poniedziałek, 10 maja 2010

Sztuka (pojednania)

DEMON PATRIOTYZMU SIĘ BUDZI

CZYLI

NIENAWIŚĆ

ALBO

WYKLUCZENI
Dramat w trzech odsłonach

Odsłona I

Redakcja Gazety Wybitnej. Biurka, komputery, laptopy, uwijający się wybitni dziennikarze. Na niektórych ekranach można dostrzec obrazy samochodów pogrzebowych wiozących trumny. Na innych fragmenty różnych tekstów – właśnie powstających wybitnych artykułów. Po lewej stronie, naprzeciw widowni otwarte okno. Za oknem noc, tylko w oddali widać charakterystyczny blask tysięcy żarzących się zniczy. Pod oknem worki z piaskiem. Oparte na nich potężne działo laserowe w kształcie pióra. Celownik działa ustawiony na żarzącą się ognistą plamę. Do działa umocowany jest wygodny fotel. Fotel jest obecnie pusty.

Po prawej stronie, naprzeciw widowni otwarte drzwi, które wiodą na korytarz i zapewne do innych pomieszczeń redakcji. Na korytarzu widać fragment maszyny z napojami. Od czasu do czasu ktoś podchodzi, wrzuca monetę, odbiera puszkę napoju, przechodzi.

Po lewej i prawej stronie sceny drzwi. Wybitni redaktorzy wchodzą i wychodzą. Po prawej stronie obok drzwi drugie okno. Pod nim też worki z piaskiem i biurko zasłane papierami, stosem starych gazet. Wśród nich laptop, jakiś plastykowy kubek. Rozrzucone długopisy.

Pośrodku sceny, pomiędzy biurkami, mały okrągły stół. Przy nim cztery fotele. Na stole kilka butelek wody mineralnej, szklanki, kruche ciasteczka w przezroczystej miseczce.

Na ścianach korkowe i białe tablice, na nich jakieś wykresy, wycinki z gazet, zdjęcia, kopie tekstów, rysunki satyryczne, układ nowej Gazety Wybitnej.

Z lewej strony wchodzi Wybitna Pisarka z Wybitnym Intelektualistą.

WYBITNA PISARKA (roztrzęsiona, drży jej głos, drżą ręce, w ogóle cała drży) Boję się... boję się... ta żałoba...

WYBITNY INTELEKTUALISTA Ależ niech się pani uspokoi. Tutaj jest pani bezpieczna. Wśród swoich (robi gest dłonią pokazując pokój redakcji i uwijających się dziennikarzy).

WYBITNA PISARKA (nerwowo oddychając, w spazmach) Boję się, boję się... te tłumy... ten demon... demon patriotyzmu... on się... budzi...

WYBITNY INTELEKTUALISTA (podchodząc do stolika.) Niech pani usiądzie. (Wybitna Pisarka siada posłusznie). O, proszę... (nalewa wodę do szklanki) To powinno pani trochę pomóc (podaje).

WYBITNA PISARKA (drżącymi dłońmi przykłada szklankę do ust, słychać, jak zęby dzwonią o szkło, pije, nerwowo przełyka, stawia szklankę na stole) On... on się budzi... (histerycznie) budzi się!! Czy pan nic nie rozumie?!

WYBITNY INTELEKTUALISTA (spokojnie) Ależ tak! Tanatos, trumny, śmierć... To takie romantyczne... Ale też takie powierzchowne! Takie kiczowate! (wykrzywia się z niesmakiem). To minie, przejdzie!

W tym momencie poruszenie w redakcji. Wszyscy zastygają jak na komendę. W drzwiach naprzeciw widowni po prawej pojawia się dilofozaur jak z filmu „Park jurajski” Spielberga. Rozgląda się uważnie dookoła przez dłuższą chwilę. Jakby nasłuchuje przekrzywiając głowę, wącha. Martwa cisza. Dilofozaur cofa się i znika. W drzwiach widać, że za nim przemykają inne dinozaury. Słychać ich stłumiony tupot. Kiedy ostatni z nich znika, w redakcji panuje jeszcze przez chwilę cisza, potem następuje stłumione westchnienie ulgi i wszystko wraca do normy.

WYBITNA PISARKA Ale ta żałoba! Ta... (z wyraźnym obrzydzeniem) narodowa... żałoba!

