Zaglądanie na internetową stronę kulturalną dziennika „Dziennik” wprawia mnie zazwyczaj w nastrój refleksyjny. Ot, na przykład zastanawiam się, co by z tej strony zostało, gdy zastosować do niej „brzytwę Elzenberga”? Hmm... no, cóż... Prawda?
Ostatnio zaintrygowany tytułem „Polskie gwiazdy zalewają rynek grafomanią”, postanowiłem sprawdzić, jaką to grafomanią i które to gwiazdy. Nie będę przecież tracił czasu na byle co, tylko poznam opinię krytyka. W końcu za to mu płacą. Pod nagłówkiem „Anna Powierza” przeczytałem tam m.in.:
„Jak zostać sławną”?. Mało kto się dowiedział. Wszyscy pamiętają historię słynnej promocji książki w Empiku, na której nie zjawił się nikt.
Zadumałem się: Jak wszyscy, jak nie wszyscy? Ja nie pamiętam! Potem wpadłem w nastrój melancholijny: Ba! Nawet nie wiem, kto to jest pani Anna Powierza. Przejrzałem raz jeszcze nazwiska. Z zaprezentowanych tam pań skojarzyłem tylko Dodę. To była żona tego z zielonymi (a może rudymi) włosami. Nie, zaraz... chyba raczej tego piłkarza. Nazwisko Brodzik też mi coś mówiło, ale nie byłem pewien co. A Maciąg? Maciąg? To może córka tego historyka literatury czy jak?
Po wyłączeniu komputera wpadłem w depresję: O matko! Ojej! Może ja tracę coś ważnego, że nie mam telewizji? Może umyka mi jakiś ważny aspekt rzeczywistości? Przecież to są gwiazdy! GWIAZDY! A ja co? A ja nic! I jakoś żyję.
No, ale co to za życie bez gwiazd? Jak w ciemnicy. Dobrze, że chociaż księżyc świeci.
- Odbitym światłem – mruknął Kłapouchy.
- Owszem, ale, światłem gwiazdy. Zawsze to coś – odparłem.
Kłapouchy w odpowiedzi ponuro skubnął oset, który zaczął przeżuwać z przygnębiającą determinacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz