Kiedy słucham wiadomości i czytam artykuły o Kościele, mam wrażenie, że uczestniczę w zabawie w głuchy telefon. Nasiliło się to szczególnie w ostatnich czasach, gdy nowy papież zmienił nieco styl działania i komunikowania się zarówno z wiernymi, jak i z mediami. Z jednej strony jest tutaj kontynuatorem zachowań Jana Pawła II, z drugiej wprowadza też własne, typowe dla siebie elementy. W żaden sposób jednak nie zmienia nauczania Kościoła ani go nie modyfikuje. Strzeże depozytu wiary i głosi to samo, co głosili Jan Paweł II, Benedykt XVI, co głosił św. Piotr i apostołowie.
Mimo to media potrafią tak przekręcić przekaz Ojca Świętego,
że wydaje się, iż po drodze wiadomość była przekazywana z ucha do ucha przez
szereg osób i w rezultacie zmieniła się nie do poznania, bo ktoś coś źle
usłyszał, ktoś czegoś nie zapamiętał, a ktoś inny jeszcze sobie coś
dopowiedział. Można by się zastanawiać, czy winy za to nie ponosi sam papież
Franciszek używając niezbyt sprecyzowanych sformułowań lub nie dopowiadając w
rozmowie pewnych oczywistości. Jednak ta zabawa w głuchy telefon trwa już od
dawna, więc trudno winić o zniekształcenia następcę św. Piotra. Raczej należy
dopatrywać się tutaj zwykłego chciejstwa – dopasowywania Kościoła do własnych
wyobrażeń – i zwykłej perfidnej manipulacji, mającej na celu wprowadzenie zamętu
w naiwnych głowach lub sprzedania taniej sensacji.
Nim więc zaczniemy się ekscytować otwarciem na „gejów”,
akceptacją związków pozamałżeńskich, nowym stosunkiem do in-vitro, niepobieraniem
opłat od wiernych, lepiej po prostu sięgnąć po oryginalną wypowiedź. A wówczas,
tak jak już wiele razy w przeszłości, okaże się, że tak naprawdę papież powiedział
coś zupełnie innego, coś, co jest nauką Chrystusa, a nie „mądrością” tego świata. Nawet jeśli
w oczach tego świata wydaje się to być głupstwem.