WYBITNY INTELEKTUALISTA (wzdychając) Tak, tak... Istny karnawał żałoby! To takie prostackie! Takie banalne. My tego demona, tego upiora... przebijemy osinowym kołkiem... jego kości... zaorzemy pługiem,

Z dali słychać przytłumione odległością: „Booooże coooś Pooolskę przeeez taaak liiiiczne wieeeeki...”

WYBITNA PISARKA (zatykając uszy, łkając) Nie! Nie! Nieeeee!!! Ja tego nie wytrzymam!

WYBITNY INTELEKTUALISTA (chwytając ją za ręce, potrząsając nią, krzyczy) Niech się pani uspokoi, niech się pani wreszcie uspokoi! To minie! Niech się pani uspokoi!!!

Śpiew za oknem, płacz Wybitnej Pisarki i krzyki Wybitnego Intelektualisty zagłusza coraz głośniejsza muzyka hip-hop. Z prawej strony wchodzi Wybitny Autorytet Moralny. Wybitny Autorytet Moralny ma na oko 80-90 lat. Jest to wysoki mężczyzna ubrany w koszulkę, na której widnieje duży napis: „NIE PŁAKAŁEM PO PREZYDENCIE” i rysunek spadającego samolotu. Nosi on, a właściwie od czasu do czasu podciąga szerokie, spadające z tyłka spodnie pokazujące bokserki w kwiatki, na głowie odwrócona daszkiem do tyłu bejzbolówka. Porusza się w rytm muzyki.

WYBITNY AUTORYTET MORALNY (wykonuje typowe dla hip-hopowych muzyków gesty rękami, skanduje) Jo-jo! Po-li-ty-czna pe-do-filia! Pa-trio-ty-czna ne-kro-filia! Jo-jo! Po-li-ty-czna pe-do-filia! Pa-trio-ty-czna ne-kro-filia! Jo-jo!

WYBITNY INTELEKTUALISTA (zdumiony, z początku zamiera, podobnie jak Wybitna Pisarka) Ależ... profesorze!

WYBITNY AUTORYTET MORALNY (przemieszczając się w kierunku drzwi po lewej) Je-je! Dy-plo-ma-tołki! Wy-wi-ja-ją fi-kołki! Je-je! Fi-ku-mi-ku! Jo-jo! He-he!

WYBITNA PISARKA (znowu łkając) Panie profesorze! Panie profesorze!

WYBITNY AUTORYTET MORALNY (nie słuchając) Pa-trio-ty-czna ne-kro-filia! Po-li-ty-czna pe-do... (znika za drzwiami).

Muzyka cichnie. Tymi samymi drzwiami, którymi wyszedł Wybitny Autorytet Moralny, wchodzi Wybitny Dziennikarz.

WYBITNY DZIENNIKARZ (trzymając w ręku list, który otwiera w trakcie mówienia) No, widzę, że profesor nam młodnieje w oczach! Zdaje się przeżywać drugą młodość. I to znakomite poczucie humoru!

WYBITNY INTELEKTUALISTA Ależ...

WYBITNY DZIENNIKARZ Ależ co? Proszę pana! My nie możemy im pozwolić, by wykorzystali tę tragedię politycznie. Po prostu nie możemy.

WYBITNY INTELEKTUALISTA Ale ta forma, ten styl!

WYBITNY DZIENNIKARZ No właśnie! Ta ich (krzywi się z niesmakiem) forma!

WYBITNY INTELEKTUALISTA Ale ja mówię o...

WYBITNY DZIENNIKARZ (machając niecierpliwie ręką, jakby się odganiał od muchy) Proszę pana! My im (wskazuje listem na okno) nie możemy pozwolić na tę nienawiść, na ten festiwal ksenofobii! Przecież oni już obwiniają naszego Wybitnego Premiera Prymusa! (zza okna słychać z oddali: „Wieczne odpoczywanie...”) O! Słyszy pan to? My, my musimy zachować umiar, wykazać się tolerancją... I nikt, nikt nie może niszczyć jedności, jaka... (zaskoczony zaczyna czytać list, na który właśnie rzucił okiem).

WYBITNA PISARKA (która cały czas cichutko szlochała) Nie! Nie! Ja tego nie wytrzymam! Boję się!

WYBITNY DZIENNIKARZ (czytając list, nieco nieobecnym głosem) O! A ta pani się boi...

Wybitna Pisarka cała się trzęsie targana szlochem. Wybitny Intelektualista próbuje ją uspokoić. Wybitny Dziennikarz blednie w trakcie lektury.

WYBITNY DZIENNIKARZ (w furii, krzyczy) O, nie!! O, nic z tych rzeczy! Ja nie pozwolę! Nie pozwolę szantażować się tą trumną! Nie-po-zwo-lę! (rzuca list na biurko pod oknem po prawej stronie, siada, zaczyna szybko stukać w klawisze laptopa).

Drzwiami po prawej wchodzi Wielki Marszałek Wybitny. Otacza go wianuszek dziennikarek. Dziennikarki chichoczą najwidoczniej czymś rozbawione. Wielki Marszałek Wybitny ma wąsy, które co jakiś czas przygładza ruchem lewej ręki. Na nosie rogowe okulary, garnitur przepasany błękitną szarfą, prawa dłoń zatknięta wzorem Napoleona. Kroczy dostojnie w stronę drzwi po lewej.

DZIENNIKARKA I Panie Marszałku, ponoć znajdują jeszcze szczątki, fragmenty ubrania...

WIELKI MARSZAŁEK WYBITNY (dostojnym głosem, nie czekając, aż dziennikarka skończy) Proponowałbym nieco umiarkowania w tworzeniu atmosfery, że oto gdzieś tam odnaleziono jakiś strzępek ubrania, skrawek buta...

DZIENNIKARKA II Ale mówi się też, że nawet szczątki ciał...

WIELKI MARSZAŁEK WYBITNY (uśmiechając się z politowaniem, łagodnie) Proszę pani, proszę pani! To w gruncie rzeczy nie jest wielki problem. Jeden szczątek w błocie tu, drugi w glinie tam!

DZIENNIKARKA II I w wodzie...

WIELKI MARSZAŁEK WYBITNY (machając ręką lekceważąco, kontynuuje spokojnie, jakby bajkę opowiadał) I w wodzie albo w bagnie... Trzeba tę kwestię zakończyć z powagą i poszanowaniem.

DZIENNIKARKA III Panie marszałku, panie marszałku, a co sądzi pan o polsko-rosyjskim pojednaniu?

WIELKI MARSZAŁEK WYBITNY Ho, ho! Widzę, zadaje pani teraz bardzo poważne pytania. A więc, proszę pani...

Wielki Marszałek Wybitny wraz z wianuszkiem dziennikarek wychodzi.

WYBITNA PISARKA Ciała... demon... żałoba! Ja tego nie wytrzymam! Nie wytrzymam. Boję się!

WYBITNY INTELEKTUALISTA (ponownie nalewa wody do szklanki) Niech pani to wypije, niech pani ochłonie. Powtarzam pani: tutaj jest pani bezpieczna...

Jakby w odpowiedzi słychać dźwięk syren alarmowych. W redakcji Gazety Wybitnej powstaje panika. Dziennikarze nerwowo biegają dookoła. Niektórzy chronią się pod biurka. Wybitny Dziennikarz wstaje i biegnie do działa ustawionego w oknie. Sadowi się na fotelu, ustawia i reguluje parametry. Wybitna Pisarka histerycznie wrzeszczy. Wybitny Intelektualista próbuje przywołać ją do porządku policzkując. Wybitna Pisarka wrzeszczy jeszcze głośniej.

GŁOS Z GÓRY U-waga, u-waga! Nad-chodzi! Ko-ma 20. U-waga, u-waga! Nad-chodzi! De-mon 10, pa-trio 8, ty-zmu 44. U-waga, u-waga, nad-chodzi...

Do pokoju redakcji z lewej i prawej wbiegają dilofozaury. Jeden z nich ma na głowie odwróconą czapeczkę Wielkiego Autorytetu Moralnego. Słychać krzyk i wrzask. Wszyscy rzucają się do ucieczki. Jedno wielkie zamieszanie. Dilofozaury wskakują na biurka, przewracają komputery, potrącają krzesła, gonią dziennikarzy, rzucają się na histerycznie wrzeszczącą Wybitną Pisarkę. Syreny alarmowe cały czas wyją. Głos Z Góry nadaje komunikat. Jeden z dilofozaurów policzkuje histerycznie wrzeszczącego Wybitnego Intelektualistę. Mały dilofozaur opycha się ciasteczkami ze stołu. Wybitny Dziennikarz, na którego rzucają się dwa szczególnie zajadłe osobniki, ustawiwszy działo zdąża jeszcze wystrzelić w kierunku zniczy. Potężny snop światła. Słychać gigantyczny huk, w oddali widać błysk eksplozji, wszystko się trzęsie, drży w posadach. Światło gaśnie.

