wtorek, 28 lutego 2017

„Nature Boy” na koniec karnawału

Internet przy swoich wadach pozwala na wiele rzeczy, które niegdyś były nie do pomyślenia. W pewnym sensie więc ubogaca. Gdybym chciał prześledzić np. różne wersje standardów jazzowych bez Internetu, to byłaby to niegdyś „mission impossible”. Teraz wystarczy kilka kliknięć myszą i można posłuchać różnych wersji i to z różnych niemal epok. 

Skąd zainteresowanie akurat tym motywem muzycznym? Ktoś, kto posłucha i przyjrzy się zamieszczonym filmikom, pozna raczej bez trudu. 

Na początek więc piękna interpretacja Nat King Cole’a, którego lubię w tej „nieprzesłodzonej” wersji, z jego triem i który, jak wyczytałem, jako pierwszy nagrał piosenkę „Nature Boy”. Potem wersja słynnego Franka Sinatry. Dla mnie nieco zaskakująca. Milesa Davisa nie trzeba rekomendować – każdy, kto nie znał, a lubi jazz, z chęcią posłucha – po prostu nostalgiczne cudeńko. I na koniec coś odmiennego, niezupełnie już może jazzowego – Aurora – a od tego się jakby zaczęło. I to jest już naprawdę zupełnie inna epoka. I inne strachy. 

Można by tutaj dodać parę jeszcze innych intrygujących wersji, ale poprzestańmy na tych. Kto zechce, znajdzie sobie resztę. Warto poszukać – jest jeszcze kilka pięknych, nietuzinkowych interpretacji.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz