poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Dziennik kwarantanny 09: Matka Kurka albo rozhisteryzowana baba z zaburzeniami

Od jakiegoś czasu udzielam się na Twitterze. Robię to bardziej w celach reklamowych niż z chęci brylowania na jakimś forum społecznościowym – zarówno Facebook, jak i Twitter to w dużej mierze strata czasu, chyba że ktoś ma zdolność celnej i szybkiej riposty, a przy tym potrafi to ubrać w zwięzłą formę – wówczas może wykorzystać te fora nawet do ewangelizacji.

Tymczasem jednak Twitter to różne obozy, który wzajemnie się atakują i nie biorą jeńców. Są dość mocno okopane i po krótkim czasie bez trudu można rozpoznać, kto jest nieprzejednanym PiS-owcem, kto Konfederatą, a kto lewakiem. W zasadzie próba poruszania się pomiędzy np. PiS-owcami a Konfederatami jest skazana na niepowodzenie. Jakaś krytyczna wypowiedź np. o Andrzeju Dudzie i traci się śledzących nasze wpisy PiS-owców. Jakaś krytyczna uwaga na temat Konfederatów i można zapomnieć o tym, że ktoś przygarnie cię do grona czytanych autorów. Takie jest przynajmniej moje wrażenie po kilku czy już kilkunastu tygodniach. Zostałem zablokowany nie tylko przez Olgę Tokarczuk, ale także przez „prawicowego” autora, którego sobie niegdyś ceniłem, choć nie we wszystkim się z nim zgadzałem – więc wiem, co mówię.

Od jakiegoś czasu kontrowersje na Twitterze i chyba też w innych mediach i na innych forach budzi kolejna wolta słynnego (a może: słynnej?) Matki Kurki. Muszę przyznać, że ceniłem sobie jego walkę z Owsiakiem, bo to praktycznie starcie Dawida z Goliatem, jeśli weźmie się pod uwagę medialne i biznesowe wsparcie twórcy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Przemocy oraz bezkrytyczną sektę jego wyznawców, którzy nie przyjmują żadnej krytyki. Z drugiej strony z ciekawością obserwowałem wpisy Matki Kurki w których kibicował (a może: kibicowała?) PiS-owi i entuzjastycznie wypowiadał się o kolejnych posunięciach Prezesa. Pamiętałem mgliście inne jego wcielenie, chyba jeszcze z czasów forum „Frondy”. Nigdy jednak nie śledziłem każdego jego tekstu.

Jak już wspomniałem, Kurka budzi od jakiegoś czasu mocne kontrowersje na Twitterze. Tym razem atakuje rząd Mateusza Morawieckiego za restrykcje wprowadzone w związku z koronawirusem. Robi to w iście histerycznym tonie (podobnie zresztą jak i inni „prawicowi” komentatorzy i dziennikarze, którym nie podobają się działania rządu). Wulgaryzmy, bluzgi i „dzielne” zdjęcia, na których Matka Kurka łamie przepisy i zalecenia rządowe – to w zasadzie standard – przynajmniej z tego, co dane mi było zobaczyć.

Jedni się od wypowiedzi Matki Kurki odcinają, inni przyjmują je z aprobatą. Nie wiadomo jeszcze, w którą stronę pójdzie ewolucja znanego blogera – czy nagle okaże się Konfederatą i zacznie pisywać na łamach „Najwyższego Czasu!”, czy będzie „niezależnym” autsajderem. Szaleństwa Matki Kurki traktuję z dużym dystansem. I wcale nie dlatego, bym uważał każde posunięcie rządowe za słuszne, choć wierzę (jako były PiS-owiec być może naiwnie) w dobrą wolę rządu Morawieckiego, czy dlatego, bym odmawiał komuś prawa do zmiany poglądów (sam przestałem wspierać w wyborach PiS, choć jednocześnie mam dużo wątpliwości co do Konfederacji). Z dystansem traktuję też komentarze, które sugerują, że Matka Kurka prowadzi działalność agenturalną i że właśnie przełożono wajchę, a jego mocodawcy wydali mu nowe polecenia.

Problem, jaki mam z Matką Kurką, to widoczny brak równowagi, zgoła niemęski. Dla mnie Matka Kurka to taka rozhisteryzowana baba z ostrymi zaburzeniami hormonalnymi. Wielgucki po prostu przechodzi od jednej skrajności w drugą. Może mi coś umknęło (bo jak mówiłem: nie śledzę każdej wypowiedzi tego blogera), ale przejście „od uwielbienia do wzgardy” jest u tego autora niebezpiecznie gwałtowne. To samo można powiedzieć o paru innych dziennikarzach i komentatorach. Niektórzy sobie wyobrażają, że używanie bluzgów, wulgaryzmów, inwektyw to cecha mocno męska. Te pohukiwania, wrzaski i bluzgi są w rzeczywistości symptomem braku równowagi i siły, reakcji uczuciowej, babskiej, a nie męskiej, za którą powinna kryć się chłodna kalkulacja i racjonalna analiza. Czytając wpisy i popisy Matki Kurki wiem jedno: nie powierzyłbym mu prowadzenia nawet małej firmy, a co dopiero stanowiska, na którym miałby jakikolwiek wpływ na rzeczywistość i losy wielu osób. W sytuacji kryzysowej doprowadziłby po prostu swoimi emocjonalnymi reakcjami do katastrofy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz