Najpierw próbowałem wysłuchać odczytu naszej noblistki, ale
ponieważ szybko się znudziłem, postanowiłem przeczytać. To również wymagało ode
mnie dużego samozaparcia. Wykład, jaki wygłosiła pani Olga Tokarczuk przekonał
mnie tylko o tym, że skoro nie mam czasu na wiele książek, które chciałbym
przeczytać, to szkoda mojego czasu na pisarstwo naszej sławy.
Od samego początku tej lektury towarzyszyło mi poczucie
ogromnego banału i świadomość, że skądś to już wszystko znamy. Odczyt Tokarczuk
brzmi po prostu jak dobrze napisane wypracowanie zdolnej uczennicy szkoły
średniej („mundurek” Tokarczuk i to wężowisko na głowie bardzo kojarzy ją z
nastolatką, która jest zbuntowana, ale i grzeczna zarazem). Nie ma w tym
wypracowaniu żadnej odkrywczej myśli, za to sporo z myśli cudzych, które
autorka doprowadziła do banału. Jak na przykład: „Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i
umiera”. Albo jakże „odkrywcze”: „Fikcja jest zawsze jakimś rodzajem prawdy”
(na dodatek w tekście to zdanie jest wyróżnione).
Różnica między
wypracowaniem nastolatki a Tokarczuk jest może przede wszystkim taka, że
prymusi szkolni zaznaczają w swoich pracach cytaty. Olga Tokarczuk wchłonęła te
cytaty jak gąbka i stały się one częścią jej osobowości. Co gorsza te cytaty
trywializuje tak, że tracą one swą oryginalność. Te powyższe myśli czytaliśmy
przecież już gdzie indziej, ale wówczas brzmiały one odkrywczo i
kontrowersyjnie, tutaj jedynie banalnie. Nawet opowiedziana na samym początku historyjka
o radiu z „zielonym okiem” wydaje się brzmieć bardzo znajomo.
Są tutaj też myśli
mocno wątpliwe, słyszane już setki razy („Piszę fikcję, ale nigdy nie jest to
coś wyssanego z palca. Kiedy piszę, muszę wszystko czuć wewnątrz mnie
samej...”!) lub po prostu nieprawdziwe. Oto na przykład autorka stwierdza: „Coś
jest ze światem nie tak. To poczucie zarezerwowane kiedyś tylko dla
neurotycznych poetów, dziś staje się epidemią nieokreśloności, sączącym się
zewsząd niepokojem”. Trudno chyba o większą bzdurę (ponownie pierwsze zdanie
tego cytatu jest w oryginale wyróżnione). Domyślam się tylko, że kiedy
Chesterton na początku wieku pisał swoje What’s Wrong with the World, to
ten trzeźwo myślący człowiek był takim „neurotycznym poetą”!
Innym przykładem
nonsensów w tym tekście, wytkniętym zresztą Tokarczuk w prześmiewczym
streszczeniu przez jednego z blogerów, są jej dywagacje o gatunkach
literackich. Tego by nie napisał już chyba żaden średnio rozgarnięty polonista,
choć może mogłoby się to przydarzyć mało oczytanej uczennicy szkoły średniej.
Dołóżmy jeszcze głupstwa autorki o tym, jak to wyprawa
Kolumba doprowadziła do zmian klimatycznych, a tym samym do brzemiennych w
skutki wydarzeń historycznych, oraz o tym, jak to jesteśmy częścią jednej,
połączonej ze sobą całości i mamy w zasadzie kompletny obraz – autorka to taka
nasza nieco bardziej „wyrafinowana” wersja Grety Thunberg. Dlatego
stwierdziłem, że możemy spokojnie odrzucić teorie spiskowe, jakoby to jury
nagrody Nobla postanowiło dokopać Polsce, a zwłaszcza PiS-owi. Im się po prostu
spodobało to, co ona pisze, bo ona mówi to samo, co Greta. A i ojcowie synodu
amazońskiego, gdyby zorganizowali go po przyznaniu nagrody Nobla, być może
cytowaliby w swoim dokumencie roboczym albo końcowym Olgę Tokarczuk.
To wszystko świadczy o jednym: Tokarczuk idzie z Duchem
Czasu i dlatego, gdy minie nasza żałosna epoka, nikt jej czytać nie będzie.
Smutne jest jedynie to, że nagroda Nobla nada jej głosowi na jakiś czas wagi
autorytetu i każda bzdura wypowiedziana o Polsce (o jej antysemityzmie i kolonializmie)
będzie słuchana przez świat z nabożnym namaszczeniem. Dlatego też nie będę
skakać z radości – jak niektórzy skądinąd trzeźwo oceniający tę twórczość
prawicowi krytycy – z powodu Nobla dla Tokarczuk. To raczej nieszczęście.
Krótkotrwałe, ale jednak. No i żal tych dzieci, które będą musiały ją
obowiązkowo w szkole czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz