Po kilku tygodniach wytężonej i ciężkiej pracy nad pewnym
projektem postanowiłem sobie to wynagrodzić i szarpnąłem się na książkę. Miałem
do wyboru kilka publikacji, które już od dawna kuszą mnie z księgarskich półek,
ale których sobie muszę z różnych powodów odmawiać. W końcu wyselekcjonowałem
dwie. Mając przed sobą perspektywę lektury najnowszej i głośnej powieści
Szczepana Twardocha, zdecydowałem się zamiast tego na „Herezje i prawdy” Cata-Mackiewicza.
Trochę pewnie z przekory, bo nie lubię głośnych książek, a na ich niezwykłą
popularność patrzę z pewną podejrzliwością. Co akurat nie znaczy, że zawsze
powątpiewam w ich artystyczną jakość.
Swojego wyboru nie pożałowałem. Już pierwszy szkic tomu pt.
„Hipnoza słów a mroki średniowiecza” wzbudził moją sympatię, a następne strony
czytałem z ciekawością, jaką budzi nietuzinkowy gawędziarz, który jest nie
tylko kontrowersyjny, ale uwodzi czytelnika stylem, urokiem i barwą dobieranych
słów.
Pochwalić w dzisiejszych czasach Sienkiewicza, kiedy tylu
uczniów Gombrowicza z pogardliwym prychnięciem wymawia nazwisko autora „Quo
vadis”, to co najmniej tak, jak popełnić gruby nietakt. Dlatego z taką
przyjemnością przeczytałem słowa: „Podziw mój dla Sienkiewicza jest
bezgraniczny. Uważam, że w literaturze światowej nie ma takiego pejzażysty jak
on. (…) Jako budowniczy i rzeźbiarz zdania jest Sienkiewicz nieprześcigniony w
naszej literaturze i chyba nigdy dościgniony nie będzie (…)”. Ba! Już widzę
miny tych wszystkich mądralińskich, którzy przed Gombrowiczem plackiem padają,
Gombrowiczowi kapliczki stawiają, Gombrowiczem mówią i piszą, i podług
Gombrowicza drwią i krzywią się.
Autor „Herezji i prawd” nie jest jednak – przeciwnie do wielu
fanów autora „Ferdydurke” – bezkrytycznym admiratorem Sienkiewicza. I krytykuje
go za język, jakim mówią rycerze w „Krzyżakach”, bo wypacza to naszą wizję
średniowiecznego rycerstwa, gdy geniusz autora zwodzi nas „za pomocą kilku słów
hipnotyzujących”. A średniowiecze jest właśnie tematem tej książki.
Spojrzenie Cata-Mackiewicza na średniowiecze, a w zasadzie
na czasy królowej Jadwigi i początki Rzeczpospolitej Obojga Narodów jest
niesłychanie ciekawe, intrygujące, wręcz niebywale nowoczesne u tego
konserwatywnego publicysty. Wygląda to tak, jakby autor „Zielonych oczu” znał
już te wszystkie filmy fantastyczne, w których bohaterowie korzystają z
holograficznych modeli i map. Jakby oglądał już „Raport mniejszości” lub inny „Avatar”.
Cat-Mackiewicz bowiem pokazuje nam czasy Jadwigi i Witolda w taki właśnie
sposób, jakby posługiwał się trójwymiarowym, a nawet wielowymiarowym
hologramem, który to przybliża, to znów obraca o 180 stopni, to powiększa, to
otwiera niedostrzegany, niezauważony zakamarek, by znów wywrócić całość do góry
nogami i spojrzeć na wszystko od kompletnie innej, nierozpatrywanej do tej pory
strony i z triumfem zawołać do zdumionych widzów: „Zobaczcie!” Autor „Herezji i
prawd” nie przyjmuje nic na wiarę, nie podąża utartym szlakiem, ale stara się
spojrzeć na ten hologram, na ten wizerunek, na przekazaną nam mapę z innego
punktu widzenia i dostrzec przekłamania, niespójności, nieścisłości, wyczytać z
wielokroć czytanych już tekstów to, czego poprzednicy do tej pory nie
dostrzegali.
To podchodzenie do tematu z różnych perspektyw może niektórych
czytelników nawet drażnić, może wyglądać jak droczenie się z odbiorcą tekstu.
Ma bowiem Cat-Mackiewicz mówić o królowej Polski, a zamiast tego wiedzie nas do
Neapolu, opowiada o jakichś makabrycznych mordach na szczytach władzy, to znowu
snuje refleksje o strukturze feudalnego państwa i roli Kościoła, opowiada o św.
Franciszku z Asyżu lub Joannie d’Arc, pochyla nad „Boską Komedią” Dantego i „Dekameronem”
Boccaccia, zastanawia nad średniowiecznym konceptem miłości i roli kobiety. Ale
to wszystko jest obracaniem w dłoniach tego trójwymiarowego hologramu, otwieraniem
i zamykaniem, przybliżaniem i oddalaniem różnych perspektyw, które pozwalają
nam umiejscowić opowiadaną historię w odpowiednim kontekście. Inaczej wówczas
postrzegamy to, co tak dobrze nam znane z lektur szkolnych, z pobieżnie
czytanych fragmentów. Nagle dostrzegamy wielkość Długosza na tle podobnych
kronikarzy ówczesnych czasów, podziwiamy wspaniałość dynastii Jagiellonów,
krzywimy się na myśl o Kazimierzu Wielkim, który „Wielkim” według autora „Herezji
i prawd” został nazwany niesłusznie. Dajemy się jednym słowem uwieść magii mackiewiczowskiej
narracji, snutej przezeń gawędy. Bo gawędziarz to pierwszoligowy i stąd te typowe
dla ustnej opowieści powtórzenia, które wytyka mu autor posłowia, Jerzy Sperka,
jakby faktu tego nie dostrzegał.
Można by oczywiście wytykać Mackiewiczowi popełnione błędy
czy nieścisłości, ponarzekać na mylne interpretacje „hologramu” czy
niesprawiedliwe oceny, ale tym częściowo zajął się już wspomniany wyżej Jerzy
Sperka w pomieszczonym na końcu książki szkicu. Ja, jako skromny czytelnik,
mogę dodać od siebie tylko tyle: im więcej czytam autora „Herezji i prawd”, tym
bardziej mam ochotę na jeszcze.
Stanisław Cat-Mackiewicz, Herezje i prawdy, Kraków 2012.