starym kotletem" :-)
(to o debacie, jakby ktoś nie wiedział)
Jestem ciekaw, jak teraz będzie się odwracać kota ogonem, by wyszło, że to Marszałek wygrał tę debatę, he, he...
środa, 30 czerwca 2010
wtorek, 29 czerwca 2010
poniedziałek, 28 czerwca 2010
„Smrodek”, czyli Orfeusz na nowo przerobiony
Darowanemu koniowi ponoć nie zagląda się w zęby, cóż jednak zrobić, jeśli ktoś podaruje książkę? Wypadałoby ją przeczytać, a potem może wyrazić zachwyt. Hmm...
Zaczynałem czytać „O miłości i śmierci” z zainteresowaniem, a nawet z dużą ciekawością. Kontynuowałem z narastającym rozdrażnieniem, by odłożyć z niesmakiem i złością, że zmarnowałem czas na takie badziewie. Moja ciekawość brała się z tego prostego faktu, że nigdy nic Patricka Süskinda nie czytałem. Tak, nawet kultowego „Pachnidła”. Są tacy ludzie i właśnie do nich należę. A fuj!
Rozdrażnienie brało się z kilku powodów. Przede wszystkim z tego, że tytuł „O miłości i śmierci” jest nadany tutaj co najmniej na wyrost. Można by to od biedy nazwać może „Eros i Tanatos” albo jeszcze lepiej „Obłęd i śmierć”. Najśmieszniejsze, że na początku lektury sądziłem, iż właśnie rozprawienie się z mylnymi wyobrażeniami o miłości jest przedmiotem tego „arcydziełka”. No, cóż... ostrzeżeniem powinien był być cytat ze św. Augustyna przytoczony przez autora na początku.
Jeśli chcecie dowiedzieć się coś sensownego o miłości, to już lepiej sięgnijcie po Fromma. Z pewnością nic mądrego nie dowiecie się od Süskinda.
„O miłości i śmierci” Süskinda to literacki fastfood, w miarę atrakcyjnie podany, ale jakichś szczególnych wartości odżywczych, a zwłaszcza dobrych dla zdrowia, pozbawiony w zupełności. Taka lektura na jeden wieczór albo krótką jazdę pociągiem, w której autor popisuje się erudycją i znajomością mitologii greckiej. Gładki styl odzwierciedla tutaj jednocześnie płaskość myśli przypominającą taflę lodu: można się ślizgać bez żadnych przeszkód. Potem książeczkę należy wyrzucić do kosza z makulaturą i zapomnieć.
Nie, przepraszam! Autor się sili na oryginalność! Tak! Tak, proszę państwa! Otóż w części swojej książeczki, która wydaje się być najzabawniejsza, przeciwstawia sobie Orfeusza i Chrystusa. Chrystus w interpretacji Süskinda to... cyniczny polityk, który w dodatku „postawił na inną, silniejszą partię”, stąd kuszenie szatanowi się nie udaje. Wykorzystuje On (Jezus, nie szatan) najlepsze zdobycze speców od PR. Jeśli tego jeszcze nie odkryliście, to dowiecie się od autora „Pachnidła”. Tak, tak! Wskrzeszenie Łazarza to właściwie wyborczy spektakl, gdzie z pełną premedytacją wykorzystuje się czyjś ból i cierpienie. Na dodatek Jezus Süskinda pozbawiony jest cech ludzkich, a umiera nie za konkretnego Jana, Piotra czy Eurydykę, tylko za „ludzkość”. No, może nie do końca jest taki nieludzki. Mówi przecież na krzyżu „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił”, ale zostaje to wycięte w napisanych później Ewangeliach Jana i Łukasza. Powód? „Polityczna poprawność”! Całe szczęście, że św. Jan i Łukasz nie zdołali wyeliminować z obiegu dwóch pozostałych Ewangelii, inaczej Süskind nie wykryłby ich manipulacji. O, proszę! Kolejny Dan Brown! Jeśli jeszcze nie pękacie ze śmiechu, to nic na to nie poradzę. Widocznie moje streszczenie jest kiepskiej jakości. Ale największa wina Jezusa polega zdaje się na tym, że nie jest artystą i że nie śpiewa. Domyślam się, że to dlatego tłum wołał: „Ukrzyżuj Go!” i domagał się uwolnienia Barabasza.
Artystą natomiast jest Orfeusz. I śpiewa. Co może dla znających mitologię grecką nie jest specjalną rewelacją. Ma też ludzkie uczucia i umiera nie za „ludzkość”, ale za konkretną osobę. A przy tym godzi się z faktem istnienia śmierci i chce tylko „pożyczyć” sobie Eurydykę na te kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat może. Co miał zamiar z nią robić przez ten czas? No, cóż... ten, tego... Musicie być tacy ciekawscy?
Jakoś tak nie wiem czemu, ale Orfeusz Süskinda mało mnie wzrusza. Może też jestem cyniczny albo coś? Orfeusz w wydaniu autora „Pachnidła” wprawdzie oczarowuje mieszkańców krainy cieniów swoim śpiewem (ciekawe, co im zaśpiewał? „Imagine” Lenona?), ale na mnie to wrażenia nie robi. Ba! Orfeusz w interpretacji Süskinda kusi do kpinek raczej. Bo też łachmyta to jakiś! Pachnie mi (a skąd mi ta zapachowa metafora przyszła?) współczesnym intelektualistą od siedmiu boleści. W Hadesie pertraktuje z władzami zamiast stanowczo domagać się swego lub użyć podstępu jak jaki Odyseusz. Zapewne obiecał im parę piosenek i występy na akademiach ku czci za owo wspomniane „wypożyczenie” Eurydyki. A potem – cienias jeden! – pierniczy całą sprawę odwracając się w najmniej stosownym momencie. I to wszystko ma mnie wzruszyć i poruszyć. No bo Orfeusz, indywidualista jeden, nie wykorzystuje swoich znajomości wśród bogów, tylko sam porywa się z motyką na słońce, tzn. na Eurydykę w Hadesie.
I tak oto otrzymaliśmy literacką wersję kochającego ludzi Premiera Prymusa albo Wielkiego Marszałka Wybitnego i znienawidzonego, żądnego władzy za wszelką cenę Prezesa. Ale Premier Prymus jako Orfeusz? Ło matko! Tym razem to chyba ja przegiąłem!
Jeśli już koniecznie mam czytać takie antychrześcijańskie bzdety, to zdecydowanie wolę pisane z pasją książki Ciorana lub Nietzschego. Bo to, co wepchnął nam Süskind pod nazwą „O miłości i śmierci”, to z pewnością nie „Pachnidło”, a co najwyżej „Smrodek”.
Patrick Süskind, O miłości i śmierci, tłum. Ryszar Wojnakowski, Poznań 2009
Zaczynałem czytać „O miłości i śmierci” z zainteresowaniem, a nawet z dużą ciekawością. Kontynuowałem z narastającym rozdrażnieniem, by odłożyć z niesmakiem i złością, że zmarnowałem czas na takie badziewie. Moja ciekawość brała się z tego prostego faktu, że nigdy nic Patricka Süskinda nie czytałem. Tak, nawet kultowego „Pachnidła”. Są tacy ludzie i właśnie do nich należę. A fuj!
Rozdrażnienie brało się z kilku powodów. Przede wszystkim z tego, że tytuł „O miłości i śmierci” jest nadany tutaj co najmniej na wyrost. Można by to od biedy nazwać może „Eros i Tanatos” albo jeszcze lepiej „Obłęd i śmierć”. Najśmieszniejsze, że na początku lektury sądziłem, iż właśnie rozprawienie się z mylnymi wyobrażeniami o miłości jest przedmiotem tego „arcydziełka”. No, cóż... ostrzeżeniem powinien był być cytat ze św. Augustyna przytoczony przez autora na początku.
Jeśli chcecie dowiedzieć się coś sensownego o miłości, to już lepiej sięgnijcie po Fromma. Z pewnością nic mądrego nie dowiecie się od Süskinda.
„O miłości i śmierci” Süskinda to literacki fastfood, w miarę atrakcyjnie podany, ale jakichś szczególnych wartości odżywczych, a zwłaszcza dobrych dla zdrowia, pozbawiony w zupełności. Taka lektura na jeden wieczór albo krótką jazdę pociągiem, w której autor popisuje się erudycją i znajomością mitologii greckiej. Gładki styl odzwierciedla tutaj jednocześnie płaskość myśli przypominającą taflę lodu: można się ślizgać bez żadnych przeszkód. Potem książeczkę należy wyrzucić do kosza z makulaturą i zapomnieć.
Nie, przepraszam! Autor się sili na oryginalność! Tak! Tak, proszę państwa! Otóż w części swojej książeczki, która wydaje się być najzabawniejsza, przeciwstawia sobie Orfeusza i Chrystusa. Chrystus w interpretacji Süskinda to... cyniczny polityk, który w dodatku „postawił na inną, silniejszą partię”, stąd kuszenie szatanowi się nie udaje. Wykorzystuje On (Jezus, nie szatan) najlepsze zdobycze speców od PR. Jeśli tego jeszcze nie odkryliście, to dowiecie się od autora „Pachnidła”. Tak, tak! Wskrzeszenie Łazarza to właściwie wyborczy spektakl, gdzie z pełną premedytacją wykorzystuje się czyjś ból i cierpienie. Na dodatek Jezus Süskinda pozbawiony jest cech ludzkich, a umiera nie za konkretnego Jana, Piotra czy Eurydykę, tylko za „ludzkość”. No, może nie do końca jest taki nieludzki. Mówi przecież na krzyżu „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił”, ale zostaje to wycięte w napisanych później Ewangeliach Jana i Łukasza. Powód? „Polityczna poprawność”! Całe szczęście, że św. Jan i Łukasz nie zdołali wyeliminować z obiegu dwóch pozostałych Ewangelii, inaczej Süskind nie wykryłby ich manipulacji. O, proszę! Kolejny Dan Brown! Jeśli jeszcze nie pękacie ze śmiechu, to nic na to nie poradzę. Widocznie moje streszczenie jest kiepskiej jakości. Ale największa wina Jezusa polega zdaje się na tym, że nie jest artystą i że nie śpiewa. Domyślam się, że to dlatego tłum wołał: „Ukrzyżuj Go!” i domagał się uwolnienia Barabasza.
Artystą natomiast jest Orfeusz. I śpiewa. Co może dla znających mitologię grecką nie jest specjalną rewelacją. Ma też ludzkie uczucia i umiera nie za „ludzkość”, ale za konkretną osobę. A przy tym godzi się z faktem istnienia śmierci i chce tylko „pożyczyć” sobie Eurydykę na te kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat może. Co miał zamiar z nią robić przez ten czas? No, cóż... ten, tego... Musicie być tacy ciekawscy?
Jakoś tak nie wiem czemu, ale Orfeusz Süskinda mało mnie wzrusza. Może też jestem cyniczny albo coś? Orfeusz w wydaniu autora „Pachnidła” wprawdzie oczarowuje mieszkańców krainy cieniów swoim śpiewem (ciekawe, co im zaśpiewał? „Imagine” Lenona?), ale na mnie to wrażenia nie robi. Ba! Orfeusz w interpretacji Süskinda kusi do kpinek raczej. Bo też łachmyta to jakiś! Pachnie mi (a skąd mi ta zapachowa metafora przyszła?) współczesnym intelektualistą od siedmiu boleści. W Hadesie pertraktuje z władzami zamiast stanowczo domagać się swego lub użyć podstępu jak jaki Odyseusz. Zapewne obiecał im parę piosenek i występy na akademiach ku czci za owo wspomniane „wypożyczenie” Eurydyki. A potem – cienias jeden! – pierniczy całą sprawę odwracając się w najmniej stosownym momencie. I to wszystko ma mnie wzruszyć i poruszyć. No bo Orfeusz, indywidualista jeden, nie wykorzystuje swoich znajomości wśród bogów, tylko sam porywa się z motyką na słońce, tzn. na Eurydykę w Hadesie.
I tak oto otrzymaliśmy literacką wersję kochającego ludzi Premiera Prymusa albo Wielkiego Marszałka Wybitnego i znienawidzonego, żądnego władzy za wszelką cenę Prezesa. Ale Premier Prymus jako Orfeusz? Ło matko! Tym razem to chyba ja przegiąłem!
Jeśli już koniecznie mam czytać takie antychrześcijańskie bzdety, to zdecydowanie wolę pisane z pasją książki Ciorana lub Nietzschego. Bo to, co wepchnął nam Süskind pod nazwą „O miłości i śmierci”, to z pewnością nie „Pachnidło”, a co najwyżej „Smrodek”.
Patrick Süskind, O miłości i śmierci, tłum. Ryszar Wojnakowski, Poznań 2009
niedziela, 27 czerwca 2010
To miała być debata???
Chyba podwieczorek starszych panów. Kpicie sobie z nas, Panowie?
I jeszcze Wielki Łowczy próbował zagrać jakimś świstkiem papieru na koniec. Dobrze, że nie czarną teczką.
Dawać mi tu zaraz krwawą jatkę, mordobicie i bezlitosne chlastanie po pysku! To po to tyle czasu zmarnowałem przed kompem?
Jeśli tak ma wyglądać „debata”, to w środę w jej trakcie idę sobie na spacer.
I jeszcze Wielki Łowczy próbował zagrać jakimś świstkiem papieru na koniec. Dobrze, że nie czarną teczką.
Dawać mi tu zaraz krwawą jatkę, mordobicie i bezlitosne chlastanie po pysku! To po to tyle czasu zmarnowałem przed kompem?
Jeśli tak ma wyglądać „debata”, to w środę w jej trakcie idę sobie na spacer.
sobota, 26 czerwca 2010
Wielki Marszałek Wybitny pęka przed prawdziwą debatą?
Na to wygląda :-)
Stąd zapewne ta wzmożona agresja Partii Obrażalskich. Trzeba jakoś przykryć ten obciach.
Stąd zapewne ta wzmożona agresja Partii Obrażalskich. Trzeba jakoś przykryć ten obciach.
czwartek, 24 czerwca 2010
Ju tu, czyli srutututu
I wyszło wreszcie szydło z PiS-owskiego worka! W końcu mogliśmy się przekonać, jak olbrzymim ignorantem w sprawach naprawdę ważnych jest prezes Kaczyński! Można nie wiedzieć, który kraj jest w Unii Europejskiej (w końcu tyle ich, że trudno spamiętać), można się nie znać na łupkach i gazie, można nie pamiętać, co to jest płatnik netto, można po wiedzę sięgać do Wikipedii (przecież po to tam jest!), ale żeby dopuścić się aż tak skandalicznej pomyłki?!
Proszę Państwa! Prezes Kaczyński mówi „U-dwa”!
Tak! To nie żart! To ponura prawda! Polska znów stała się pośmiewiskiem całego świata! Znów nasi rodacy w Irlandii i Wielkiej Brytanii muszą się czerwienić! Znów polski polityk naraził ich na drwiny i szyderstwa.
Fani irlandzkiego zespołu ślą zapewnienia, że w tych wyborach prezes Kaczyński ich głosu nie dostanie. Z dużym zrozumieniem odniósł się do tego lider zespołu Ju-tu, który wezwał jednocześnie do oddania głosu na Wielkiego Łowczego wszystkich Polaków. Premier Prymus ma dziś wieczorem wygłosić orędzie do narodu, w którym wyrazi głębokie ubolewanie z powodu tak niewiarygodnej ignorancji przeciwnika jego pacynki i wezwie do głosowania na Marszałka, aby uniknąć dalszej międzynarodowej kompromitacji naszego kraju.
Jeśli do tej pory jeszcze się wahałeś na kogo oddać swój cenny głos, teraz już wiesz!
Proszę Państwa! Prezes Kaczyński mówi „U-dwa”!
Tak! To nie żart! To ponura prawda! Polska znów stała się pośmiewiskiem całego świata! Znów nasi rodacy w Irlandii i Wielkiej Brytanii muszą się czerwienić! Znów polski polityk naraził ich na drwiny i szyderstwa.
Fani irlandzkiego zespołu ślą zapewnienia, że w tych wyborach prezes Kaczyński ich głosu nie dostanie. Z dużym zrozumieniem odniósł się do tego lider zespołu Ju-tu, który wezwał jednocześnie do oddania głosu na Wielkiego Łowczego wszystkich Polaków. Premier Prymus ma dziś wieczorem wygłosić orędzie do narodu, w którym wyrazi głębokie ubolewanie z powodu tak niewiarygodnej ignorancji przeciwnika jego pacynki i wezwie do głosowania na Marszałka, aby uniknąć dalszej międzynarodowej kompromitacji naszego kraju.
Jeśli do tej pory jeszcze się wahałeś na kogo oddać swój cenny głos, teraz już wiesz!
niedziela, 20 czerwca 2010
Ok. 80 procent w Chicago :-)
I okazało się, że twórca zamieszczonego niżej w tym blogu filmiku wyborczego to prorok jakiś. Kaczyński dał w Chicago Komorowskiemu potężnego łupnia. Szkoda, że Chicago to nie cała Polska.
Cóż, poczekamy, zobaczymy...
Cóż, poczekamy, zobaczymy...
piątek, 18 czerwca 2010
Zanim dokonasz wyboru: Dwa cytaty – dwie wizje Polski (i pewien wiersz)
„Jak panna nie jest ani ładna, ani posażna, to przynajmniej musi być sympatyczna”
Wielki Autorytet Wybitny o Polsce
„Chcemy Polski tak silnej, jak to tylko możliwe i wpływowej, jak tylko się da”
śp. Prezydent RP Lech Kaczyński, też o Polsce
Polska nie jest po prostu ładna. Polska jest najpiękniejsza.
Niektórzy chcieliby zrobić z Polski sprzedajną, pozbawioną czci i honoru, acz sympatyczną kurewkę.
I tak przy okazji przypomniał mi się jeszcze trzeci cytat - pierwsze dwie linijki wiersza Jana Polkowskiego z tomu "Drzewa":
Dla Ciebie ciągle małym chłopcem jest ten świat,
A Polska upragnioną córeczką...
Upragniona córeczka jest nie tylko najpiękniejsza, ale też najukochańsza. Jest najważniejsza.
Trzymajcie od niej myśliwych z dwururką z daleka.
Wielki Autorytet Wybitny o Polsce
„Chcemy Polski tak silnej, jak to tylko możliwe i wpływowej, jak tylko się da”
śp. Prezydent RP Lech Kaczyński, też o Polsce
Polska nie jest po prostu ładna. Polska jest najpiękniejsza.
Niektórzy chcieliby zrobić z Polski sprzedajną, pozbawioną czci i honoru, acz sympatyczną kurewkę.
I tak przy okazji przypomniał mi się jeszcze trzeci cytat - pierwsze dwie linijki wiersza Jana Polkowskiego z tomu "Drzewa":
Dla Ciebie ciągle małym chłopcem jest ten świat,
A Polska upragnioną córeczką...
Upragniona córeczka jest nie tylko najpiękniejsza, ale też najukochańsza. Jest najważniejsza.
Trzymajcie od niej myśliwych z dwururką z daleka.
czwartek, 17 czerwca 2010
Wrocławski Społeczny Komitet Poparcia Jarosława Kaczyńskiego
jako kandydata na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej liczy obecnie 817 osób!
Pełną listę można przeczytać tutaj.
Pełną listę można przeczytać tutaj.
poniedziałek, 7 czerwca 2010
piątek, 4 czerwca 2010
środa, 2 czerwca 2010
Przepraszam, a czy te płyty, które łaskawie dostaliśmy...
po prawie dwóch miesiącach, mają hologram, czy może to jest jednak wersja piracka? I czy zgadzają się z taśmą-matką? Czy też za parę dni usłyszymy kolejną wersję wydarzeń z tzw. „pewnych źródeł”? I kto tam wchodził lub wychodził z kabiny? Klął czy modlił się?
I gdzie jest autor?
I gdzie jest autor?
Subskrybuj:
Posty (Atom)