Nigdy nie przypuszczałem, że będę się wściekał na prowadzących samochód nauki jazdy. Sam kiedyś uczyłem się jeździć, więc byłoby totalnym idiotyzmem denerwować się na kogoś, kto robi dokładnie to samo, co ja robiłem ładne parę lat temu. W końcu trzeba się jakoś nauczyć prowadzić samochód czy motocykl, a jak to zrobić bez wyjeżdżania na ulicę?
Na dołączonym tutaj zdjęciu widać skrzyżowanie ul. Kamiennej z Borowską we Wrocławiu. Prawie nigdy nie zdarza mi się tędy przejechać, by nie było przynajmniej jednego pojazdu z charakterystyczną literą „L” usiłującego skręcić w lewo. Jest to skrzyżowanie trudne nawet dla doświadczonych kierowców, a więc upodobali je sobie również instruktorzy nauki jazdy. Sęk w tym, że u innych użytkowników drogi może to wywołać zachowanie, które w języku angielskim nosi nazwę „road rage”. Zdarzało mi się na tym właśnie skrzyżowaniu oglądać łamanie przepisów ruchu drogowego, bo po prostu ktoś stracił cierpliwość i wyprzedził nieprzepisowo wóz nauki jazdy. Wcale mnie to nie dziwi. Nawet jeśli nie byłoby tutaj przyszłych mistrzów kierownicy, to czasem, by skręcić w lewo trzeba sporo poczekać. A co, jeśli akurat mamy przed sobą, jak na tym zdjęciu, aż trzy samochodu z „elką”? Dwie albo trzy zmiany świateł, jeśli nie dłużej. Raz widziałem, jak instruktor, a może egzaminator wysiadł na skrzyżowaniu z samochodu i kazał przesiąść się uczniowi. Też stracił cierpliwość. W ostatnią sobotę byłem świadkiem, jak na tym samym miejscu sposobiło się do skrętu w lewo aż pięciu adeptów sztuki kierowania pojazdem zmotoryzowanym. Wyobrażam sobie, jak zgrzytali zębami ci, którzy stali za nimi! A po chwili dołączył jeszcze szósty. Niestety nie miałem szansy tego sfotografować.
Problem nie dotyczy jednak tylko tego skrzyżowania. Tak się składa, że dosyć często jeżdżę samochodem po tej okolicy i muszę stwierdzić, że przypomina to jeden wielki poligon doświadczalny. Można tu spotkać oznaczone „elką” motocykle, samochody osobowe, ciężarówki i autobusy. To istna fabryka produkująca nowych kierowców. Ktoś powiedział mi, że jest to tzw. „strefa egzaminacyjna”. Ktoś, kto wymyślił tę strefę musi należeć do tych biurokratycznych kretynów, którzy mają przed oczami tabelki i kratki oraz piękne wizje ulepszenia życia, a nie widzą rzeczywistości tuż pod nosem. A rzeczywistość skrzeczy. To znaczy mieszkający i pracujący w tym miejscu, jeśli jadą samochodem lub motocyklem, muszą codziennie pokonywać tor z przeszkodami. Na krótkim odcinku między ulicą Semaforową a Piękną (autem jest to jakieś 5, góra 10 minut jazdy) naliczyłem jednego dnia, mijając lub wyprzedzając, około 20 różnych pojazdów kursu nauki jazdy! Dodać trzeba, że ulice wiodące na Brochów i Jagodno są wąskie i bardzo często, zwłaszcza na tej ostatniej trasie, powstają tam korki. Dotyczy to także ulicy Kamiennej na odcinku od Borowskiej do Hubskiej, gdzie nie ma możliwości wyprzedzić zawalidrogi z „elką”, bo w tym miejscu jest to droga jednopasmowa. Ale nawet i tutaj zdarza się, że jakiś wściekły kierowca usiłuje dokonać niemożliwego. Oczywiście łamiąc przepisy ruchu drogowego. Warto zauważyć, że jest tutaj kilka szkół, a więc tylko czekać nieszczęścia.
Mam wrażenie, że od pewnego czasu stężenie pojazdów kursu nauki jazdy na metr kwadratowy we wspomnianych okolicach wzrosło. Jeśli ktoś tego szaleństwa nie powstrzyma, prędzej czy później dojdzie do paru niebezpiecznych wypadków. A nie ma nic gorszego i bardziej niebezpiecznego niż kierowca wpadający w szewską pasję na drodze.
Na dołączonym tutaj zdjęciu widać skrzyżowanie ul. Kamiennej z Borowską we Wrocławiu. Prawie nigdy nie zdarza mi się tędy przejechać, by nie było przynajmniej jednego pojazdu z charakterystyczną literą „L” usiłującego skręcić w lewo. Jest to skrzyżowanie trudne nawet dla doświadczonych kierowców, a więc upodobali je sobie również instruktorzy nauki jazdy. Sęk w tym, że u innych użytkowników drogi może to wywołać zachowanie, które w języku angielskim nosi nazwę „road rage”. Zdarzało mi się na tym właśnie skrzyżowaniu oglądać łamanie przepisów ruchu drogowego, bo po prostu ktoś stracił cierpliwość i wyprzedził nieprzepisowo wóz nauki jazdy. Wcale mnie to nie dziwi. Nawet jeśli nie byłoby tutaj przyszłych mistrzów kierownicy, to czasem, by skręcić w lewo trzeba sporo poczekać. A co, jeśli akurat mamy przed sobą, jak na tym zdjęciu, aż trzy samochodu z „elką”? Dwie albo trzy zmiany świateł, jeśli nie dłużej. Raz widziałem, jak instruktor, a może egzaminator wysiadł na skrzyżowaniu z samochodu i kazał przesiąść się uczniowi. Też stracił cierpliwość. W ostatnią sobotę byłem świadkiem, jak na tym samym miejscu sposobiło się do skrętu w lewo aż pięciu adeptów sztuki kierowania pojazdem zmotoryzowanym. Wyobrażam sobie, jak zgrzytali zębami ci, którzy stali za nimi! A po chwili dołączył jeszcze szósty. Niestety nie miałem szansy tego sfotografować.
Problem nie dotyczy jednak tylko tego skrzyżowania. Tak się składa, że dosyć często jeżdżę samochodem po tej okolicy i muszę stwierdzić, że przypomina to jeden wielki poligon doświadczalny. Można tu spotkać oznaczone „elką” motocykle, samochody osobowe, ciężarówki i autobusy. To istna fabryka produkująca nowych kierowców. Ktoś powiedział mi, że jest to tzw. „strefa egzaminacyjna”. Ktoś, kto wymyślił tę strefę musi należeć do tych biurokratycznych kretynów, którzy mają przed oczami tabelki i kratki oraz piękne wizje ulepszenia życia, a nie widzą rzeczywistości tuż pod nosem. A rzeczywistość skrzeczy. To znaczy mieszkający i pracujący w tym miejscu, jeśli jadą samochodem lub motocyklem, muszą codziennie pokonywać tor z przeszkodami. Na krótkim odcinku między ulicą Semaforową a Piękną (autem jest to jakieś 5, góra 10 minut jazdy) naliczyłem jednego dnia, mijając lub wyprzedzając, około 20 różnych pojazdów kursu nauki jazdy! Dodać trzeba, że ulice wiodące na Brochów i Jagodno są wąskie i bardzo często, zwłaszcza na tej ostatniej trasie, powstają tam korki. Dotyczy to także ulicy Kamiennej na odcinku od Borowskiej do Hubskiej, gdzie nie ma możliwości wyprzedzić zawalidrogi z „elką”, bo w tym miejscu jest to droga jednopasmowa. Ale nawet i tutaj zdarza się, że jakiś wściekły kierowca usiłuje dokonać niemożliwego. Oczywiście łamiąc przepisy ruchu drogowego. Warto zauważyć, że jest tutaj kilka szkół, a więc tylko czekać nieszczęścia.
Mam wrażenie, że od pewnego czasu stężenie pojazdów kursu nauki jazdy na metr kwadratowy we wspomnianych okolicach wzrosło. Jeśli ktoś tego szaleństwa nie powstrzyma, prędzej czy później dojdzie do paru niebezpiecznych wypadków. A nie ma nic gorszego i bardziej niebezpiecznego niż kierowca wpadający w szewską pasję na drodze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz