poniedziałek, 23 marca 2020

Z dziennika kwarantanny 04: śmiercionośny wirus w sercu

Nie mam w zasadzie wątpliwości, że obecna pandemia czy też epidemia, a w każdym razie zaraza to jednak kara Boża. Niektórzy, nawet duchowni, obruszają się na takie stwierdzenie. Oczekują pewnie, że Pan Bóg to takie „ciepłe kluchy”, a nie kochający Ojciec. A przecież każdy kochający ojciec (a także matka) karze adekwatnie dzieci za zło, które popełniają. Czasami tak trzeba, jeśli łagodne słowa i siła argumentów nie działają.

Obecna zaraza wydaje się wręcz dość łagodną karą, jeśli weźmie się pod uwagę ilość zła popełnianego każdego dnia na całym świecie. Można się zastanawiać, czy jeśli ludzkość się nie opamięta, to nie spotka nas coś dużo, dużo gorszego.

Żyjemy bowiem w czasach szerzenia się cywilizacji śmierci. A szerzy się ona w zastraszającym tempie. Kiedy obserwuję np. tzw. „czarne marsze” i wykrzywione twarze protestujących, te ich bluzgi, środkowe palce, a nawet plucie i rzucanie różnymi przedmiotami w grupkę modlących się ludzi, to nieodmiennie przychodzi mi do głowy, że chyba nie wiedzą oni, kto tak naprawdę za nimi stoi. Usuńmy dwie litery z drugiego słowa wyrażenia „czarne marsze”, a będziemy mieli odpowiedź, czym tak naprawdę one są.

Ci, którzy obruszają się na stwierdzenie, że koronawirus to kara Boża, chyba nie biorą na poważnie tego, o jaką stawkę chodzi w tej grze. Przecież jeśli stawką jest albo wieczne potępienie, albo wieczne życie w nieskończonej radości bez łez i cierpienia, to tak naprawdę żadna kara na tym świecie nie jest zbyt surowa. Lękamy się bólu, lękamy się śmierci. Większość ludzi lęka się też operacji, wyrwania zęba, głupiego wbicia igły w czasie zastrzyku. A bez poddania się tym niemiłym zabiegom możemy przecież też skończyć fatalnie. Jeśli nawet nie spotka nas to, co i tak nieuniknione, to możemy resztę życia spędzić w cierpieniu, którego przecież chcieliśmy uniknąć.

Okazuje się, że są jednak tacy, którzy są kompletnie ślepi na tę rzeczywistość. Zaraza nie przemawia im do wyobraźni, nie skłania do chwili refleksji. Oto okazuje się, że np. aborcjoniści domagają się z powodu koronawirusa prawa do „zdalnych” aborcji, a propagatorzy śmierci na żądanie zdalnego wspomaganego samobójstwa. Śmierć czai się wokół, ale im mało jeszcze śmierci. Niewinne dziecko trzeba usunąć z tego świata, bo mama akurat chce robić karierę albo będzie musiała się zmagać z trudami życia, wychowując jednocześnie dziecko. Schorowanemu i samotnemu człowiekowi, który cierpi najlepiej też podać śmiercionośną ampułkę, zamiast wyciągnąć do niego pomocną dłoń, ofiarować mu choć chwilę wytchnienia w jego cierpieniu.

Czarne msze, czarne serca – śmiercionośny wirus tkwi w nich, jak okruch stłuczonego lustra w oku  i sercu Kaya.


Photo by David DeLorme from FreeImages

1 komentarz:

  1. Będę wykasowywał wszelkie reklamy "cudownych" serwisów na przetrwanie epidemii. Proszę nie zamieszczać reklam!

    OdpowiedzUsuń