poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Prawda was zaboli

Wyobrażam to sobie mniej więcej tak:

- ... Piotr znowu zaprzeczył i natychmiast kogut zapiał.

Jan urwał czytanie i spojrzał po zgromadzonych. Zapanowała głęboka cisza. Skwierczały tylko rozstawione wokół pomieszczenia lampki oliwne. Po twarzach skupionych dookoła apostoła dało się poznać, że ukończony właśnie fragment wywołał wstrząs.

Nie trzeba było długo czekać. Pierwszy odezwał się mężczyzna o krzaczastych brwiach i rysach gwałtownika:

- Czyś ty oszalał??? Co to ma być?!! – ostatnie słowa wypowiedział podnosząc głos niemal do krzyku.
- Jak to... co? – Jan był niemniej zaskoczony reakcją niż jego słuchacze odczytanym przed chwilą tekstem.
- No właśnie, co??!! To ja się o to pytam! Czyś ty, człowieku, postradał zmysły??! – Gwałtownik już nawet nie próbował powstrzymywać krzyku. – Jak możesz tak pisać o Piotrze!!!
- Ależ... to...
- Chwileczkę – wtrącił barczysty słuchacz, na którego torsie błyszczał się misternie zdobiony złotem krzyż. – Tylko spokojnie. Jan się nieco zagalopował. Przecież to można przeredagować, poprawić – starał się łagodzić. – Prawda, Janie?
- Ale... Co tutaj jest do poprawienia? – zdumienie pisarza narastało coraz bardziej.
- Wszystko! – huknął gwałtownik aż Jan, który nie należał do bojaźliwych, podskoczył. Zgromadzeni patrzyli na niego tak, że gdyby spojrzenie miało moc, to spłonąłby na miejscu.
- Co napisałem nie tak? – Próbował się bronić. - Niezbyt precyzyjnie opisałem całe zdarzenie? Pominąłem coś istotnego? Źle dobrałem sło... – Nie zdołał skończyć.
- Przecież to jakieś totalne bzdury! – teraz wrzeszczał rudy niski człowieczek owinięty w drogi płaszcz. Noc była chłodna. – Nie można pozwolić, by tak znieważano nasz symbol! Jak my będziemy wyglądać w oczach pogan?! Jeśli sami nie potrafimy uszanować pierwszego z pierwszych, człowieka, który tyle wycierpiał dla sprawy...
- Myślałem, że...
- Dość tych bredni! Nawet nie chcę słuchać, co myślałeś! – rudy cały się niemal telepał z gniewu. – I skąd w ogóle te bzdury o zaparciu się Piotra?! Cóż to za absurd?!
- Opierałem się na świadkach i spisanych relacjach. Wszystko dokładnie sprawdziłem!
- Taa... to ja... ja... kieś świs... świstki po trzy.... trzykroć kse... kse... – jąkał się niezbyt przystojny blondyn o wymiętej twarzy. Jan nawet nie czekał, aż skończy:
- Ależ sam przecież jeszcze nie tak dawno sugerowałeś...
- To... to... ja... jakaś po... po... pod... ła... insy... insy... insy... nu... nu... – blondyn poczerwieniał, a ze wzburzenia zapierało mu dech w piersi. Rudy tymczasem rzucił gniewne spojrzenie na Jana i niemal wyszczekał:
- Nie po to gmina zapewnia ci wszelkie wygody, odmawia sobie chleba i igrzysk, byś ty mógł wypisywać, co ci fantazja podpowie!
- Jaka fantazja?! – tym razem to już Jan nie potrafił ukryć wzburzenia. – Przecież to można zweryfikować! Każdy może porozmawiać ze świadkami, przejrzeć dokumenty, z jakich korzystałem...
- Właśnie, dokumenty – wtrącił barczysty, jak zwykle zachowując spokój – myślę, że powinno się je otoczyć szczególną troską. W końcu nie może być tak, by byle kto je czytał i wyciągał pochopne wnioski.
- Otóż to! – podchwycił pomysł rudy. - Trzeba się tym zająć. Trzeba stworzyć system nadzoru i kontroli...
- No, może nie „nadzoru i kontroli” – przerwał mu barczysty. – Ująłbym to nieco inaczej: system weryfikacji.
- Ale nasz Pan powiedział: „Prawda was wyzwoli...” – nie dawał za wygraną Jan.
- I właśnie dlatego trzeba to zweryfikować. Nie może być tak, że każdy będzie sobie pisał, co mu się podoba – rzucił rudy zaciskając szczęki tak mocno, że zgromadzonych przeszedł dreszcz, jakby zaraz miał ich dobiec dźwięk gruchotanych zębów.

10 komentarzy:

  1. taaa.. ładnie uchwycone.
    Porównanie celne, niemniej jednak obawiam się, że chętnie podpisałyby się pod tym obie strony barykady, zarzucając kłam tej przeciwnej.

    Jednakze prawda sama dla siebie nie potrzebuje żadnej weryfikacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak na marginesie, czy ktoś może mi powiedzieć, czy można sie tu podpisac jak człowiek, czy trzeba na wiek wieków pozostac "anonimem" w przypadku gdy samemu nie pisze sie / nie posiada się (?) żadnego bloga? (a może blogu?)
    Nurtuje mnie to nie od dzis (wlasciwie przy kazdym wpisie), ale nie mam wyboru - nie da się podpisać komentarza.
    Być moze jest jakiś sposób, ale nie umiem :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Może i "chętnie podpisały się potym tym obie strony barykady", ale nie do końca bym się zgodził. Wydaje mi się, że jedna ze stron jest szczególnie agresywna i zmierza do ograniczenia wolności słowa i badań naukowych. Czego symptomy i skutki widzimy. W zasadzie brak merytorycznej dyskusji. Jeśli na przykład znany profesor wypowiada się krytycznie na temat pracy Zyzaka i mówi, że przeczytał "większość" książki, a potem się okazuje, że w zasadzie, prawdę powiedziawszy... "pół", to o co o tym sądzić? A spora część krytyków nawet nie zrobiła wysiłku, by przeczytać choćby owe "pół". Zamiast tego mamy histerię i to histerię kreowaną przez dawnych wrogów Wałęsy.
    Wydaje mi się, że ich założenie jest takie: mamy swój "symbol narodowy", który coś tam nabroił, ale reszta szarej masy nie musi o tym wiedzieć, a jeśli nawet kiedyś się dowie, to będzie to za jakieś sto-dwieście lat.
    Jeśli chodzi o podpisanie się, to wystarczy wybrać z pola "komentarz jako" opcję "Nazwa/adres URL" i po prostu wpisać imię, nazwisko lub pseudonim". I tylko tyle.

    OdpowiedzUsuń
  4. ad rem:
    Pytanie tylko, czy żaden ze znanych i wynoszonych na ołtarze ("ołtarze" choćby i w sensie symbolicznym) bohaterów narodowych czy jakichkolwiek innych, nigdy w swoim życiu nic nie nabroił. Tak jak napisał onegdaj jeden z komentatorów Frondy - "...i tylko przez pomyłkę nie beatyfikowany".
    Histerię, owszem, wywołują wrogowie Wałęsy (tu się zgadzam), nieważne, że sam bohater (cokolwiek to dla kogo znaczy - bohater narodowy, lub bohater tej całej awantury;-) z pewnością niejedno ma na sumieniu. Ale bo też nie za jego bezgrzeszne lata historia otworzyła dla niego swoje surowe i dość mało dostępne progi (nie o każdym z nas będą uczyć dzieci w szkole), lecz za zupełnie innego wymiaru działalność, której nikt zakwestionować nie może, a której efekty konsumujemy dzis smakowicie w postaci - choćby - braku cenzury, która otwierała i pieczętowała nam na czerwono każdy prywatny list, lub w postaci prawa każdego z nas do powieszenia krzyża bez konspiracji. Pamietam jak "wjechały" suki z panami w mudurach do mojego mieszkania (moich rodziców) w Częstochowie, gdy podczas pielgrzymki Jana Pawła II śmielismy udekorować balkon na Jego przyjazd! (mieszkalismy w bloku wojskowym). Dobrze to pamietam. Jak i wiele innych rzeczy, których dzis nie trzeba się bać. Zresztą mówię o sprawach oczywistych (moze jedynie nie dla dzisiejszej przebojowej i bezstresowo chowanej młodzieży), i szukanie dzis każdej odrobiny brudu za dawnym paznokciem człowieka ktory zapoczątkował te przemiany, po to tylko, by go dyskredytować w oczach świata (który zresztą i tak wie swoje), by go tak troche ponurzać w błocie, jest wg mnie śmieszne. Z jednym się zgadzam - histerii nie wywołuje sam Wałęsa, tylko jego wrogowie, korzystając jednocześnie pełnymi garściami z wolności słowa, którą de facto dał im on.
    acha, własnie - a za sto-dwiescie lat nikt nie bedzie pamietał o panach Zyzakach, i innych literatach :-) doszukujących się ile dziewczyn miał Wałęsa przed ślubem, a o Wałęsie - owym (cyt.) "symbolu narodowym" - tak. I to jest pewne.

    ps. dziękuję za poradę techniczną :-)
    nie wiem po prostu co to jest adres URL, chyba nie posiadam czegos takiego (?), stąd tej opcji również nie brałam pod uwagę

    OdpowiedzUsuń
  5. "Histerię, owszem, wywołują wrogowie Wałęsy"????
    To chyba jakieś kpiny? Prawda? Bo inaczej tego określić nie można. I skąd te wypowiedzi o "literacie" Zyzaku? Po lekturze jego książki czy po lekturze GW?
    Niestety nie zgadzamy się. Trzeba chyba czytać kompletnie na opak, by tak przeczytać mój tekst.
    I proszę sobie przemyśleć następujące rzeczy:
    1) Urzędnik rządowy wpada na pomysł ingerencji w autonomię najstarszej uczelni polskiej,
    2) owa uczelnia nakłada sobie kaganiec ograniczając zakres prac badawczych,
    3) prof. Andrzej Nowak, promotor pracy Zyzaka, nagle dowiaduje się, że zaproszenie na konferencję naukową zostało z niewyjaśnionych powodów odwołane,
    4) Cenckiewicz, współautorem poprzedniej książki o Wałęsie również dowiaduje się, że jego spotkania są niespodziewanie odwoływane. Rezygnuje z pracy w IPN-ie.
    5) podobne represje spotykają inne osoby (także te, z którymi mi nie po drodze), a pan Jaruzelski jest zapraszany na Uniwersytet jakby nigdy nic,
    5) proszę sobie obejrzeć "Warto rozmawiać" z udziałem Pawła Zyzaka w pierwszej części i panami prof. Friszke, prof. Nowakiem, Karnowskim i Mazowieckim (dziennikarzem). Nie dziwię się, że Nowak wyraźnie tracił opanowanie. Też bym stracił przy takiej agresji ze strony rozmówców, którzy nawet się nie postarali przeczytać książki, o której się wypowiadają;
    Myślę, że na początek to wystarczy. Mogę potem podsunąć więcej. Radziłbym też np. przeczytać serię tekstów, jakie ukazały się w "Rzepie" w zeszłym roku i porównać z tą akcją ogólnopolskiej histerii, jaką rozpętała GW po ukzaniu się książki Gontarczyka i Cenckiewicza. Jako dodatek dorzuciłbym jeszcze "Plusy dodatnie, plusy ujemne" Grzegorza Brauna.
    Mylimy się też diametralnie co do roli Wałęsy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, ostatnie zdanie miało być: "Nie zgadzamy się też diametralnie co do roli Wałęsy".

