piątek, 10 lipca 2020

Oddam głos na Dudę

W drugiej turze wyborów oddam głos na Andrzeja Dudę. Obecny prezydent nie jest kandydatem moich marzeń, tak jak rządząca koalicja nie jest rządem, jakiego bym pragnął. Andrzej Duda zawiódł moje pokładane w nim nadzieje. Nie podjął zdecydowanej inicjatywy w obronie życia nienarodzonych, choć głosi, że jest za jego ochroną.

Nie dotrzymał też obietnic danych frankowiczom – w rzeczywistości są oni zdani na długoletnie batalie sądowe z bankami, a więc też ogromne ryzyko, jakie się z tym wiąże. Zostali pozostawieni samym sobie, a sądy, jakie są, każdy widzi. Jest to w gruncie rzeczy uprawomocnienie lichwy, choć trzeba uczciwie przyznać, że są już przypadki wyroków na korzyść oszukanych pożyczkobiorców. Państwo zamiast chronić obywateli, wydaje się być po stronie banksterów, a może też i w ich kieszeni.

Andrzej Duda sugerował także w pewnym momencie możliwość legalizacji tzw. „związków partnerskich”, co kłóci się z deklarowanym przez niego katolicyzmem. Kościół katolicki nie uznaje prawnej legalizacji „związków partnerskich”, a więc nie można popierać takich inicjatyw i jednocześnie być wiernym nauce Kościoła.

Można by pewnie przytoczyć też i wiele innych działań i inicjatyw Andrzeja Dudy, których żadną miarą poprzeć nie sposób, jak na przykład słynny pomysł wpisania do Konstytucji członkostwa Polski w Unii Europejskiej, co nasuwa jak najgorsze skojarzenia z czasami PRL-u.

Mimo tych i innych wad, jest to w obecnej chwili jedyny sensowny wybór. Rafał Trzaskowski jako prezydent Polski oznaczałby przyspieszenie degrengolady naszej ojczyzny. Prezydent RP stojący na czele kolejnej parady LGBT-coś tam to wizja z najkoszmarniejszego snu. Blokowanie inicjatyw ustawodawczych, to z kolei zaostrzenie sporów i faktyczny paraliż funkcjonowania państwa. Jeśli Trzaskowski wygrałby te wybory, mógłby w pierwszej kolejności złożyć podziękowania Konfederacji, o czym piszę z prawdziwą przykrością. Mam wrażenie, że dla tej partii niskie podatki, małostkowa zemsta na wrednych „pisiorach”, którzy wyzywali ich od „ruskich onuc”, liczenie na to, że im gorzej, to tym lepiej dla Konfederacji i tym podobne, są ważniejsze, niż dobro Ojczyzny. Fałszywa też jest symetria mówiąca o wyborze między dżumą o cholerą. Przy wszelkich swoich wadach, Andrzej Duda nie jest jednak rzecznikiem cywilizacji śmierci. Z pewnością nie jest idealnym prezydentem, ale w obecnej sytuacji „beggars can’t be choosers”, jak mawiają Anglicy.


środa, 8 lipca 2020

Konfederaci oddają głos na Trzaskowskiego. Tylko Polski żal

Muszę przyznać, że jestem rozczarowany postawą Konfederacji. W pierwszych tygodniach po wyborach byłem zadowolony, że oddałem głos na tę formację. Powitałem ją jako alternatywę dla PiS-u, prawdziwy prawicowy głos. Przestałem też ulegać szantażowi, który mówił o tym, że jeśli nie Zjednoczona Prawica, to wygra PO. Liczyłem na to, że politycy Konfederacji, którzy dostali się do Sejmu, będą punktować różne absurdy rządzącej koalicji, a jednocześnie wyróżniać się pozytywnie od całej reszty opozycji i broniąc fundamentów cywilizacji europejskiej, do jakich należy obrona nienarodzonych. Niestety wraz z upływem czasu mój entuzjazm do Konfederacji słabł. Chyba znaczącym przełomem był tutaj okres epidemii. Zamiast merytorycznej, konserwatywnej opozycji, ujrzałem ludzi nieodpowiedzialnych, którym ewidentnie sukces, jakim było wprowadzenie 11 posłów do Sejmu, uderzył do głowy.

Co gorsza, zwolennicy Konfederacji, którzy zabierają głos na różnych forach, wydają się po prostu nieodpowiedzialnymi małolatami, którym bliżej do „palikociarni” niż ideowej prawicy. Emocje, które wyrażają, niewiele odbiegają od tych, które widzimy u przeciwników PiS-u z lewej strony. Najlepszym wyrazem tych odczuć była słynna już wypowiedź pana Wilka, na którego w życiu bym nie zagłosował. Moje ogólne wrażenie jest takie, że zarówno politykom pokroju Wilka, jak i tym zwolennikom Konfederacji, którzy najgłośniej gardłują na Twitterze i innych forach, najbardziej zależy na niskich podatkach i zemszczeniu się na rządzących niż na Polsce.

Konfederaci nie dorośli do polityki. Zamiast prawdziwych facetów, którzy wykorzystują okazję, by negocjując i targując się (co nie oznacza wcale „sprzedawania się”, jak sugerował jeden z polityków Konfederacji), ugrać dla Polski i Polaków jak najwięcej, ujrzałem histeryczne baby, które czują parszywą satysfakcję, że oto mogą zemścić na „pisiorach” za zniewagi i „ruskie onuce” (jaki jest mój stosunek do tego tematu – łatwo sprawdzić na tym blogu). Pozytywnym wyjątkiem okazał się tutaj jedynie Robert Bąkiewicz.

Co gorsza, nie wyrażając poparcia dla żadnej strony, tzn. ani dla Andrzeja Dudy, ani dla Rafała Trzaskowskiego, tak naprawdę Konfederacja oddaje głos na Trzaskowskiego. Tak bowiem zagłosuje jedna część jej zwolenników (jak już wcześniej sugerowały badania opinii publicznej i wypowiedzi pana Wilka), a druga część zostanie w domu lub odda głosy nieważne, dający tym samym szanse Trzaskowskiemu na zwycięstwo. Jakaś grupa – myśląca rozsądnie i odpowiedzialnie, tak jak pan Robert Bąkiewicz – odda głos na Dudę, zaciskając zęby, ale wiedząc, o co toczy się gra. Pytanie – jak duża ona będzie.

Co więcej, symetryczne traktowanie Dudy i Trzaskowskiego jest fałszowaniem alternatywy, przed jaką stoją Polacy. Nie jest to wcale wybór między dżumą a cholerą, ale co najwyżej między ciężką grypą a cholerą. „Ciężka grypa” to Duda rzecz jasna. Do czego zdolny jest Trzaskowski, każdy mógł się przekonać, obserwując jego działania w Warszawie. Trzaskowski jako prezydent to wprowadzenie do Polski zarazy, przy której koronawirus to pikuś. Duda, przy wszystkich swoich wadach (jak np. sugestiach, że można by zalegalizować tzw. „związki partnerskie”), których mam świadomość, to jednak powstrzymanie najazdu barbarii na Polskę. Ba! Może ośmielony tym, że byłaby to jego ostatnia kadencja, zdecydowałby się na ostrzejsze posunięcia w paru fundamentalnych kwestiach (wiem, być może jestem naiwny).

Jeśli Trzaskowski wygra te wybory, będzie mógł w pierwszym rzędzie podziękować Konfederacji. Jeśli wygrana Trzaskowskiego w Warszawie, zamiast Jakiego, który chciał wprowadzać tę samą zarazę bocznymi drzwiami, mogła się okazać pewnym otrzeźwieniem dla Polaków, to jego wygrana w wyborach na prezydenta Polski, może się okazać katastrofalna. Konfederacja zdaje się liczyć na to, że pogorszenie sytuacji w Sejmie, przyczyni się do jej wygranej w przyszłych wyborach. Tym samym jej polityka zdaje się być taka: im gorzej dla Polski, tym lepiej dla nas. Może jednak się okazać tak, że brutalnie się pomyli i utraci głosy tych, którzy liczyli na jej ideowość i odpowiedzialność za Polskę.