Minister Błaszczak obwieścił, że wraz z podpisaniem ustaw o
Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym skończył się w Polsce komunizm.
Przypomina to oczywiście scenę, kiedy drżącym głosem dawno temu pewna znana
aktorka obwieściła światu z telewizji koniec komunizmu.
Choć minister Błaszczak ma większe prawo do użycia tych słów
niż owa aktorka (wówczas chyba niewiele osób potraktowało jej wypowiedź całkiem
serio), to pozwolę sobie zachować daleko posunięty sceptycyzm. Nie dlatego, bym
chciał się wpisywać w nakręcaną ewidentnie z Zachodu i ze Wschodu, ale też
przez „użytecznych idiotów” w Polsce, histerię, jakoby nadciągała jakaś
dyktatura czy że rządy PiS to rządy bolszewickie (jeśli już, to dużo więcej z
bolszewią mieli wspólnego towarzysze z PO, a także ci, którzy pod Sejmem dziś
protestują). Mam po prostu wątpliwości, czy ta reforma położy ostateczny kres
złogom komunizmu. Raczej usunie kolejny potężny relikt tamtej epoki. Ale tych
reliktów jest po prostu jeszcze sporo. A dość potężna ich dawka tkwi w
mentalności żyjącej w Polsce tzw. „inteligencji” wychowanej na strawie
serwowanej im przez post-komunistyczne media, a zwłaszcza pewien dziennik
postępowej, „europejskiej”, wykształconej na uniwersytetach „inteligencji” z dużych
miast.
Jeśli już o reliktach mowa, to wspomniana aktorka dała
właśnie przykład takiej mentalności sypiąc bluzgiem pod adresem ministra
Błaszczaka. Zadziwiające, że w dzisiejszej Polsce bluzg nieodmiennie kojarzy
się z tzw. „inteligencją”. Im naprawdę ciężko odnaleźć się w nowej
rzeczywistości, stąd ogólna nerwowość, wściekłość i wrzask. Chyba trzeba
odczekać te czterdzieści lat, by wreszcie wejść do Ziemi Obiecanej. Pewnie już nie
dożyję.