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście wiem, sprostowanie w zasadzie niepotrzebne, bo tak też własnie je zrozumiałam.
    Cóż, warto (jednak) rozmawiać...
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam, ale sobie teraz uświadomiłem, że nieporozumienie mogło wyniknąć z użycia przeze mnie określenia "dawni wrogowie". Otóż, mam na myśli dawnych czyli byłych wrogów Wałęsy, którzy teraz nagle bronią go jak niepodległości. Ci sami ludzi na początku lat 90-tych straszyli Wałęsą Polskę i Polaków i nie mieli żadnych zahamowań, by kalać nasz „symbol narodowy” również w mediach zagranicznych. Ci sami ludzie jeszcze niedawno dawali do zrozumienia Wałęsie, by siedział cicho i nie wypowiadał się o G. Grassie, bo sam ma nieco za uszami.

    Wałęsa jest osobą publiczną i musi się liczyć z tym, i pogodzić z tym, że jego życiorys będzie prześwietlany i badany. A w jego przypadku to nie jest tylko kwestia tego, czy coś „nabroił” czy też nie. Wyjaśnienie sprzecznych i niejasnych fragmentów biografii Wałęsy to także w dużym stopniu wyjaśnienie tego, co naprawdę się stało w roku 1989, a także za prezydentury noblisty. Istnieją przesłanki ku temu, by stwierdzić, że w byłym bloku sowieckim w tym okresie, tzn. pod koniec lat osiemdziesiątych, mieliśmy do czynienia z manipulacją służb specjalnych na gigantyczną skalę. I to nie jest żadne „political fiction”, to są rzeczy, o których mówią specjaliści z tytułami profesorskimi. W roku 1984 wyszła książka byłego agenta KGB, Anatolija Golicyna „Nowe kłamstwa w miejsce starych”, w której dokładnie przewidział rozwój wypadków w Polsce. Prorok jakiś? Wówczas nawet bardzo przenikliwi ludzie nie wyobrażali sobie, że za kilka lat ten system się zawali.

    Jeśli więc przy okrągłym stole dogadali się np. „sami swoi”, to mamy do czynienia z sytuacją, w której za „chleb i igrzyska” dla szarej masy byli aparatczycy i agenci służb specjalnych zapewnili sobie uprzywilejowaną pozycję, wygodne życie i wpływ na rozwój wypadków w nowej rzeczywistości. Histeria i agresja, jaką wywołują wszelkie próby wyjaśnienia przeszłości naszego „symbolu narodowego” każe przypuszczać, że coś jest na rzeczy.

    I jeszcze jedna rzecz. Młody chłopak, który ma żonę i małe dziecko, stracił źródło dochodu, bo napisał pracę magisterską liczącą jakieś 600 stron druku. Bez wątpienia włożył w to masę wysiłku i godzin studiów. Na lewo i prawo wszyscy o tej książce mówią (głównie na podstawie bardzo krótkiego wyimku) ale mało kto ją czytał. Nic mnie tak nie wkurza, jak znany dziennikarz, który stwierdza, że rozmowa z autorem jest poniżej jego godności, a samej publikacji nie zna. Nie zna, ale dowala jej autorowi, a przy okazji zasłużonej instytucji, która z wydaniem tej pracy nie ma nic, ale to nic wspólnego. Tymczasem jego psim obowiązkiem jest poznać sam tekst, zbadać dokładnie sprawę, porozmawiać z mieszkańcami, których wypowiedzi być może wykorzystano i przedstawić wówczas własną wersję wydarzeń. Tylko po co? Jeszcze się może okazać, że rację mają ci, na których się pluje i samemu wylądować w ich gronie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  9. Polecam też przy okazji znakomity felieton Mendy: http://www.fronda.pl/menda/blog/kupa_milosci_od_donalda_tuska

    oraz najnowszy wpis Kataryny.
    To jest właśnie "polityka miłości", to jest "wolność słowa" i badań naukowych.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Przepraszam, ale sobie teraz uświadomiłem, że nieporozumienie mogło wyniknąć ..."
    Przeprosiny przyjęte.

    OdpowiedzUsuń