Wydarzenia z Pucka, gdzie objazdowy cyrk robił bydło,
wyraźnie pokazują, jakiej „tolerancji” i „demokracji” możemy się spodziewać,
gdyby do władzy doszła pani Kidawa-Błońska z jej przyjaciółmi.
Nie kwestionuję prawa do wyrażania swoich opinii także
protestem w czasie różnych spotkań i uroczystości, choć można się zastanawiać,
czy upamiętnienie pewnych wydarzeń to właściwy moment do gwizdów, krzyków i tym
podobnych... Co innego jest jednak gwizdanie czy domaganie się ustąpienia
kogoś, a co innego wykrzykiwanie wulgaryzmów pod adresem urzędującego
prezydenta, choćby się go bardzo nie lubiło.
Do tej pory nie usłyszałem, aby pani kandydatka, która potem
z tymi ludźmi się witała przy nagrywającej to wszystko kamerze, odcięła się od
takiego zachowania czy je potępiła. No tak, ale to przecież nie był prezydent
Komorowski. Już kiedyś pisałem o mentalności Kalego na tej stronie. Sami sobie,
drodzy Państwo, dopowiedzcie.
Tymczasem brzydką twarz pokazali „tolerancjoniści” także w Poznaniu, gdzie przyjęto tzw. „Europejską Kartę Równości w Życiu Lokalnym”.
Dziwi mnie nieco, że można takie rzeczy robić na poziomie lokalnym. Przydałaby
się jakaś ustawa, która by blokowała tego typu inicjatywy.
Mniejsza jednak o to. Takie rzeczy robią „kochający inaczej” w aglomeracjach miejskich, próbując rozsadzić państwo od środka, skoro nie mogą
zrobić tego na poziomie państwowym. Oni kochają tolerancję mniej więcej tak,
jak Kali swoje krowy albo objazdowy cyrk do robienia bydła pani Kidawy
demokrację. My mamy ich kochać, ale oni nas już niekoniecznie. A to oznacza, że
mieszkańcy Poznania będą musieli za ich pomysły płacić z własnej kieszeni i
wbrew sobie. To znaczy oni nauczą dzieci tęczowej „tolerancji” i „miłości”,
choćby rodzice tego nie chcieli. Bo jeśli rodzice czegoś nie chcą, to źle. Ale
jeśli tęczowi czegoś nie chcą, to dobrze. I tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz