Internet przy swoich wadach pozwala na wiele rzeczy, które
niegdyś były nie do pomyślenia. W pewnym sensie więc ubogaca. Gdybym chciał
prześledzić np. różne wersje standardów jazzowych bez Internetu, to byłaby to
niegdyś „mission
impossible”. Teraz wystarczy kilka kliknięć myszą i można posłuchać różnych
wersji i to z różnych niemal epok.
Skąd zainteresowanie akurat tym motywem muzycznym? Ktoś, kto
posłucha i przyjrzy się zamieszczonym filmikom, pozna raczej bez trudu.
Na początek więc piękna interpretacja Nat King Cole’a,
którego lubię w tej „nieprzesłodzonej” wersji, z jego triem i który, jak
wyczytałem, jako pierwszy nagrał piosenkę „Nature Boy”. Potem wersja słynnego
Franka Sinatry. Dla mnie nieco zaskakująca. Milesa Davisa nie trzeba rekomendować
– każdy, kto nie znał, a lubi jazz, z chęcią posłucha – po prostu nostalgiczne cudeńko.
I na koniec coś odmiennego, niezupełnie już może jazzowego – Aurora – a od tego
się jakby zaczęło. I to jest już naprawdę zupełnie inna epoka. I inne strachy.
Można by tutaj dodać parę jeszcze innych intrygujących
wersji, ale poprzestańmy na tych. Kto zechce, znajdzie sobie resztę. Warto
poszukać – jest jeszcze kilka pięknych, nietuzinkowych interpretacji.