Odsłona II

Rynek starego miasta gdzieś w Polsce. Pod ratuszem tysiące płonących zniczy, narodowe flagi, zdjęcia ofiar katastrofy. Jest noc. Z sąsiednich restauracji, pubów i kafejek słychać głośny śmiech, odgłosy rozmów. Nie słychać tylko muzyki.

Do miejsca, w którym płoną znicze zbliżają się dwaj popularni prezenterzy telewizyjni. Ubrani po młodzieżowemu: bluzy z kapturem, dżinsy, sportowe buty, czapeczki z daszkiem. Zatrzymują się, patrzą z pogardą.

GMINNY Te, zobacz no!

FIGURANCKI He, he! Wysokie towarzystwo spadło. Ale obciach.

GMINNY Ta, te durne znicze i w ogóle. A znasz ten kawał: Jak znaleźli ciało prezydenta?

FIGURANCKI Hi, hi! Znam... Kartofel się up...

GMINNY (przerywając uderzeniem w ramię, nagle olśniony) Te, słuchaj no! Mam pomysł na piosenkę do programu.

FIGURANCKI Przydałoby się coś czadowego, bo wszyscy tylko ta żałoba i żałoba.

GMINNY Spoko, stary! Będzie o nas głośno. Początek mógłby być taki: „Po trupach...” (bierze go pod ramię i odchodzą chichocząc, omawiając tekst piosenki).

Odsłona III

Popołudnie. Cmentarz żołnierzy armii sowieckiej. Widać kilka grobów, płoną na nich znicze. W dali brama, po obu jej stronach na dużych postumentach stoją dwa sowieckie czołgi. W kierunku bramy odchodzi Wybitny Biskup w towarzystwie elegancko ubranych dostojników i ich ochroniarzy.

Na pierwszym planie dwie nastolatki: Kasia i Basia. Rozmawiają z dziennikarką telewizyjną. Wszystko filmuje kamera. Nieco z boku stoi nauczyciel, przysłuchuje się. Tu i ówdzie widać jeszcze kręcące się grupki młodych ludzi. Dziewczynki mówią jedna przez drugą, trajkoczą.

DZIENNIKARKA Dziewczynki, dlaczego przyszłyście dzisiaj właśnie tutaj, w ten piękny majowy dzień? (dzień w rzeczywistości jest pochmurny)

KASIA Przyszłyśmy tutaj, żeby oddać hołd...

BASIA Tak, właśnie... hołd... zapalić znicze...

KASIA bo chciałyśmy wyrazić naszą wdzięczność...

BASIA Właśnie, wdzięczność za wyzwolenie...

KASIA Bo to dobrzy chłopcy byli...

BASIA To znaczy, tata Krzyśka mówi, że oni jego babcię zgwałcili...

KASIA Ale tata Krzyśka jest głupi...

BASIA Właśnie, on ciągle Radia Mariana słucha...

KASIA Maryja!

BASIA Właśnie! I mówi, że tych żołnierzy to ludzie widłami i siekierami za te gwałty...

KASIA Ale to bzdury, bo oni przecież nas...

BASIA wyzwalali. A nasz pan od historii mówi, że oni...

KASIA też zniewoleni byli...

BASIA biedni byli, oni przecież nie chcieli...

KASIA I przecież ksiądz biskup mówił, że trzeba...

BASIA i ojciec, ten.. no... ojej... zapomniałam!

KASIA ojciec Gawron...

BASIA nie, Sroka chyba...

KASIA i jeszcze Wybitny Reżyser...

BASIA i Wybitny Aktor... i Wybitny Redaktor Naczelny też...

KASIA a pierwszego września to zapalimy świeczki na grobach żołnierzy Wermachtu...

BASIA bo oni też nie chcieli...

KASIA bo to chodzi o pojednanie...

BASIA I żeby nigdy już wojny nie było...

KASIA i my mamy taką inicjatywę...

BASIA żeby potem zapalić znicze 17 września na grobach wszystkich żołnierzy...

KASIA polskich, rosyjskich i niemieckich...

BASIA to będzie takie wielkie pojednanie...

KASIA między narodami...

KASIA taka nasza mała cegiełka, jak mówi nasz pan profesor...

BASIA taki wkład nasz...

BASIA takie...hi, hi...

KASIA Kochajmy się!

BASIA Właśnie, kochajmy się!

Słychać dźwięki poloneza. Dziewczynki biorą się za ręce i posuwają tanecznym krokiem w kierunku bramy. Nauczyciel bierze za rękę Dziennikarkę. Kamerzysta jedną z nastolatek. Za nimi postępują kolejne pary. Słońce wychodzi zza chmur. Na czołgach ukazują się aniołowie w bieli. Jeden z nich trzyma biało-czerwoną flagę, drugi czerwoną z sierpem i młotem. Dilofozaury i inne dinozaury uciekają w popłochu. Jest pięknie.

KURTYNA

Jak zwykle wszelkie podobieństwo do rzeczywistych postaci i zdarzeń jest czysto przypadkowe, a użycie cytatów absolutnie dowolne i samowolne oraz niepowiązane z realnie istniejącymi osobami.

Powyższy tekst jest wyłącznie reakcją mojej ograniczonej, chorobliwej i nieokrzesanej wyobraźni na skandaliczny film „Solidarni 2010”, który pokazał wypaczoną wizję rzeczywistości. Za tę wypaczoną wizję rzeczywistości słusznie został potępiony reżyser filmu Jan Pospieszalski... eee... to znaczy... on tak jakby nie jest... ten, tego... reżyserem... a przynajmniej nie głównym, bo głównym jest pani Ewa Stankiewicz... No tak, ale gdyby przyłożyć pani Stankiewicz, to... hmm... to ktoś mógłby zostać ogłoszony damskim bokserem... Chociaż z drugiej strony pewien damski bokser ostatnimi czasy przywalił pani Marcie Kaczyńskiej i jakoś nic mu się nie stało, wciąż go zapraszają, dają głos i żadna rada etyki nie potępia ani nie tępi... Ale ona sama sobie winna w końcu, to znaczy pani Kaczyńska, a nie rada, bo kto jej każe nosić takie nazwisko? Jak się tak nazwa, to pewnie nie jest już kobietą!

W każdym razie Jan Pospieszalski słusznie został potępiony, bo to on wszystkiemu winien i co zmontuje jakiś film lub relację, to od razu manipulacja i insynuacje, i jednostronna wizja rzeczywistości. Słusznie pewien parlamentarzysta burzył się w czasie jego programu „Warto rozmawiać” przynajmniej dwa razy i dopatrywał złowrogich intencji w sposobie montażu materiału filmowego.

A więc postanowiłem naprawić tę jednostronną wizję rzeczywistości, wyprostować to krzywe odbicie i pokazać drugą stronę medalu, no bo przecież nie drugie skrzydło ołtarza, i oddać głos też tej pokrzywdzonej i wykluczonej stronie, której pan Pospieszalski nie raczył uwzględnić. A przecież oni też mają swoje racje! To skandal, że w swoim filmie, który nie był tak naprawdę jego filmem, przedstawił ludzi chorych z nienawiści i bredzących coś o zamachu! Teraz cała prawda i tylko prawda zajaśnieje prawdziwym, nie sfałszowanym blaskiem!

Tak, zdaję sobie sprawę, że moja wizja ma niedociągnięcia i że nie uwzględniłem wszystkich szlachetnych i przepojonych miłością oraz tolerancją wypowiedzi, jak choćby tych o czarnym stroju Pana Prezesa i Mao Tse-Tungu czy innym Leninie, albo o zwłokach jako pociskach (zwłok jako pocisków wolno przecież używać tylko wówczas, gdy są to zwłoki niejako „salonowe”). Zabrakło też tych wszystkich mądrych porównań żałoby narodowej (nie wiem, czy słowo „narodowy” jest tutaj dopuszczalne) do żałoby po śmierci Michaela Jacksona lub Lady Di.

Tak, moja parszywa parodia rzeczywistości ma niedociągnięcia i niedoróbki, ale jestem gotów je poprawić i uzupełnić, gdyby jakaś rada lub inne szlachetne gremium mi je wytknęło, potępiło albo chciało pomóc skorygować je pod jej dyktando.

Tymczasem oznajmiam, że wszelkie prawa autorskie do powyższego i poniższego utworu, są zastrzeżone, a w przypadku komercyjnego wykorzystania, domagam się sowitych tantiem.

Z wyrazami szacunku,

Terezjusz

PS
Jeśli ktoś myśli, że jest mi do śmiechu, odpowiadam: nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz