego wszystkiego
powala na kolana.
Znajdujący się na
dziedzińcu pomnik św. Pawła zdaje się trafnie oddawać charakter apostoła, ale i
też symbolicznie streszczać jego życie – przedstawia go bowiem jako dzierżącego
w dłoniach zarówno miecz, jak i księgę.
Jednym z elementów, który
wywołał u mnie i żony zainteresowanie, a nawet wzruszenie był szczegół z
mozaiki znajdującej się w absydzie bazyliki: papież Honoriusz III u stóp
Chrystusa – malutki jak marny robaczek.
Tutaj też obejrzeliśmy pierwszą ze Świętych
Bram.