środa, 3 lipca 2019

Jak Dawid i Jakub ukryli się pod podłogą w nazistowskiej Polsce

Jest ponuro, a więc może, żeby nie było aż tak ponuro, coś śmiesznego. Otóż rozbawiła mnie ostatnio akcja dwóch homoseksualistów z wybrzeża, którzy postanowili zaanonsować, że w swoich apartamentach nad morzem nie będą przyjmować „m.in. sympatyków PiS, słuchaczy Radia Maryja czy wiernych widzów TVP”.

Ich akcja jest o tyle zabawna, że dzięki takiemu ogłoszeniu wiem, że powinienem uważnie sprawdzić, gdybym wybierał się nad polskie morze, czy przypadkiem nie trafiłem na ich ofertę. Traktuję ją jako swego rodzaju ostrzeżenie: „Uwaga! Złe psy!” Nie chciałbym bowiem trafić na panów, którzy mogliby się do mnie umizgać. Sama myśl o tym powoduje u mnie drgawki i odruch wymiotny. Dziękuję więc za klarowną informację, z kim mam do czynienia. To się dopiero nazywa uczciwość w biznesie!

Nieco bardziej serio: Pisałem już, że uważam, iż prowadzący biznes ma prawo odmówić wykonania usługi, jeśli ma poczucie, że współuczestniczyłby w czymś niemoralnym, że promowałby swoją usługą na przykład grzech ciężki. Stwierdziłem też, że według mnie są takie sytuacje, kiedy nawet w biznesie „neutralnym” można odmówić wykonania usługi, bo w końcu to biznes prywatny i jeśli ktoś jasno stwierdza, że na przykład w lokalu tym nie obsługuje się wysokich blondynów o niebieskich oczach, to jego sprawa. Może mu po prostu wyszło z kalkulacji biznesowych, że taka restauracja przyciągnie całą masę niskich brunetów, których akurat w okolicy jest sporo i firma będzie kwitnąć. Trochę inna jest kwestia wówczas, kiedy dany usługodawca monopolizuje rynek usług, twierdząc, że jest neutralny, a w rzeczywistości szykanuje określoną grupę – jak dzieje się to wśród gigantów mediów społeczenościowych. Ale to temat na inny, dłuższy artykuł.

Akcja dwóch homoseksualistów z wybrzeża jest o tyle śmieszna, że jest typowym przykładem pomieszania pojęć i życia w świecie wirtualnym. Oni oczywiście nie biorą pod uwagę czegoś takiego, że istnieje grzech i to grzech ciężki, któremu z całą namiętnością się oddają. Ale przede wszystkim mylą pojęcia. Jak czytamy, jeden z nich stwierdził, że „Polska przypomina Niemcy pod koniec lat 30-tych”. Panom się rzecz jasna wszystko pokiełbasiło w główkach i miesza im się film „Kabaret” z rzeczywistością, rasa ze zboczeniem, Żyd z homoseksualistą.

Wykreowane przez środowiska homoseksualne takie pojęcia jak „orientacja seksualna” i „mniejszość seksualna” mają zaczarować rzeczywistość. Nie ma czegoś takiego jak „orientacja seksualna” i „mniejszość seksualna” (choć oczywiście zboczeńcy są w mniejszości, wbrew temu, co starają się nam przedstawić media – niejeden chory na ciężką chorobę chciałby mieć tyle atencji środków masowego przekazu!), to terminy zapożyczone z polityki na wzór „orientacji politycznej” i „mniejszości etnicznej” lub „,mniejszości narodowościowej”.

Ponieważ ta zafałszowana terminologia weszła w życie i jest popularnie stosowana przez media, także niestety prawicowe, dwaj panowie „inaczej kochający” mogą brnąć dalej w ten świat fikcji i porównywać się do Żydów w hitlerowskich Niemczech. A nawet majaczyć, jak niektórzy to już robią, o obozach koncentracyjnych. Tymczasem w tej „hitlerowskiej” czy też „kaczystowskiej” Polsce jedyni, którzy grożą ludziom wyrzuceniem z pracy lub więzieniem, to właśnie... homoseksualiści.

A swoją drogą, to może ja po prostu coś źle zrozumiałem, wziąwszy pod uwagę fakt, że LGBT to ideologia totalitarna, a homoseksualiści starają się urządzić marsze w jak największej ilości polskich miast i miasteczek... Hm... może tym panom z wybrzeża się wszystko dobrze skojarzyło. W każdym razie jeszcze nie wybijają szyb sklepików katolickich drukarzy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz