Arcybiskup
Fulton J. Sheen napisał:
Pary
małżeńskie często mówią: „Nie możemy sobie pozwolić na więcej dzieci”.
Ci,
którzy wyrażają takie zdanie, prawdopodobnie nigdy nie pomyśleli o straszliwej
zasadzie, jaką zwiastują, a mianowicie: prymacie tego, co ekonomiczne nad tym,
co ludzkie. Wprowadźcie to w życie we wszystkich innych dziedzinach.
Przypuśćmy, że mąż mówi, iż nie będzie już wspierał swojej żony. Czy powinien
mieć prawo ją zastrzelić?
(...)
Ci,
którzy przyznają prymat temu, co ekonomiczne, nie są tak naprawdę
zainteresowani oszczędzaniem czy zarabianiem; są zainteresowani wydawaniem,
które dyktuje udaremnianie życia. Próżniackie namiętności i pragnienie więcej
kredytu, ubrań, oraz egoizm określają ich filozofię. Wierzą, że wolno im
manipulować życiem poza prawami Bożymi, ponieważ prawa płodnego małżeństwa
wiążą jedynie katolików.
Powiadają
oni, że katolicy są przeciwni wszelkiemu udaremnianiu ludzkiego życia w
małżeństwie, ale należy pamiętać, że ci, którzy nie są katolikami, nie mają
więcej wolności naruszania naturalnych praw Bożych niż ktokolwiek inny. Tak się
składa, że Kościół katolicki broni prawa naturalnego. Są tacy, którzy wierzą,
że sprzeciw wobec udaremniania miłości, zasada, że przeznaczeniem małżeństwa
jest być płodnym, to jedynie i wyłącznie nauka katolicka. Przypuśćmy, że spora
większość ludzi chodziłaby wokół z zawiązanymi oczami i zatkanymi uszami.
Wkrótce mielibyśmy encyklikę papieską sprzeciwiającą się temu, a Kościół
mówiłby: „Nie jest rzeczą właściwą, by zawiązywać oczy i zatykać uszy. Rozum
mówi, że oczy zostały stworzone do widzenia, a uszy do słuchania. Musicie
pozwolić tym organom pełnić funkcję, do której stworzył je Bóg”.
Wielu
powiedziałoby: „Och, Kościół katolicki sprzeciwia się kontroli oczu”.
„Kościół
katolicki sprzeciwia się kontroli uszu”.
Współczesnemu
człowiekowi wydaje się, że jest mądrzejszy od Boga, wyrządza krzywdę sobie i
bliźnim. Zamiast przemyśleć prawa Boże, dostrzec ich sens, zauważyć, że nie
wszystko to, co dobre, jest łatwe, a te prawa stoją na straży miłości, buntuje
się przeciwko nim. Bardzo często wspomniany wyżej przez arcybiskupa Sheena
prymat ekonomiczny odgrywa tutaj ogromną rolę, tak ogromną rolę, że przestaje
się liczyć człowiek, osoba, brat, mąż, żona czy siostra. Zwłaszcza ten
cierpiący, który wydaje się być bezużyteczny.
Vincent
Lambert był pod względem ekonomicznym bezużyteczny, wymagał stałej opieki
lekarskiej, był więc nikomu niepotrzebny. I nie mówię tutaj o jego bliskich,
którzy do końca walczyli o to, by utrzymać go przy życiu (niestety nie wszyscy, jego żona na przykład chciała jego śmierci). Prymat ekonomiczny
zwyciężył nad człowiekiem. Ludzki bunt przeciwko planom Bożym zwyciężył nad
miłością bliźniego. Wygoda na brakiem egoizmu.
Niedawno
pewna polska celebrytka powiedziała: „Dziwi mnie ten podział świata na płcie.
Oczywiście jest to kluczowe, ale nie zawszy wyznacza wszystko. Zakochujemy się
w człowieku, a nie w płci”. Z pozoru jest to wszystko sensowne, ale tylko z
pozoru. Jest w tym niechęć do akceptacji rzeczywistości. Nie chodzi tutaj tak
naprawdę o miłość bliźniego, ale wspomniany przez Sheena egoizm, o nieakceptację
naturalnych praw Bożych. Miłość zostaje tutaj sprowadzona do seksu tak naprawdę,
bo przecież nie do czego innego. Ta celebrytka woli chodzić w opasce na oczach
i z zatyczkami w uszach, nie widzieć dwóch płci, które ją „ograniczają”, a
jeśli Kościół powie jej, że to jest złe, będzie mówić, że to Kościół ją
ogranicza...