Dla mnie taką powieścią, która na zawsze pozostała we mnie,
jest „Robinson Crusoe” Daniela Defoe. Przeczytałem ją dość wcześnie, bo gdzieś
w drugiej lub trzeciej (najpóźniej) klasie szkoły podstawowej. Pamiętam to tak
dokładnie, gdyż po trzeciej klasie zmieniłem szkołę i wiem, że już wówczas
miałem tę powieść za sobą – a właściwie w sobie.
Są jednak też i takie książki, które przeczytało się już
dużo później i żałuje się, że nie były lekturami w dzieciństwie. Dla mnie do
tych książek należy „The Old Curiosity Shop” Charlesa Dickensa ze swoją galerią
barwnych postaci, tajemnicami, przygodą, humorem, który wcale się nie zestarzał
i fragmentami, które zdają się być dość... nowoczesne, choć przecież nie brak w
tej powieści i sentymentalizmów z epoki wiktoriańskiej, jakie u współczesnego
czytelnika raczej wzbudzą co najmniej uśmiech, jeśli nie kpinki, zamiast
wzruszenia. Z niektórych wątków pokpiwano sobie nawet nie tak długo po wydaniu
tej powieści, o czym przypomina Peter Preston, autor wstępu (który zresztą
najlepiej przeczytać po skończeniu lektury, by nie psuć sobie jej przyjemności
– zadziwiające, że sam wydawca zamieścił takie ostrzeżenie, zamiast zrobić z
wstępu po prostu posłowie) przytaczając wypowiedzi takich tuzów literatury
anglojęzycznej, jak Chesterton czy Wilde. Myślę, że jako dziecko, a więc
czytelnik naiwny, wzruszałbym się tymi sentymentalizmami, a nie traktowałbym je
z pobłażliwą wyższością kogoś, kto coś tam trochę wie o literaturze.
Dla mnie zaletą tej powieści, oprócz wartkiej akcji, jest
wspomniana już wcześniej galeria barwnych postaci, z których większość
namalowana jest tak plastycznie, że wręcz narzucają się wyobraźni jakbyśmy
stali przed doskonałym XIX-wiecznym malowidłem. Nawet najdrobniejsza postać,
najbardziej marginalna, jest tu przedstawiona tak, że wciąż powraca żywo w
pamięci, nawet dłuższy czas po skończeniu lektury.
Zresztą dotyczy to nie tylko bohaterów tej znakomitej, nawet
jeśli mającej swoje skazy, powieści. W równym stopniu – miejsc, a także
zwierząt, z których wyróżnia się pewien sympatyczny konik, odmalowany z taką
dozą humoru, że nie sposób nie nabrać do niego sympatii, zwłaszcza, jeśli
samemu trochę jeździ się konno i wie, jaki „charakterek” potrafią mieć niektóre
z tych czworonogów.
Z tej galerii postaci, oczywiście na pierwszy plan wybija
się diaboliczny Quilp, jeden z tych szwarccharakterów, które na zawsze
pozostaną w historii literatury. Ale też i jego przeciwieństwo – uczciwy do
szpiku kości, szczery i uczynny Kit czy dobrotliwi państwo Garland. Rzecz jasna
bohaterska mała Nell odgrywa tu niebagatelnie ważną rolę, tak jak jej przygody
z opiekującym się nią – czy raczej będącym bardziej pod jej opieką – dziadkiem.
A rodzeństwo Brassów? Kanalia Sampson wraz z jego „piękną” maskulinistyczną
siostrzyczką Sally? To para, która może być modelem dla wszelkich literackich i
filmowych szumowin. Tę listę można by ciągnąć i ciągnąć...
Dla koneserów dobrej literatury zaletą tej powieści jest
także jej wielowarstwowość, przejawiająca się choćby w nawiązaniach literackich
zarówno do arcydzieł literatury światowej (jak Biblia czy Szekspir), do
literatury religijnej („Pilgrim’s Progress”) czy wreszcie do popularnych
piosenek i wierszy. Nie brak tu także całego sztafażu romantycznego – wiekowych
ruin, mrocznych legend, grobów, szaleństwa, rodzinnych tajemnic, wielkiej
romantycznej miłości, a nawet wiejskiego nauczyciela uczącego dziatki w położonej
wśród lasów osadzie...
Czytanie Dickensa, lektura „The Old Curiosity Shop” to jak
powrót do dzieciństwa, do tych wspaniałych powieści, historii, przygód, które
kształtowały naszą wyobraźnię.
Dickensa warto czytać, warto do niego wracać. W jego prozie
jest duch przygody, ale jest też w ogóle duch, który czyni ją wciąż żywą, wciąż
pasjonującą, wciąż zarówno wzruszającą, jak i budzącą śmiech. I jak każdą dobrą
książkę – odkłada się ją z żalem, że to już i że nie ma ciągu dalszego...
Charles
Dickens, The Old Curiosity Shop, Wordsworth Classics, Ware 1995.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz