Jeśli „Treny” Jacaszka wywoływały u mnie głównie zachwyt, a przy tym konsternację właściwą rzeczom nowatorskim, to „Pentral” jest przede wszystkim źródłem konfuzji. Słucham tej płyty i słucham z dużym zakłopotaniem. Znajduję na niej fragmenty piękne, ale trudno byłoby mi powiedzieć, czy nowy krążek młodego kompozytora mnie zachwyca. Być może, mimo poprzedniej płyty, nie jestem przygotowany do odbioru tego typu „muzyki”. Jak bowiem nazwać ten eksperyment? Jest to jeszcze muzyka? Czy jest to „tylko” zapis przetworzonych, uporządkowanych dźwięków zebranych we wnętrzu trzech gotyckich kościołów? Jest to faktycznie brzmieniowy opis ducha średniowiecznej świątyni? Płyta do wielokrotnego słuchania? A może niewykorzystana ścieżka dźwiękowa do jakiegoś filmu lub spektaklu? (Spektaklu rozgrywającego się w naszej wyobraźni?)
Są na tej płycie części, które drażnią. Drażni nagła hałaśliwa kaskada, jaką atakują nasz słuch organy i z ulgą przyjmujemy dzwonki brzmiące jak kończące burzę ostatnimi chaotycznymi pacnięciami krople wody. A za chwilę ponownie podskakujemy zaskoczeni kolejną organową burzą. Drażni jakiś wariacki, przypominający nieszczęsne popisy wokalne kościelnych organistów, pozbawiony słów śpiew wokalisty.
Są na niej części, urywki poruszające, zachwycające. Na przykład w zamykającej płytę kompozycji oznaczonej numerem X „śpiew” dzwonów, dzwonków i dzwoneczków, jakby obwieszczający jakąś radosną nowinę, do których dołącza się „anielski” głos Mai Siemińskiej i Leny Majewskiej. Podobnie anielskie, nie przytłaczające, a płynące gdzieś z oddali, podrywające duszę do lotu, chóry słychać w delikatnym, wypełnionym tajemniczymi pogłosami utworze III.
Są na niej fragmenty budzące niepokój, nasuwające myśl o tajemnicy. Na przykład w kompozycji IX słychać jakby tąpnięcia ziemi lub kroki zbliżającego się olbrzyma, którym towarzyszy trzepot skrzydeł spłoszonego ptaka. Mimo woli, ilekroć słucham tego utworu, przypomina mi się znany cytat z Pieśni na pieśniami: „Idzie skacząc po górach”.
A może „Pentral” to nie tylko dźwiękowa opowieść o wnętrzu świątyni, ale próba opisania zakamarków duszy: jej blasków i cieni, radości i smutków, upadków i uniesień?
Czy jednak ten eksperyment się powiódł? Hm...
Nie znacie? To posłuchajcie i przekonajcie się sami.
Michał Jacaszek, Pentral, gusstaff records 2009.
Są na tej płycie części, które drażnią. Drażni nagła hałaśliwa kaskada, jaką atakują nasz słuch organy i z ulgą przyjmujemy dzwonki brzmiące jak kończące burzę ostatnimi chaotycznymi pacnięciami krople wody. A za chwilę ponownie podskakujemy zaskoczeni kolejną organową burzą. Drażni jakiś wariacki, przypominający nieszczęsne popisy wokalne kościelnych organistów, pozbawiony słów śpiew wokalisty.
Są na niej części, urywki poruszające, zachwycające. Na przykład w zamykającej płytę kompozycji oznaczonej numerem X „śpiew” dzwonów, dzwonków i dzwoneczków, jakby obwieszczający jakąś radosną nowinę, do których dołącza się „anielski” głos Mai Siemińskiej i Leny Majewskiej. Podobnie anielskie, nie przytłaczające, a płynące gdzieś z oddali, podrywające duszę do lotu, chóry słychać w delikatnym, wypełnionym tajemniczymi pogłosami utworze III.
Są na niej fragmenty budzące niepokój, nasuwające myśl o tajemnicy. Na przykład w kompozycji IX słychać jakby tąpnięcia ziemi lub kroki zbliżającego się olbrzyma, którym towarzyszy trzepot skrzydeł spłoszonego ptaka. Mimo woli, ilekroć słucham tego utworu, przypomina mi się znany cytat z Pieśni na pieśniami: „Idzie skacząc po górach”.
A może „Pentral” to nie tylko dźwiękowa opowieść o wnętrzu świątyni, ale próba opisania zakamarków duszy: jej blasków i cieni, radości i smutków, upadków i uniesień?
Czy jednak ten eksperyment się powiódł? Hm...
Nie znacie? To posłuchajcie i przekonajcie się sami.
Michał Jacaszek, Pentral, gusstaff records 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz