Wśród różnych wpisów i wrzutek na różnych mediach
społecznościowych zwrócił moją uwagę jeden, na którym kapłan pokazał krótki
filmik swojego dość dużego i pustego kościoła i opatrzył go mniej więcej takim
tekstem: „Wolę 5 osób na Mszy niż 50 trumien za dwa tygodnie”.
Muszę stwierdzić, że przemawia do wyobraźni. Mam jednak
problem z takim rozumowaniem. Pisałem już tutaj o dziwnym zaleceniu, by w
kościołach na Mszy św. nie było więcej niż 5 osób, gdy wystarczy podjechać pod
którykolwiek supermarket i zobaczyć, że jest tam z całą pewnością więcej ludzi
w środku (chciałoby się powiedzieć: „niebezpiecznie więcej”) niż w przeciętnym
kościele, kiedy obowiązywał limit do 50 osób.
Jednak zalecenia jedno, a wiara drugie. I tym razem chodzi
mi bardziej o to drugie. Kiedy widzę bowiem taki wpis, jak ten na początku,
zastanawiam się nieodparcie: A co z wiarą? To prawda: jesteśmy bytami
cielesno-duchowymi i należy dbać zarówno o duszę, jak i ciało. I nie znaczy to,
byśmy mieli bezsensownie narażać swoje życie, choć dusza jest nieśmiertelna.
Czy jednak oznacza to unieważnienie wiary? Czy oznacza to większą obawę o ciało
i brak wiary w to, że Pan Bóg nas uchroni? Dusza jest nieśmiertelna, ciało i
tak skazane jest na śmierć, choć – jak wierzymy – w końcu powstaniemy z
martwych ciałem.
Tak, człowiek, który rzuci się w przepaść, twierdząc, że Pan
Bóg go ocali, jest głupcem albo szaleńcem. Nie dlatego, że Pan Bóg mógłby go
nie ocalić, ale dlatego, że wystawia na próbę Pana Boga. Ale czy pójście do
kościoła na Mszę św. w czasie epidemii jest takim szaleństwem/głupotą? Czy może
jest jednak zaufaniem Panu Bogu, że nic mi się nie stanie, jeśli spełnię swój
obowiązek uczestnictwa w niedzielnej Mszy św.?
Gdzie jest granica między głupotą a po prostu głębokim
zaufaniem, zawierzeniem Panu Bogu? Czy uczestnictwo z wiarą we Mszy św., godne
przyjęcie Komunii św. jest wystawianiem Pana Boga na próbę? Czy raczej jest
wypróbowaniem mojej własnej wiary?
I jeszcze jedno pytanie: zawierza się Polskę opiece Matki
Bożej. I słusznie. Wzywa się do modlitwy. Bardzo dobrze! A co z nawoływaniem do
nawrócenia? Dlaczego nikt nie grzmi, że np. rząd w ramach ekspiacji powinien
zmienić prawo dopuszczające mordowanie nienarodzonych?