piątek, 29 lipca 2016
Oni zawsze wiedzą lepiej
Bardzo lubię, kiedy różnej maści lewacy i wolnomyśliciele pouczają nas, katolików, jak mamy rozumieć Papieża, co powinniśmy sobie z jego słów zapamiętać lub na co mamy zwrócić uwagę.
sobota, 23 lipca 2016
Lepiej późno niż wcale
Podjęta przez Sejm uchwała w sprawie ludobójstwa dokonanego
przez Ukraińców na Polakach to dobra, choć spóźniona decyzja. Ale lepiej późno
niż wcale.
Jestem całym sercem za pojednaniem z Ukraińcami, ale trzeba
nazywać rzeczy po imieniu. Nie buduje się przyjaźni na kłamstwie.
Źle to jednak wróży na przyszłość, jeśli banderyzm nie spotyka się z
potępieniem, a nawet cieszy się na Ukrainie pewną popularnością. Pamiętam
wściekłość, jaką czułem idąc ul. Stepana Bandery we Lwowie. W pamięci
przechowuję m.in. wstrząsającą relację mojej cioci, która widziała jako dziecko
zmasakrowane zwłoki dwóch kobiet z jej wioski, ofiary zbrodniczej, bestialskiej
działalności UPA.
środa, 20 lipca 2016
Czy islamiści są opętani?
Kiedy słyszy się o kolejnych incydentach w Europie z
udziałem islamistów, nie sposób nie zadać sobie pytania: czy mamy do czynienia
z psychopatami, czy z ludźmi najzwyczajniej w świecie opętanymi przez diabła?
Jak to bowiem zrozumieć? Ojciec trójki dzieci wjeżdża
ciężarówką w tłum świętujących w Nicei i dokonuje masakry niewinnych ludzi.
Jakiś przybysz z Afganistanu (według ostatnich doniesień być może Pakistańczyk,
który zmienił tożsamość, by dostać azyl) biega po pociągu w Niemczech i
szlachtuje ludzi siekierą i nożem. Inny pochodzący z Maroka mężczyzna dźga
nożem matkę i jej trzy córki na południu Francji, a ich jedyną winą jest to, że
są „zbyt skąpo” ubrane. W tym ostatnim przypadku najmłodsza ofiara ma osiem
lat!
Kiedy obserwuje się wydarzenia ostatnich miesięcy, a także
bezradność (głupotę?, cynizm?, celową grę?) polityków europejskich, wrażenie
jest takie, jakby do Europy wpuszczono stado demonów. Nie wiadomo już tak
naprawdę, gdzie i kiedy dojdzie do kolejnego opętania i ile ofiar opętanego
zginie lub odniesie rany.
PS
Ciekawe światło na to wszystko rzuca artykuł opublikowany na portalu „Polonia Christiana”: Komputery dżihadystów pełne pornografii. Amerykański generał o przyczynach agresji wobec kobiet i dzieci.
Ciekawe światło na to wszystko rzuca artykuł opublikowany na portalu „Polonia Christiana”: Komputery dżihadystów pełne pornografii. Amerykański generał o przyczynach agresji wobec kobiet i dzieci.
wtorek, 19 lipca 2016
poniedziałek, 18 lipca 2016
Corner Shop: Wszystko w rodzinie czyli dlaczego Big Daddy budzi w nas sympatię?
Kiedy przed laty czytałem wybór dramatów pisarzy
amerykańskich, uderzyła mnie jedna rzecz w szczególności – że wszystko to były
dramaty rodzinne, dziejące się w rodzinie. Nie pamiętam już samej publikacji,
ale jeśli to, co w niej przedstawiono – ten wybór amerykańskiej dramaturgii –
było odzwierciedleniem dominującej tendencji w pewnym okresie Stanów
Zjednoczonych, to mówiło to wiele o samym społeczeństwie amerykańskim, o tym, co
dla niego było wówczas rzeczą istotną. Pytanie – czy istotną i dziś, kiedy
tendencje podminowujące rodzinę i tradycyjne, oparte na religii jej rozumienie
szerzą się w zastraszającym tempie zarówno w samych Stanach, jak i w Europie?
Być może owe dramaty rejestrowały już wówczas z czułością najczulszych
sejsmografów zbliżającą się katastrofę?
Nie pamiętam, czy ów wybór dramatów zawierał tę sztukę
Tennessee Williamsa. Ale chyba musiała tam być. W każdym razie, po jej
(ponownym?) przeczytaniu, mam niejasne wrażenie, że już musiałem ją poznać
wcześniej i to raczej nie z telewizji ani po obejrzeniu spektaklu teatralnego.
„Cat on a Hot Tin Roof” to właśnie jedna z takich sztuk „rodzinnych”. Akcja
zacieśniona jest wręcz do jednego domu, jednego wieczora, a nawet do jednego
pokoju, który ma również swoją (dwuznaczną) przeszłość.
Myślę, że do pewnego stopnia, oprócz innych jej walorów, w
tej dwuznaczności, braku pewnych dopowiedzeń leży siła sztuki Williamsa. Nie
wiem, co z tego robią we współczesnych inscenizacjach tego znanego dramatu. Czy
przypadkiem nie uwypuklają wątku homoseksualnego? Współczesny polski tłumacz
(aktor-homoseksualista, który boi się przechodzić obok kościoła, by nie porwało
go złe Mzimu) spolszczył sztuki amerykańskiego dramaturga uwspółcześniając ich
język. Także i w tym przypadku, z tego, co wiem, nadał sztuce współczesnego
sznytu, ubrutalniając słownictwo, np. oddając słowo „sodomy” przez „anal”.
Dla mnie jest „Cat on a Hot Tin Roof” przede wszystkim
sztuką o zakłamaniu i samotności, ale też słabości i bezradności wobec
przemijania i cierpienia. Gdzieś w tle tego wszystkiego czai się potworna
pustka, czarna dziura, która czeka, by wchłonąć każdego z bohaterów po kolei. I
to zarówno antypatycznych Mea i Goopera, jak i Bricka i Maggie. Kiedy się o tym
myśli, zimny dreszcz przebiega po plecach. Zadziwiające jest dla mnie to, że
Big Daddy wywołał u mnie jako czytelnika odruchy jakiejś dziwnej sympatii i
współczucia i to mimo jego antypatycznego stosunku do biednej małżonki,
wulgarności, jak i potwornej pustki jego całego życia. Czyżby za tym wszystkim
kryła się właśnie owa czarna dziura, która już niedługo ma go wchłonąć?
Swój kieszonkowy egzemplarz „Cat on a Hot Tin Roof” nabyłem,
podczas ostatniego pobytu w Londynie, w tzw. „charity shop”, gdzie można kupić
za śmieszne pieniądze „mydło i powidło” z drugiej ręki. Sama książeczka
przypomina nieco modlitewnik, bo brzegi stron są czerwone, a została wydana w
serii „Signet Books” w Stanach. Wewnątrz jest kilka czarno-białych fotografii
ze słynnego filmu w reżyserii Richarda Brooksa z Paulem Newmanem i Elizabeth
Taylor oraz z broadwayowskiej inscenizacji. Zaletą tomu jest to, że jako
dodatek zamieszczono w nim drugą wersję III aktu. Jest to wersja, którą
Tennessee Williams opracował kierując się wskazówkami E. Kazana, reżysera tej
sztuki na Broadwayu. Ta wersja III aktu podoba mi się nawet bardziej niż
oryginalna. Jest bowiem bardziej dynamiczna, ekspresyjna. Sam Big Daddy pojawia
się w tej wersji ponownie i wypada tutaj zdecydowanie bardziej sympatycznie, co
musiało budzić u widza więcej współczucia. Z drugiej strony przeróbka ta wydaje
się psychologicznie nieco mniej wiarygodna (na co zresztą zwracał uwagę sam
autor sztuki w swoim posłowiu).
Sama książka jest w bardzo dobrym stanie. Zastanawiam się
więc biorąc ją do ręki, czy była w ogóle czytana, czy przeleżała ponad pół
wieku u kogoś na półce od czasu do czasu tylko odkurzana, czy może jednak ktoś
ją czytał choć raz, może dbał, żeby jej nie zniszczyć? I czy przywędrowała do
Londynu w czyjejś walizce lub plecaku ze Stanów, czy może została kupiona po
prostu w londyńskiej księgarni, by ostatecznie trafić do mnie?
wtorek, 12 lipca 2016
czwartek, 7 lipca 2016
Ludobójstwo na Ukrainie – krwawa plama na honorze PiS-u
Mimo całej mojej sympatii do PiS-u nie jestem w stanie
zrozumieć stosunku tej partii do rzezi wołyńskiej, której kolejna rocznica się
zbliża. Rozumiem chęć pojednania polsko-ukraińskiego i budowania przyjaznych
relacji z tym krajem. Sam miałem okazję spotkać w ostatnich dwóch latach wielu
sympatycznych młodych Ukraińców, a w czasie podróży z moją Mamą do krainy jej
dzieciństwa – małej wioski w pobliżu Jazłowca – byłem zaskoczony przyjaznym
nastawieniem zwykłych ludzi. Jestem też zdania, że wizja wspólnego państwa,
jakiejś unii polsko-ukrańskiej nie jest pomysłem całkiem utopijnym. Ba! Jestem
nawet przekonany, że taka unia nadałaby takiemu państwu nową dynamikę i to
zarówno w dziedzinie kultury (co można obserwować nawet teraz), jak i
gospodarki.
Jest jednak jedno „ale”. Nie wyobrażam sobie budowania
jakichkolwiek zdrowych relacji – osobistych czy państwowych – na kłamstwie.
Wyobraźcie sobie próbę zbudowania normalnego życia z kimś, kto w przeszłości
popełnił potworną zbrodnię, a teraz nie tylko nie chce o tym mówić, ale nawet
przyznać się do jej popełnienia, a jeśli już nawet przyznaje się, to
usprawiedliwia to szeregiem okoliczności i jeszcze zwala winę na ofiarę,
zrównując ją z sobą. A jak wyglądałyby nasze relacje z Niemcami, gdyby
oficjalnie i ustami wielu swoich historyków, głosili odpowiedzialność Polski za
wybuch II wojny światowej i twierdzili, że obozy koncentracyjne były słusznym,
choć może brutalnym odwetem za krzywdy wyrządzone Niemcom?
Mamy oczekiwać, że Ukraińcy któregoś dnia sami zrozumieją,
jak potwornych zbrodni dopuścili się ich dziadowie i ojcowie? Będziemy więc
milczeć? Polski Sejm upamiętnił swego czasu ludobójstwo Ormian, ale nie uczci
ludobójstwa dokonanego na obywatelach własnego państwa? Zgadzam się tutaj z
Pawłem Kukizem, który powiedział do polityków: „Jak pójdziecie zwyczajowo co
niedzielę do kościoła, to pomódlcie się do Pana Boga za tych, co zginęli za
Ojczyznę. A po modlitwie zastanówcie się, co się stało z waszym honorem”.
środa, 6 lipca 2016
wtorek, 5 lipca 2016
Petersburg według Nohavicy (i nie tylko)
Są takie piosenki, które zapadają w pamięć i w serce.
Piosenki wyjątkowe, których można słuchać i słuchać, i słuchać... i znajdować
ciągle radość z faktu, że istnieją.
Od jakiegoś czasu słuchamy z żoną namiętnie piosenek
Jaromira Nohavicy. Choć język czeski wydaje się być bliski Polakom, to jednak
niekiedy więcej pozostaje w sferze domysłu. W czym też można znaleźć swoisty
urok. Josif Brodski znajdował taki na przykład, gdy czytał wiersze poetów
anglojęzycznych. Nie rozumiejąc wszystkiego zadawalał się tym, co dopowiadała
wyobraźnia.
Na szczęście Nohavica jest popularny nie tylko w Czechach i
ma grono wielbicieli w Polsce, a więc również istnieją polskie wersje jego
utworów (niekiedy wykonywane przez samego piosenkarza). Przyjeżdża tu także na
koncerty. Nie wiem, czy przypadkiem nie pierwszy jego koncert odbył się w
Polsce we Wrocławiu w roku 1989, kiedy to do stolicy Dolnego Śląska zjechali
bardowie z ówczesnej komunistycznej jeszcze Czechosłowacji, a raczej niekiedy spoza, bo na przykład
związany z Radiem Wolna Europa emigrant Karel Kryl koncertować w swoim kraju
wówczas nie mógł. Zjechali też Czesi i Słowacy, by ich posłuchać, a koncert w Teatrze Polskim był niesamowitym
wydarzeniem. Kto nie był, a mógł być, niech żałuje. Dla mnie wówczas magnesem
był oczywiście Kryl, którego piosenek słuchałem z wydanej chyba przez Nową
kasety magnetofonowej. Nohavicy nie znałem. Prawdopodobnie wtedy usłyszałem go
po raz pierwszy. To zresztą w ogóle historia na osobny tekst.
Nohavica podpadł mi swoimi donosami na Karela Kryla, do
czego przyznał się w roku 2006. Rzecz jasna tłumaczył się tym, że nie mówił
nic, co mogłoby komukolwiek zaszkodzić. Nieznośnie typowi są ci wszyscy kapusie
albo po prostu głupi. Gdyby choć jeden po prostu powiedział, że był świnią i że
nic go nie usprawiedliwia! Dobrze jednak, że się przyznał, a nie zaprzeczał jak
niektórzy. No cóż, człowiek bywa ułomny, a komunizm przyczynił się do
prostytuowania wielu artystów.
Ten epizod z przeszłości jednak nie przeszkadza mi podziwiać
poetyckich piosenek autora „Darmodzieja”. A i pewnie z samym autorem można by
nawiązać przyjazne relacje, bo nie wydaje się złym człowiekiem. Mój podziw i
szacunek budzi też to, że wziął się za bary ze swoim nałogiem i jest niepijącym alkoholikiem.
Z pewnym niepokojem myślę o tym, że gdyby nie to, chyba wielu jego piosenek by nie było, a
być może i samego pieśniarza nie byłoby już wśród nas. Zostałaby legenda. Ale
co nam po takich legendach?
Polskich wersji piosenek czeskiego barda można wysłuchać na
dwupłytowym albumie „Świat według Nohavicy”, gdzie jego utwory śpiewa śmietanka
polskich artystów znanych i mniej znanych. Sporo z jego bogatej twórczości
można znaleźć w Internecie.
Jak już napisałem na początku – są takie piosenki, które
zapadają w pamięć i w serce. Do takich należy bez wątpienia „Petersburg”, choć
u Nohavicy mógłbym wymienić ich co najmniej jeszcze kilka.
Nie zawsze piosenka poetycka w przekładzie i nowym wykonaniu
zadawala koneserów. Zadziwiające jednak jest to, kiedy ta sama piosenka ma trzy
różne wersje (w tym przypadku oryginalną i dwie polskie), a każda z nich jest
równie znakomita. W przypadku „Petersburga” chodzi zarówno i o tekst, jak i o
interpretację muzyczną.
Zresztą, najlepiej zweryfikować to samemu. Po kolei
„Petersburg” śpiewają: Andrzej Ozga, Artur Andrus i sam autor:
Subskrybuj:
Posty (Atom)